Rozdział XXII Powrót

27 2 9
                                    

Po weekendzie na studiach nasze duo stwierdziło, że najwyższy czas wrócić na praktyki. Już minął tydzień, odkąd ich nie było i nie mogli sobie pozwolić na to, aby komendant im tego nie zaliczył. Potrzebowali przemęczyć jeszcze te prawie cztery miesiące, aby mieć to z głowy.

Mieli zamiar po cichu przemknąć do szatni i tam siedzieć najlepiej całe osiem godzin. Potem powiedzą, że przecież byli, ale to nie ich wina, że nikt ich nie zauważył.

Już prawie im się udało, ale niestety przed szatnią natknęli się na Alfreda z nosem w telefonie, który prawie w nich wszedł.

-Ooo jednak wróciliście. Mój syn już przeżywał jak to on- oznajmił im bez przywitania.

-Niestety musieliśmy. Gdyby to ode mnie zależało wcale bym tu nie przyłaził- mruknął Voldemort.

-No chyba tak źle tu nie masz- Alfred spojrzał na niego spod okularów, które miał na sobie- nic nie robicie i tak.

-Wypraszam sobie my przynajmniej nie zapomnieliśmy więźnia wziąć i nie pojechaliśmy bez niego- Voldemort natychmiast przypomniał sytuację sprzed tygodnia. Razem z Lucjuszem mieli niezłą bekę wtedy.

Alfred oburzył się nieco na to przypomnienie. Nie jego wina, że zapomniał, ale jego syn oczywiście myślał inaczej.

-Myślałem, że już siedzi w aucie, zresztą na darmo nie jechałem, bo zdjęcia na bloga porobiłem.

-Jakiego bloga?- zainteresował się Lucjusz. Też planował coś zrobić dla swoich fanów, których nadal nie miał. W końcu nagrał parę filmów czy to z sylwestra czy z kłótni Voldemorta z Susan. Na pewno nieźle by to się przyjęło a widzowie (których nie miał) pokochali by to.

-Prowadzę bloga o moim życiu. Polecam wam zajrzeć "Pamiętnik Alfreda- najlepszego gliny" tak się nazywa- ogłosił z dumą.

-Proszę cię ktoś to czyta w ogóle?- zaśmiał się Voldemort.

Alfred prychnął oburzony i ruszył w stronę wyjścia z komendy.

-Kryjemy się w tej szatni czy co teraz?- zapytał Lucjusz odprowadzając Alfreda wzrokiem.

-Innej opcji nie widzę- Voldemort nie zastanawiając się pchnął drzwi szatni i wszedł prosto na teren Raidena, który coś mierzył miarą.

Na dźwięk otwieranych drzwi przeniósł spojrzenie na nich przerywając pracę.

-No proszę, proszę któż to się wreszcie pojawił- założył ręce na piersi, a na twarzy zagościł mu mściwy uśmiech.

-O komendancie świetnie cię widzieć w pełni zdrowia- zaczął nerwowo Lucjusz plątając się w gadce- miło tak z rana powitać komendanta.

-Tak właśnie mieliśmy do ciebie iść- dodał Voldemort uśmiechając się.

Raiden uniósł brwi na te ich marne tłumaczenia. Dobrze wiedział co planowały te nieudaczniki.

-Nie kłam mi tu prosto w oczy Riddle dobrze znam twój plan. Schować się w szatni i przeczekać. Myślisz, że dlaczego tutaj jestem? Przejrzałem was od razu i oczekiwałem z niecierpliwością- wyjawił zadowolony Raiden patrząc na ich nietęgie miny.

Tom ruszył do przodu wymuszając uśmiech na twarzy.

-Wiec oto jesteśmy- rozłożył ręce chcąc dodać dramaturgii- tak jak nas oczekiwałeś. Cali twoi.

-Chcecie mi wyjaśnić czemu was nie było przez calutki tydzień?- przeszedł od razu do rzeczy Raiden niewzruszony pokazem Voldemorta.

-Nie chcemy- Malfoy w końcu ruszył się z przejścia zamykając drzwi. Nie wszyscy przecież muszą słyszeć o czym gadają.

Śmierciożercy- Bitwa na UczelniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz