Rozdział 17 𝓔𝓵𝓮𝓪𝓷𝓸𝓻

119 18 22
                                    

Krew.

Rosie.

Śmierć.
Śmierć.
Śmierć.

Nie, to się nie dzieje.

TO SIĘ NIE DZIEJE.

Gdy zobaczyłam panią Miriam leżącą na podłodze, na moment zapomniałam jak się oddycha. Mój mózg od razu przywołał  najgorsze wspomnienia związane z odejściem ukochanych mi osób. Rosie, tak samo jak mój dziadek, odeszli bez ostrzeżenia. Okrutny los nie pozwolił nam na pożegnanie.

Byłam tak bardzo przerażona, że nawet nie wpadłam na pomysł, aby sprawdzić czy oddech jest wyczuwalny. Dean chyba też o tym nie pomyślał.

W takich sytuacjach kryzysowych chyba nikt nie jest w stanie zachować zdrowego rozsądku. On się ulatnia, a jego miejsce zastępuje panika.

Dopiero głos operatora numeru alarmowego pomógł nam się opanować. Była to jedynie utrata przytomności. Pomimo paniki, która się we mnie zebrała, robiłam wszystko, aby pomóc Deanowi. Tym razem to ja musiałam okazać siłę, chociaż nie wierzyłam nawet, że ją mam.

Razem z instrukcjami operatora udało mi się ułożyć kobietę w bezpiecznej pozycji, oraz zatamować krwawienie. Rana nie była duża, ale znajdowała się na łuku brwiowym, więc to był powód wyjaśniający ilość krwi. W czasie gdy zajmowałam się pierwszą pomocą, Dean siedział na podłodze i opierał na kolanach głowę, jednocześnie chowając ją w ramionach.

Wyglądał tak bezradnie, nagle stał się małym chłopcem. Nie sądziłam jednak, że okazał w tym momencie słabość. On po prostu już za długo pokazywał swoją siłę.

Nie ruszył się z miejsca nawet, gdy ratownicy zabierali jego ciocię. Musiałam przezwyciężyć swój lęk przed odzywaniem się do obcych ludzi i udało mi się przekazać im wszystkie istotne informacje. Gdy już wynieśli ją na noszach, podeszłam do chłopaka i przy nim kucnęłam.

- Hej, Dean? - zaczęłam szeptem, ale nawet nie podniósł na mnie wzroku, cały się trząsł.

Postanowiłam zrobić to samo, co on, kiedy chciał mi pomóc. Delikatnie położyłam mu rękę na ramieniu, a to spowodowało, że na mnie spojrzał. Wtedy rozłożyłam ramiona, a on mnie objął. Zamknął mnie w mocnym uścisku, przez co poczułam dziwne uczucie w brzuchu. Nie potrafiłam określić jakie emocje do niego doprowadziły, ale coś podpowiadało mi, że były dobre.

Dawno nie miałam przy sobie nikogo. Dean nie był taki jak inni, naprawdę dawno nie czułam przez kogoś tak bardzo zrozumiana i akceptowana. Właściwie wcześniej mogłam to poczuć jedynie przy Rosie.

Nie mogłam pojąć jakim cudem, pomimo tego, że był świadkiem moich ataków, nadal się przy mnie trzymał. Trochę się bałam, że pozwoliłam mu poznać za dużo moich demonów, ale tak już na mnie działał.

Bo przy nim nie bałam się łamania granic. Przy nim czułam się bezpiecznie.

Do głowy wkradły mi się niepewne myśli o tym, że może powinnam go od siebie odsunąć, aby z czasem nie pochłonął go mój mrok. Było już jednak no to za późno.

Zarzucił liny i przywiązał się do mojego serca, po czym zaczął łączyć jego odłamki.

To był chyba najdłuższy uścisk na jaki pozwoliłam. Dean ani na chwilę go nie poluzował. Z czasem ja też go objęłam, udało mi się przełamać. Gdy już się tak nie trząsł, w końcu mnie puścił i zabrał głos.

- Nie mogę jej stracić - w jego głosie można było wyraźnie usłyszeć ból.

- Może to nic poważnego - odparłam niepewnie - Czy to już wcześniej się zdarzało?

I'm fallingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz