Rozdział VII Konfrontacja z wylosowanym nazwiskiem

49 2 10
                                    

Słońce chyliło się ku zachodowi. Ostatnie jego promienie oświetlały horyzont, gdy Voldemort z Lucjuszem wychodzili z uczelni.

Malfoy nadal szedł naburmuszony z przodu nawet nie patrząc na Voldemorta. Założył ręce na piersi i szedł uparcie przez siebie równym krokiem.

Czarny Pan tylko wzruszył ramionami na to skandaliczne zachowanie. To nie jego wina, że ten cymbał spóźnił się na wykład i nie miał gdzie usiąść. Było trzeba pospieszyć się z wywieszaniem kartek, a nie się guzdrać.

Szli w przyjemnej ciszy do czasu aż ktoś ich nagle nie zaczepił przy wyjściu z terenu szkoły.

-No proszę kogo my tu mamy- rzekł za nimi nieznany męski głos z kpiną.

Oboje odwrócił się w jego stronę. Ujrzeli niebieskookiego blondyna z papierosem w ręce. Ubrany był w białą koszulę z czarnym krawatem oraz eleganckie spodnie z aksamitu. Buty aż lśniły na jego nogach tak były wypastowane.

Pogardliwy uśmieszek nie znikał z jego twarzy, gdy wolnym krokiem zmierzał w ich stronę. Wyrzucił papierosa na ziemię i zgasił go butem. Voldemort wiedział, że już nie lubi tego śmiecia.

-Pan Riddle- mężczyzna spojrzał na niego z góry będąc wyższym niż Czarny Pan. Pogarda była widoczna na jego mordzie.

-Kim jesteś, żeby się tak do mnie zwracać przybłędo?- Voldemort spytał w miarę uprzejmym głosem.

-Ivan Gerlnaelus, władca tej szkoły. Zapomniałem założyć koronę, więc rozumiem, że możesz nie wiedzieć jak ważna persona przed tobą stoi- ogłosił z dumą.

Voldemort i Lucjusz wymienili spojrzenia, gdy to usłyszeli. Czyli to jest ten śmieć co rządzi uczelnią.

-Lord Voldemort, dziedzic Salazara...

-Slytherina? Ale kto pytał? On już dawno nie żyje panie Riddle, więc nie wiem, czy jest się czym chwalić- przerwał Ivan z niewinnym uśmieszkiem, gdy Voldemort zamierzał się przedstawić.

-Ach tak- wysyczał podenerwowany już Voldemort- więc jestem przywódca śmierciożerców, najpotężniejszej grupy na tym pierdolonym świecie.

-Wątpię, ale jak już jesteśmy przy tym temacie to widziałem ogłoszenie do bocznych śmierciożerców. Nielegalnie ogłoszenie- oznajmił z wrednym uśmiechem Ivan, a Voldemort aż się trząsł z wściekłości- radziłbym iść do Biura Klubów i załatwić pozwolenie, bo będę zmuszony go zlikwidować- dodał z udawaną przykrością nie planując nawet zatwierdzić ich klubu.

-Coś tym powiedział śmieciu- Czarny Pan był gotowy rzucić się z pięściami na tego debila, ale przytrzymał go Lucjusz. Malfoy wiedział, że Ivan specjalnie prowokował Voldemorta, aby wyznaczyć mu karę.

-Beznadziejna nazwa tak w ogóle, ale co się dziwić jak stworzona przez człowieka z ujemnym poziomem inteligencji- drwił dalej Ivan zadowolony z efektu swoich działań.

-Mówi to człowiek, który nazwał swój klub "Turlaj Dropsa"- postanowił się wreszcie wtrącić Lucjusz nadal trzymając Voldka.

-Pan Malfoy, nie zauważyłem pana- powiedział z sarkazmem Ivan i skupił całą swoją uwagę na Lucjuszu.

-Też bym cię nie zauważył, gdyby nie jebało z twojej strony gównem z kilometra. Z obory wracasz?- zadrwił Malfoy puszczając w końcu Voldemorta, który się trochę uspokoił.

-Nie.

-Szkoda, bo tam jest twoje miejsce- rzekł zadowolony z siebie Lucjusz.

Voldemort zauważył przez chwilę wściekłość na twarzy Ivana, którą szybko zamaskował uśmieszkiem na twarzy.

Śmierciożercy- Bitwa na UczelniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz