22. Hit me harder, daddy

746 33 15
                                    

Poranek następnego dnia był chaotycznym, gdyż choć Sana dzieliła nieprzespana noc pełna paskudnych wspomnień, wszyscy inni wydawali się szykować gdzieś

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Poranek następnego dnia był chaotycznym, gdyż choć Sana dzieliła nieprzespana noc pełna paskudnych wspomnień, wszyscy inni wydawali się szykować gdzieś... gdzie San nie miał z nimi iść.

Nie wiedząc czemu, nie chciano go zabrać, siedział bezradnie w salonie na krańcu narożnika, obserwując niby to od niechcenia, choć tak naprawdę z niezwykłą uwagą, jak wszyscy biegają i zbierają się w niezwykłym pośpiechu. Gonieni przez czas. I zżerała go ciekawość. Naprawdę chciał wiedzieć co się dzieje i gdzie wszyscy nagle muszą wyjść bez niego, ale... bał się zapytać.

Ufał im do granic możliwości, co było nazbyt oczywiste, jednak nutka tego przerażającego głosu, iż jest zaledwie zabawką w ich dłoniach, wciąż nieustannie doprowadzała go do szaleństwa. Głos, demoniczny i krwiożerczym pojawiał się już w chwili, kiedy narodziła się sama idea pomysłu spytania kogokolwiek, a słowa dudniły jedynie głośniej, kiedy zmuszał się do ich ignorancji... do próby otworzenia ust.

Bał się. Tak, był przerażony. Miał wrażenie, że gdy tylko go opuszczają, ktoś się zjawi. Ktoś złapie go za gardło. Znów zmusi do posłuszności, kopiąc go i bijąc, aż nawet nie pomyśli o sprzeciwie.

Jego dłoń samoistnie owinęła się na dawno zranionym boku, czując pod swoimi palcami tego obrzydliwego siniaka, który pokaleczył większość jego tkanki. Ten rodzaj bólu był jednak uziemiający, więc powoli docisnął palce, czując radość z tego, jak paskudne cierpienie rozchodziło się z okropnej rany, która zanieczyszczała jego skórę.

Czy stracił dla nich wartość? Zacisnął palce mocniej.

A może już go nie chcą? Poczuł pieczenie w boku.

-San! - Nagle wyrwał się z otępienia, czując, jak jedna z jego dłoni została uniesiona ku górze i beznamiętnie spojrzał na palce, które jeszcze przed chwilą wbijały się kojąco w jego guza - Co do kurwy robisz? - Warknął Yunho ze złością w swoich oczach, a San skulił się natychmiastowo, bojąc się, że znów zostanie uderzony. Był zawodem dla nich... dla nich wszystkich. Nagle zrozumiał, dlaczego chcieli go porzucić, lecz... on przecież nie był tylko kundlem, którego mogli pozostawić samotnego w lesie... prawda? - San! Wróć do mnie, dzieciaku -  Poczuł klepnięcie... nie ostre, nie bolesne, jak zakładał, a delikatne, łagodnie ocucającego z jego własnych myśli.

Nagle znajdował się w czyimś objęciu, zaskoczony czując się ciepłym, kiedy silne ramiona otaczały go intensywnie, przyciskając do twardej piersi.

-San, uspokój się, oddychaj, nikt cię nie zrani, nikt cię nie zostawi - Słyszał cichy głos Yunho, który zaczął łagodnie kołysać ich ciałami naprzemiennie w przód i w tył, nie spiesząc się już nigdzie, gdy poświęcał mu każdą swoją chwilę, szepcząc uspokajające słowa, jakby słyszał jego myśli - Nie zostaniesz sam, Hongjoong i Jongho zostanie z tobą. Nie masz, o co się martwić ptysiu - Wyszeptał starszy, delikatnie głaszcząc jego skroń, a miękkie, choć nieco tęgie palce delikatnie mierzwiły jego przydługawe już pasma - Jesteś najlepszy, Sannie, dobrze się spisałeś. Radzisz sobie tak dobrze.

Chłopak nie mógł nic poradzić, kiedy łzy samoistnie spłynęły po jego policzkach, a on zachłysnął się w ramionach.

~

San otworzył oczy, nieco zaskoczony rozglądając się wokół. Ostatnie, co pamiętał to ramiona Yunho, które otaczały go delikatnie i skromnie, kołysząc nim, aż nie poczuł się dostatecznie błogim, by zapaść w ponowny, przyjemny letarg.

Teraz jednak był sam i czuł przeraźliwe zimno, które go otaczało. Było już ciemno, a jedynie drobna poświata ulicznej latarnii wkradała się przez wpół zasłonięte okno i pomimo że dopiero się obudził, wciąż czuł się niesamowicie niewyspanym.

Rozciągnął swoje ciało, słysząc przyjemny trzask własnego kręgosłupa, nim ból przeszył cały jego boku, sprawiając, iż zgiął się z nieprzyjemnym jękiem na ustach z powrotem do poskręcanej pozycji, mając nadzieję, że cierpienie zaraz obejrzę.

Otworzył zalepione łzami wcześniej tego dnia oczy, przyglądając się jaskrawemu światłu, które prowadziło do jednego z pokoi, którego drzwi zostały lekko uchylone, a cicha muzyka dochodziła z jego wnętrza. Widział niewielką sylwetkę, a przyglądając się intensywniej, dostrzegł w oddal Hongjoonga, który przyglądał się własnemu laptopowi na swoim łóżku, wyraźnie pracując nad kolejnym projektem.

San poczuł przejmującą go potrzebę, powoli zsuwając się z narożnika w ich salonie. Potrzebował go. Potrzebował starszego w tej chwili. Potrzebował go jak tlenu, choć nie potrafił dokładnie wyjaśnić uczucia, które tak gromko rozkwitało w jego wnętrzu. To tak, jakby coś paliło go od środka, wrzeszcząc, by po prostu zdobył to, co pragnie, nie licząc się z konsekwencjami.

Padł więc na kolana, powoli czołgając się w żałosnym zgięciu, kiedy jego ubrania pozostały przy wciąż wpółuchylonych drzwiach.

-Hyung - Wyszeptał San powoli przybliżając się do jego nogi z tyłkiem wysoko w górze, kiedy jego dłonie ledwo dotykały podłoża. Spojrzał z nadzieją na mężczyznę, który nagle wyrwany od laptopa spojrzał na niego z pełnią swojego zaskoczenia i niedowierzania - Uderz mnie - Dodał cicho San, wiedząc, iż już dawno pogodził się z jakimkolwiek rozsądkiem. Nawet nie myślał jasno, pozwalając, aby najbardziej żałosne pragnienie kierowało jego wewnętrznym ja i czynami, na których odgrywało się to, co robił.

-Co? - Hongjoong niemal zachłysnął się własną śliną, kasząc lekko z abstrakcyjnym wyrazem niezrozumienia, zapewne nie wierząc w to, co usłyszał. San mu się nie dziwił, wręcz przeciwnie, nie był zaskoczonym, wiedząc, iż jego przyjaciel... jego przywódca nie sądził, jak wielką i pozbawioną jakiejkolwiek godności był dziwką.

Ale potrzebował tego. Po prostu. Musiał uciec od myśli, od problemów, od zjadającego go bólu, którego tak bardzo nienawidził.

-Uderz mnie, proszę. Spraw bym cierpiał - Powtórzył cicho, ocierając swą skroń o jego nogę, tak, jak kot ocierający się posłusznie o swego właściciela. Bo tym właśnie był, żałosnym zwierzęciem, proszącym, aby ktoś go ukarał.

-San, wszystko dobrze? - Starszy wyraźnie chciał się schylić, lecz Choi odsunął się od niego natychmiast, cofając się w kierunku drzwi.

Jego nagie ciało było piękne, a Hongjoong był szczęśliwym mogąc oglądać go tak nagiego, tak prymitywnie pierwotnego, jednak... wciąż się martwił. Wręcz był przerażony, że chłopak mógł ucierpieć bardziej, niż początkowo sądzili. I nawet te cudowne, idealne kształty wyciągnięte i rozciągnięte pod abstrakcyjną pozycją nie mogły zmusić go, aby o tym zapomniał.

-Sannie...

-Potrzebuję - Hongjoong wstał cicho, marszcząc brwi na słowo.

-Czego potrzebujesz? - Czuł, jak jego serce dudni w piersi. Jeśli potrzebował pomocy, Hongjoong mógł ją zapewnić. Wszelką pomoc, a w szczególności zmienić datę umówionej i tak już wizyty lekarskiej na znacznie krótszy termin, gdyby zaszła taka potrzeba. San musiał mu tylko powiedzieć, co potrzebuje, a to mogło być najtrudniejsze.

-Chcę zapomnieć! - Wrzask wytrącił go z koncentracji i praktycznie oniemiał zaskoczony i z bólem obserwował, jak łzy spływają po policzkach Sana. Tego się obawiał. Tak bardzo był przerażony wizją, której właśnie musiał stawić czoła. Jego przyjaciel, jego podopieczny był zbyt zraniony, aby poradzić sobie samemu, dlatego...

-Co chcesz, bym zrobił, kotku?

-Zrań mnie, tato.

Your Puppet //SanxATEEZ [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz