Rozdział 6 𝒟ℯ𝒶𝓃

238 27 17
                                    

Gdy byłem mały, w nocy bałem się potworów pod łóżkiem. Dopóki nie nadszedł czas, kiedy zrozumiałem, że potwory kryją się w nas i pośród nas. Jedno zgadzało się dalej - potwory dawały o sobie znak nocą. Wtedy, kiedy nie mieliśmy siły ukrywać się za maskami, wychodziły na powierzchnię i chciały, żeby zmierzyć z nimi walkę. Wybierały do tego najgorszą możliwą porę, czas, kiedy było się całkowicie bezbronnym, a dzięki temu mogły wygrać. Zawsze wygrywały. Tak było też tej nocy.

Nie mogłem przestać myśleć o Lily, która została sama. Miałem nadzieję, że wybaczy mi nieobecność i że nadrobimy stracony czas po moim powrocie. Wyjechałem tylko po to, aby ją chronić, aby załatwić jej normalne dzieciństwo. Czułem się za nią odpowiedzialny i chciałem ją chronić, a jednocześnie czułem ogromne poczucie winy przez fakt, że ją zostawiłem. Bałem się, że nasza relacja się pogorszy, a mała przestanie mi ufać. Za nic w świecie nie mogłem do tego dopuścić. Tej nocy zasnąłem ściskając w pięści naszyjnik z misiem.

Ze snu wyrwał mnie dzwonek telefonu, nie przypominałem sobie, abym ustawiał budzik. Miałem to zrobić, bo w końcu to był pierwszy dzień mojej pracy, ale zapomniałem. Przetarłem oczy ręką i zerknąłem na telefon, a gdy zobaczyłem kto dzwoni, zamurowało mnie. Na ekranie widniał wielki napis „tata", chociaż nie byłem w stanie już tak nazywać mężczyzny, który zniszczył życie mi, mojej mamie i Lily. Po długim namyśle w końcu postanowiłem odebrać.

- Dean do jasnej cholery, gdzie Cię wywiało? - krzyknął tak dobitnie, że aż musiałem odstawić telefon od ucha - Odpowiadaj jak do Ciebie mówię!

- Co Cię nagle interesuje, gdzie jestem? - złość wzrastała we mnie coraz silniej, bo przez większość mojego życia, nigdy się tym nie przejmował

- Nie mów do mnie takim tonem!

- Czego chcesz? Czyżbyś nagle zaczął się martwić o syna? - odpadłem zaciskając usta, po czym mocno zacisnąłem powieki, nie chciałem obudzić cioci krzykami

- Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli zaraz nie pojawisz się w domu, to już nigdy nie postawisz w nim nogi. Zapamiętaj to sobie!

- Wyrzucasz mnie? - byłem tak zszokowany, że nawet nie wiedziałem, co powiedzieć, a te słowa wyszły ze mnie jakby bez mojej woli

- Masz ostatnią szansę, jeśli nie zobaczę Cię na progu za godzinę to możesz się pożegnać z dachem nad głową. - mało brakowało abym wtedy nie wygadał gdzie jestem, na szczęście się powstrzymałem - Do zobaczenia Dean, albo i nie.

Po tym pożegnaniu rozłączył się jak gdyby nigdy nic, a ja starałem się zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Wiedziałem jedno - nie mogę wrócić do domu, ale jednocześnie będę musiał zrobić wszystko, aby zabrać z niego Lily.

Spojrzałem na zegarek, który wskazywał na trzecią nad ranem. Dlaczego on zadzwonił w środku nocy? Zacząłem się trochę martwić tym co mógł zrobić, ale wolałem na razie o tym nie myśleć. Usiadłem na podłodze i starałem się ochłonąć, chciałem pokazać cioci, że dam radę jej pomóc w sklepie. Schowałem twarz w dłoniach i próbowałem spokojnie oddychać.

Nagle usłyszałem skrzypnięcie drzwiami, a w progu pojawiła się ciocia. Miała na sobie jeszcze koszulę nocną, ale na głowę zdążyła już nałożyć wałki, więc musiała nie spać już dłuższą chwilę.

- Przepraszam ciociu, obudziłem Cię tymi krzykami?

- Nie, spokojnie, sama się obudziłam i już nie mogłam zasnąć. A później usłyszałam, że ty też chyba już nie śpisz - uśmiechnęła się łagodnie, a w jej oczach malowało się coś jak.. troska? - Twój ojciec dzwonił?

I'm fallingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz