Rozdział 29 𝓔𝓵𝓮𝓪𝓷𝓸𝓻

98 19 10
                                    

- Od czego by tu zacząć..

- Może od początku? - Dean siedział naprzeciwko i patrzył na mnie ze spokojem, dzięki czemu ja też mniej się stresowałam.

- Obiecasz mi, że po tej historii nic się między nami nie zmieni? Wszyscy inni obarczają mnie winą, chociaż nie znają prawdy.

- Obiecuję, wszystko będzie jak dawniej.

- Chcesz wiedzieć, jak się poznałyśmy?

- Chcę wiedzieć tyle, na ile mi pozwolisz. Pamiętaj, że nic na siłę. - Powiedział z uśmiechem.

- Trochę się stresuję - odparłam i podniosłam na niego wzrok. - Nikomu jeszcze nie opowiadałam tej historii.

- Nie musisz tego robić jeśli.. - przerwałam mu.

- Ale ja chcę to zrobić. - Wzniosłam oczy ku niebu i zaczęłam opowieść.

Nasze mamy przyjaźniły się od czasów szkolnych, a jako dorosłe kobiety zamieszkały na jednej ulicy w domach obok siebie. Wszystko robiły razem, nawet w ciąży były w podobnym okresie. Mnie i Rosie dzieliły jedynie dwa miesiące.

Marzeniem naszych mam było to, żeby ich dzieci w przyszłości się przyjaźniły albo przynajmniej nie nienawidziły. Udało nam się je spełnić, ale byłyśmy też powodem, przez który ich kontakt całkowicie się zerwał.

Spędzałyśmy razem czas odkąd miałyśmy po parę miesięcy. Rosie urodziła się trochę wcześniej niż powinna, przez co pierwsze kroki postawiłyśmy w tym samym czasie. Bywałyśmy na zmianę w swoich domach i nie można nas było spuścić z oczu, bo co chwilę pakowałyśmy się w tarapaty.

Kiedy zaczęło się wychodzenie na podwórko, a później szkoła, naszym mamom jeszcze trudniej było nas rozdzielić. Spałyśmy u siebie po parę dni w tygodniu. Czułyśmy, jakbyśmy były siostrami.

W wielu kwestiach się różniłyśmy ale podobno to przeciwieństwa się przyciągają. Ja od zawsze byłam lękliwa i nieśmiała, a Rosie była pewna siebie i wszędzie było jej pełno. Czułam się przy niej bezpiecznie, potrafiła stanąć w swojej, jak i mojej obronie. Od małego mnie rozumiała, zachęcała do próbowania nowych rzeczy i upewniała, czy czuję się z tym dobrze.

W latach szkolnych trzymałyśmy się razem, chociaż koło niej kręciło się wiele osób. Wszyscy ją lubili, ale ona zawsze pamiętała o mnie. Próbowała wciągać mnie w różne inne relacje, ale ja zawsze z czasem je psułam. Nie rozumieli tego, że bałam się wielu rzeczy, ani moich zmiennych nastrojów. Właściwie sama ich nie rozumiałam, dopóki nie poszłam do lekarza, już gdy Rosie zabrakło. Szkoda, że tak późno ktoś to zauważył, bo gdybym zaczęła walczyć z lękami jako dziecko, teraz byłoby o wiele łatwiej.

Rose była piękna. Miała długie, rude włosy, przez co jej uroda była nieziemska. Miała sporo piegów na nosie, do tego zielone oczy i naprawdę długie rzęsy. Gdy była mała, był okres, że płakała przez swój kolor włosów, bo wyróżniała się od dzieci. Z czasem zrozumiała, że dzięki niemu jest wyjątkowa.

Każde święta i wakacje spędzałyśmy razem. Trzy lata temu nie wyjechaliśmy, ale rodzice postanowili pojechać nad ocean w październiku, w ramach niespodzianki urodzinowej dla Rosie. Wyjazd na tydzień, do małego hotelu w Long Beach. Byłyśmy przeszczęśliwe, pomimo tego, że nie było najcieplej i tak wchodziłyśmy do wody.

Urodziny się udały, Rose skończyła czternaście lat i zjadła tort nad brzegiem oceanu. Trochę zwiedzaliśmy i właśnie wtedy rodzice znaleźli jakiś bar, do którego chcieli iść. Niestety był otwierany codziennie o północy.

Ostatniej nocy postanowili się tam wybrać, a nas zostawili w hotelu. Zaufali nam, a to była najgorsza decyzja, jaką mogli podjąć.

Rosie chciała popływać w oceanie nocą, pod gwiazdami. Starałam się ją odciągnąć od tego planu, ale miała moc przekonywania. Powiedziała, że to jej marzenie i że byliśmy tam z okazji jej urodzin, więc nie mogłam odmówić.

Szłyśmy ciemną drogą z latarkami, na szczęście ocean nie był tak daleko od hotelu. O tej wyprawie miał się nie dowiedzieć nikt, a wieści doszły aż do Bakersfield.

Rosie szybko weszła do wody, niedaleko falochronów. Mówiłam jej, żeby tam nie szła, ale nie słuchała. Zaczęła się na nie wspinać. Ja długo stałam na brzegu obserwując ocean, w którym odbijał się księżyc. Byłam w wodzie zanurzona do kolan, gdy usłyszałam krzyk.

Odwróciłam się i zobaczyłam, jak leci w dół. Uderzyła głową o falochrony, a po chwili była już pod wodą.

- Rosie! Nie rób mi tego!

Zdzierałam gardło krzycząc, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.

- Chwyć mnie za rękę! – Zanurkowałam, chociaż nie potrafiłam za dobrze pływać.

Płynęłam głębiej, a księżyc który odbijał się w wodzie oświetlał krew. Była wszędzie, ocean powoli przejmował jej kolor.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam ją pomimo otaczającej nas ciemności. Wyciągnęłam do niej rękę i byłam niemal pewna, że Rosie zrobiła to samo. Była tak blisko, dzieliły nas centymetry, aż nagle zabrakło mi oddechu i musiałam się wynurzyć.

Szybko wciągnęłam powietrze i zanurzyłam się ponownie. Jakaś siła mnie powstrzymywała i nie pozwalała ponownie zejść niżej. Gdy zdezorientowana wróciłam na powierzchnię, zauważyłam nadchodzące z oddali fale. Wtedy zrozumiałam, że sama nic nie zdziałam, potrzebowałam pomocy.

- Rosie! – Krzyczałam, jakby to miało sprawić, że wypłynie na powierzchnię.

Zaczęłam biec w stronę brzegu, żeby kogoś znaleźć.

- Pomocy! Błagam! Niech mi ktoś pomoże! - Biegłam po piasku w stronę lasku z którego przyszłyśmy i krzyczałam, ile sił w płucach.

Dookoła była tylko cisza i ciemność.

Zapukałam do pierwszego napotkanego domu, był środek nocy, więc gospodarz lekko się zdenerwował. Szybko mu przeszło, gdy zauważył jak roztrzęsiona jestem. Zadzwonił pod numer alarmowy, a później do moich rodziców. Nie pamiętam nic więcej oprócz krzyków, krwi i odgłosów syren.

Jak się okazało koło falochronów poziom wody był drastycznie obniżony, więc jej odnalezienie trochę zajęło. Przez uraz głowy straciła przytomność i runęła na dno. Moi rodzice, jak i jej, byli na nas strasznie źli, ale jako że Rosie coś się stało, wina spadła na mnie. Żałowałam, że to nie mi coś się stało, w końcu ją wszyscy kochali.

Była za długo pod wodą, poza tym straciła pełno krwi. Stwierdzili zgon od razu po wyciągnięciu jej z wody.

Rose odeszła trzy dni po swoich urodzinach.

Wtedy też nasze mamy zerwały ze sobą kontakt. Widziały się ostatni raz na pogrzebie, a później jej rodzice wynieśli się z Bakersfield.

Wzięłam głęboki oddech i schowałam twarz w dłoniach.

Dean milczał, a za chwilę miałam się dowiedzieć dlaczego.

*****

Zapnijcie pasy, bo zaczyna się jazda bez trzymanki.

Zapraszam na ostatnie 4 rozdziały..

I'm fallingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz