Rozdział 14 𝓓𝓮𝓪𝓷

204 22 14
                                    

Było już późno, ciocia zapewne czytała książkę, a ja przeglądałem Internet w poszukiwaniu informacji na temat tego, jak mógłbym pomóc Lily. Zastanawiałem się, co musiałbym zrobić, żeby mogła ze mną zamieszkać. Tak bardzo chciałem mieć ją przy sobie, móc ją chronić.

Tęsknota przeszywała mnie do szpiku kości. Odczuwałem ją w każdym centymetrze mojego ciała. Ból i strach o nią rozrywały mnie od środka. Pragnąłem zobaczyć jej uśmiech, usłyszeć jej głos… Zgodziłbym się teraz na wszystko, ale nie mogłem tam wrócić. Jeszcze nie.

W mojej głowie panował chaos, myślałem o mojej siostrze, ale część mnie usilnie wracała do Nellie. Do naszego ostatniego spotkania i do jej dziwnej reakcji. Pomimo tego, że nie wyrażała swoją postawą, ani głosem żadnych emocji, to w jej oczach dało się dostrzec zmianę. Chwilę wcześniej, gdy patrzyliśmy sobie w oczy miały jasnobrązowy odcień, a gdy tylko padł temat Long Beach zaczęła bić z nich ciemność.

Nie chciałem do niej pisać, bo obawiałem się, że postąpiłem źle i że nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Nie byłbym jednak szczery, gdybym powiedział, że nie czekałem na jej wiadomość.

Czekałem na znak, który dałby mi nadzieję, ale los chciał inaczej. Otrzymałem informację, która miała sprawić, że moje serce zatrzyma się na moment, po to aby w przyszłości zabić trzy razy mocniej i na samym końcu się złamać.

Z rozmyślań wyrwał mnie telefon, który odebrałem bez chwili zawahania.

- Pomocy... – to jedno słowo wystarczyło, aby postawić mnie do pionu

- Nellie? Co się stało? – zacząłem lekko panikować, a ostatnie spotkanie poszło w niepamięć

- Przyjedź... – niemal szeptała, nie wiedziałem co myśleć

- Gdzie jesteś? Już jadę – poinformowałem ciocię o sytuacji, po czym zbiegłem na dół i pożyczyłem jej samochód.

Nie miałem żadnych konkretnych informacji, mówiła coś o jakimś cmentarzu, w lesie i rowerze. Wyszukałem w telefonie jeden z najbliższych cmentarzy i pozostawało mi mieć nadzieję, że to będzie właśnie ten. Postanowiłem podjechać pod jej dom i ruszyć stamtąd, żeby mieć pewność, że na nią trafię.

Było strasznie ciemno, droga nie była teraz przez nikogo uczęszczana, a ja nie wiedziałem czy mam jechać szybko, bo potrzebuje pilnej pomocy, czy wolno, żeby jej nie przegapić. Zdecydowałem się na to drugie. Po paru minutach po przeciwnej stronie drogi coś mi mignęło na trawie. Okazało się, że był to przewrócony rower, za nim leżała postać. Moje serce zaczęło bić tak szybko, jakbym przebiegł maraton. Zatrzymałem samochód i przebiegłem na drugą stronę drogi.

- Nellie! – zawołałem, gdy dzieliło nas jeszcze parę kroków – Hej, słyszysz mnie?

Klęknąłem przy niej, a ona powoli obróciła twarz w moją stronę, malowało się na niej przerażenie. Tym razem od razu domyśliłem się o co chodziło.

- To atak? – kiwnęła nieznacznie głową

- Boli... – jęknęła, i lekko uniosła dłonie, były zaciśnięte w pięści, a gdy spróbowałem je otworzyć, nic się nie zadziało. Wiedziałem, że nie mogłem pokazać po sobie paniki. Musiałem zachować spokój.

- Mogę cię przytulić? Może poczujesz, że nie jesteś w tym sama i sam nie wiem... – nie chciałem bez jej zgody naruszać jej granic, więc poczekałem, aż znowu skinęła głową. Wtedy pomogłem jej usiąść, a ja szybko zająłem miejsce za nią i oparłem ją o siebie. – Czujesz bicie mojego serca? Spróbuj oddychać ze mną.

Po długiej serii wdechów i wydechów, jej oddech powoli zaczął się normować. W końcu skurcz w dłoniach też odpuścił, pozostało jedynie drętwienie, które było chyba najmniejszym problemem. Najgorsze przetrwaliśmy.

I'm fallingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz