Rozdział 18 𝓓𝓮𝓪𝓷

135 15 16
                                    

Wiedziałem, że ciocia jest w dobrych rękach, a nadmierne zamartwianie się w niczym by mi nie pomogło, więc pozwoliłem swoim myślom ruszyć w innym kierunku.

Jej oczy przeszywające mnie do szpiku kości, jej uśmiech topiący moje serce, jej dłoń szczelnie zamknięta w mojej.

Ta chwila, choć nie trwała długo, dała mi do myślenia. Jej bliskość wywoływała u mnie spokój, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie zaznałem. Pomimo tego, że znaliśmy się zaledwie parę miesięcy, już znaczyła dla mnie dużo. Chciałem mieć ją blisko siebie częściej. Moje serce tego pragnęło.

Pierwszy cel - zobaczenie jej prawdziwego uśmiechu, został spełniony. Kolejnym było to, aby zrozumiała, że jest wystarczająca. Wiedziałem, jak bardzo trudno jest, gdy myśli się całkowicie odwrotnie. Do tego musiała zauważyć swoje piękno, które miała wewnątrz siebie, jak i na zewnątrz.

Kiedyś nazwała mnie swoim bohaterem, było to dla mnie wyjątkowe uczucie, ale jednocześnie ciężko było mi to przyjąć. Zastanawiała się też, dlaczego chciałem jej pomóc. Miałem odpowiedź na to pytanie. Cztery lata temu byłem świadkiem okrutnego wydarzenia, ale nic nie zrobiłem. Obserwowałem cierpiących ludzi zza drzewa, słuchałem ich rozdzierających serce krzyków, a jednak nie ruszyłem się ani o krok.

Po tej sytuacji sobie coś obiecałem. Nigdy więcej nie chciałem zostawić kogoś, kto potrzebował pomocy. Dlatego skoczyłem na tory w ratowaniu pieska, a później.. wszystko potoczyło się samo. Chciałem być przy Nellie nie z powinności, a dlatego, że na to zasługiwała. Była wyjątkowa.

Ta dziewczyna z każdym dniem zadziwiała mnie coraz bardziej. Im głębiej wpuszczała mnie do swojego życia, tym mocniej uświadamiała mi, jak silna jest. Tak bardzo chciałem, aby mogła zobaczyć siebie moimi oczami.. Była dla mnie wzorem godnym naśladowania, też chciałem móc potrafić tak walczyć. Ale ja byłem słaby, ja uciekałem.

Uciekłem od przeszłości, bo sobie z nią nie radziłem.

Wytrzymałem w tamtym domu dziewiętnaście lat.

Dziewiętnaście lat nieodczuwanej miłości ze strony ojca.

Piętnaście lat ukrywania tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami.

Dwanaście lat błagania mamy o to, aby wzięła rozwód.

Dziesięć lat radzenia sobie z samotnością.

Sześć lat chronienia siostry przed złem.

Teraz byłem wolny, ale przeszłość i tak zaciskała na mnie swoje szpony. Poza tym, zachowałem się jak największy egoista, zostawiłem Lily samą na pastwę losu. Miałem plany co do tego, jak ją stamtąd zabrać, ale na tą chwilę byłem najgorszym bratem na świecie. Nie miałem już nawet pewności, czy uda mi się cokolwiek zdziałać. Przecież ojciec zabronił mi wracać do domu. Ani trochę mnie to nie obchodziło, ale czy mała chciałaby ze mną odejść? Jak wytłumaczyć sześciolatce, że życie, którym żyje, może być lepsze bez rodziców? No i czy dałbym sobie radę samemu ją wychować?

***

Obiecałem Nellie, że dzisiaj przyjadę po nią pod szkołę. Chciałem zabrać ją do domu cioci, a następnie przygotować jakiś obiad i może obejrzeć kolejną część Harrego Pottera. Miałem nadzieję, że taki scenariusz będzie jej odpowiadał. W międzyczasie musiałem też odwiedzić ciocię, więc chciałem wyjść wcześniej z pracy. Nie pozostawało mi nic innego, jak porozmawiać z szefem. Ruszyłem na zaplecze, gdzie był zapisany numer i od razu wpisałem go w klawiaturze.

- Halo? - wzdrygnąłem się, ponieważ po drugiej stronie usłyszałem niski głos, który za bardzo przypominał mojego ojca

- Dzień dobry, mówi Dean Landers, mam pytanie.

- Ah, bratanek Miriam, prawda?

- Tak.

- Jak ona się miewa?

- Właśnie w tej sprawie dzwonię - nie wiedziałem, jak zareaguje na moją prośbę, więc dalej się stresowałem - Ciocia wczoraj trafiła do szpitala, chciałem zapytać, czy byłaby możliwość, abym wyszedł wcześniej, żeby do niej pojechać.

- Jasne, że tak. Spróbuję załatwić kogoś innego na zastępstwo i dam ci znać.

- Dziękuję bardzo. - jego odpowiedź mnie zdziwiła, nie dość, że się zgodził, to powiedział to wszystko w strasznie łagodny sposób

- Miriam jest jedną z najlepszych i najdłużej pracujących osób w tym sklepie. Klienci ją uwielbiają, więc nie mógłbym postąpić inaczej.

Nie wiedziałem co powiedzieć, więc nastąpiło parę sekund niezręcznej ciszy. Później mężczyzna zapytał o stan towaru i w końcu się pożegnał, a ja wróciłem do pracy.

Godzinę później dzwonek zadzwonił, a do sklepu wbiegła starsza kobieta z przerażeniem w oczach.

- Co z Miriam? - zapytała ledwo przekraczając próg

- Wczoraj zemdlała i rozcięła sobie łuk brwiowy, lekarze mówili, że stan jest stabilny, ale musi zostać w szpitalu.

- A odkąd zachorowała mówiłam jej, żeby regularnie chodziła na badania.. To nie, nic jej nie obchodziło. - pokręciła ze smutkiem głową, a mnie zamurowało.

Domyślałem się, że cioci coś jest, ale nie, że aż tak poważnego. Głupio byłoby wypytywać tą kobietę, a zresztą chciałem usłyszeć prawdę od cioci. Czemu zataiła przede mną tak ważny fakt? Nie mogłem tego pojąć.

Rano wybrałem najpotrzebniejsze rzeczy do obiadu, więc teraz tylko opuściłem sklep bez słowa. Byłem przerażony, od razu ruszyłem do szpitala.

Słyszałem gdzieś kiedyś, że podobno będąc w szpitalu wygląda się na jeszcze bardziej chorego. Chyba było w tym trochę prawdy, bo ciocia wyglądała tak źle, że o mało co nie wybuchnąłem tam płaczem. Ona po prostu znikała w oczach. Była przeraźliwie chuda, odznaczały jej się kości, a na je twarzy co chwilę można było dostrzec grymas bólu.

Gdy tu jechałem, usilnie chciałem znać prawdę, ale nie spodziewałem się, jak bardzo mnie ona złamie.

- Dean.. - ciocia odezwała się słabym głosem - Przepraszam, że nic ci wcześniej nie powiedziałam..

- Co się dzieje?

- Parę miesięcy temu dowiedziałam się, że mam nowotwór, ale nie podjęłam leczenia. Minął zaledwie rok od śmierci Jamesa, zostałam sama i nie widziałam w tym sensu.. Teraz jest gorzej- odparła z bólem w głosie, a ja chciałem wierzyć, że te słowa to jedynie nieśmieszny żart - Nie wiem, czy przeżyję operację. Musimy być gotowi na wszystko.

To nie mogła być prawda. Nie mogła.

- Spiszę ci w testamencie dom, zabierz Lily i walcz o prawa o nią dla siebie. Gdybym tylko wcześniej wiedziała, że tu będziesz, podjęłabym tę walkę.. Przepraszam cię skarbeńku.

Po tych słowach już nie mogłem opanować łez. Wszyscy po kolei mnie opuszczali. Chwyciłem ciocię za rękę i oparłem głowę o brzeg łóżka. Ciszę przerywał jedynie szloch.

Nie mogła mnie opuścić. Nie teraz.

Siedziałem przy łóżku długo, dopóki ciocia nie zasnęła. Wtedy wyszedłem do łazienki, osunąłem się po ścianie na podłogę i wybuchłem histerycznym płaczem. Wysłałem też wiadomość do Nellie.

Do Nellie: Muszę odwołać dzisiejsze spotkanie, przepraszam.

Nic więcej nie byłem w stanie napisać. Miałem nadzieję, że mi wybaczy, jeśli jej wszystko wytłumaczę.

Po paru minutach wróciłem na salę i usiadłem na krześle. Cały czas obserwowałem jeden punkt - klatkę piersiową cioci. Bardzo bałem się, że te spokojne ruchy w górę i w dół, w pewnym momencie się zatrzymają. Wtedy i moje serce przestałoby bić.

I'm fallingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz