Rozdział III Próba zwiedzenia uczelni przez kretynów

60 4 13
                                    

Dziś nastał ten wielki dzień. Czas jechać zobaczyć uczelnie, zwiedzić trochę okolice i najważniejsze coś zjeść.

Lucjusz i Voldemort stwierdzili, że nie ma co się deportować i iść na łatwiznę, lepiej jechać samochodem, aby Witold również mógł zaznać trochę świata.

I tak oto Lucjusz czekał o świcie jak idiota przed domem Voldemorta aż ten wreszcie raczy przywlec tu swoje dupsko. Szykował się już pół godziny.

Szczerze, Lucjusz nie rozumiał co on tam robił tak długo. Przecież jest łysy i nie musi dbać o włosy tak jak on.

Z irytacją uderzył głową w kierownicę przez co zatrąbił. Voldemort, który właśnie zmierzał w jego stronę, podskoczył na ten nagły dźwięk i się wyjebał. Lucjusz wybuchł śmiechem, gdy zobaczył całego w błocie Czarnego Pana.

-Pojebało cię kretynie?! To były moje najlepsze ubrania!- wrzasnął Tom wstając z ziemi.

Ubrany był w czarne spodnie i białą koszulę. Eleganckie buty ozdabiały jego stopy, a czarny płaszcz okrywał jego ciało chroniąc przed chłodnym wiatrem. Teraz cały był ubrudzony błotem.

-Sorry, nie chciałem- Lucjusz miał na tyle przyzwoitości, żeby przeprosić. Uśmiech jednak nie zniknął z jego twarzy. Szybkim ruchem wyciągnął różdżkę i rzekł pogodnym tonem- tergeo- zaklęcie natychmiast spowodowało przywrócenie czystości Voldemortowi.

-Okej są już jakieś postępy- powiedział zadowolony Voldemort z zachowania Lucjusz wsiadając do samochodu- ale nie myśl, że ci wybaczyłem.

-Spokojnie, nie potrzebuje twojego wybaczenia- Malfoy ruszył z piskiem opon a Voldemort tylko prychnął na jego zachowanie.

-Wiesz w ogóle, gdzie jechać? Mogę cię poprowadzić- odezwał się Voldemort po dłuższej chwili. Oglądanie widoków przez szybę samochodu szybko mu się znudziło. Potrzebował jakiegoś zajęcia.

-Z całym szacunkiem, którego do ciebie nie mam, uważam, że nie warto ci jakkolwiek ufać, jeśli chodzi o sprawy drogowe- Lucjusz uśmiechnął się kpiąco w stronę Voldemorta na co ten obrażony posłał mu środkowy palec.

Reszta drogi do uniwersytetu minęła im w ciszy, jeśli nie liczyć paru wyzwisk i kłótni. Dotarli na miejsce około południa co było dobrym czasem jak na tę dwójkę.

Po zaparkowaniu samochodu Lucjusz odpalił nawigacje na telefonie do WSM i razem z Voldemortem ruszyli na przygodę.

-Ej może wstąpimy do marketu, bo mi się pić chce- przerwał ciszę Voldemort, gdy przechodzili koło wspomnianego sklepu.

-Dobra i tak mamy sporo czasu- odparł Lucjusz odkładając telefon i jako pierwszy ruszył w stronę wejścia, a zaraz za nim podążał Voldemort.

Jako że nie znali układu tegoż marketu, szli ze skupieniem od regału do regału aż w końcu znaleźli upragniony cel. Niestety tutaj napotkali kolejny problem jakim był wybór napoju. W końcu oboje zdecydowali się wziąć energetyki, żeby doładować swoją energię.

Lucjusz postanowił przepuści Voldemorta w kasie, żeby w razie czego pomóc koledze mniej obeznanemu w mugolskim świecie. To nie pierwszy raz, kiedy Czarny Pan był w markecie, ale Malfoy wolał dmuchać na zimne.

Gdy wreszcie baba z kasy zaczęła kasować napój Voldemorta, Lucjusz przełknął ślinę i błagał, żeby wszystko potoczyło się dobrze. Oczywiście, z nienawiścią Czarnego Pana do mugoli, mógł tylko pomarzyć o dobrym zakończeniu.

-3,50 proszę- rzekła kasjerka a Voldemort podał jej banknot- a ma pan może drobniej?- spytała grzecznie i Lucjusz już miał nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze, dopóki nie usłyszał odpowiedzi Czarnego Pana

Śmierciożercy- Bitwa na UczelniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz