Rozdział 14

259 19 17
                                    

Poranek dla rodziny Sullych nie należał do najbardziej przespanych. Jake, dosyć wczesnym rankiem, obudził swoje dzieci i wyruszył z nimi na skraj lasu. Mówił coś o istocie spędzenia wspólnie razem czasu, jednak jego towarzysze niezbyt pojmowali to co chciał im przekazać, ponieważ dopiero co wstali i byli ledwo co przytomni.

- Dlaczego nie wzięliśmy ze sobą mamy? - zapytała nagle Tuktirey, która przetarła dłonią swoje oczka.

- Mamusia musi odpocząć - oznajmił Jake, który szedł przodem i prowadził pozostałych. - I tak już wiele dla nas robi, teraz my zrobimy coś dla niej.

- Musieliśmy wstawać aż tak wcześnie? - zapytał nagle Lo'ak łapiąc się za głowę. Przez długi czas nie mógł zmrużyć oka w nocy, ponieważ rozmyślał o Ri'sienie oraz tej całej sytuacji z Neteyamem i Tsireyą.

- Kto rano wstaję temu Eywa daje - zaśmiał się Sully. - A poza tym nie przesadzajcie, nie jest aż tak wcześnie. Kiedy byłem w wojsku stawaliśmy praktycznie każdego dnia razem ze wschodem słońca, naszej gwiazdy - poinformował ich, mówiąc z zaciekawieniem o swoich historiach z czasów, kiedy mieszkał na Ziemi.

- Ale to nie wojsko.. - szepnęła Kiri, na tyle głośno, że każdy to usłyszał.

- Może i nie, ale mamy więcej czasu, aby spędzić go razem, a to już jakiś plus, prawda? - oznajmił entuzjastycznie i gwałtownie obrócił się w ich stronę, przez co Tuk i Lo'ak w niego wpadli.

Na ten widok Kiri oraz Pająk zaczęli się cicho śmiać pod nosem, co młodszy syn Sully'ego zignorował, ponieważ już wystarczająco był zirytowany faktem, że musiał tak wcześnie wstać po nieprzespanej nocy.

Jake rozejrzał się po dzieciach chcąc usłyszeć potwierdzającą jego słowa odpowiedzieć, jednak nie doczekał się odzewu.

- Hej - zwrócił ich uwagę na siebie. - Sully trzymają się razem, tak?

- Tak - cicho odpowiedzieli.

- To teraz powtórzcie to, ale z życiem - dodał żywo ich ojciec, chcą ich zmotywować.

- Sully trzymają się razem - odpowiedzieli trochę głośniej, ale nie tak jak oczekiwał od nich Jake.

Mężczyzna pomachał jedynie głową na boki i ruszył dalej. Odsłonił ręką jednego z większych liści, po czym lekko się przestraszył, ponieważ coś się przed nim znajdowało, a raczej ktoś..

- Jezu.. Ri'siena? Co ty tutaj robisz? - zapytał lekko zdezorientowany Sully, a wszyscy pozostali spojrzeli w jej kierunku.

- Chowałam się przed wami żebyście mnie nie zauważyli.. no cóż, nie udało się - rzekła dziewczyna w taki sposób, że ciężko było wyczuć czy żartuje czy mówi prawdę.

- Hej - powiedział Lo'ak, na co dziewczyna odpowiedziała mu skinięciem głowy. - Chcesz do nas dołączyć?

- Nie chce wam przeszkadzać, bo z tego co mogłam zauważyć to rodzinne spotkanie - poinformowała dziwnie na nich patrząc, kiedy wspomniała o rodzinie.

- Nie, w porządku, jeśli chcesz możesz się do nas przyłączyć - rzekł lekko zestresowany Jake. - A poza tym nie powinnaś tak wcześnie sama wychodzić.

Po tej dosyć dziwnej rozmowie Ri'siena dołączyła do rodzinny Sullych i poszła z nimi dalej do wybranego przez nich miejsca. Wszyscy zgromadzeni zaczęli zbierać korę z drzew oraz liście niezbędne do przygotowania naparu. Po skończeniu tych czynności, Jake zaprosił Ri'sienę na śniadanie do ich Marui w ramach podziękowania za pomoc. Było jemu trochę głupio w związku z tą całą sytuacją i domyślał się, że Neytiri, nie będzie zadowolona z jej obecności, ale chciał to też traktować jako okazję do lepszego poznania dziewczyny. Młoda Sir'ena niepewnie zgodziła się za namową Lo'aka, po czym wspólnie ruszyli w drogę powrotną do domu. Przez większość czasu Lo'ak rozmawiał głównie z Ri'sieną, co nie unikło uwadze Neteyama. Przez ten cały czas uważnie ją obserwował. Wydawało mu się to trochę dziwne, że o takiej porze spotkali ją w takim miejscu. Miał złe przeczucia.

Po dotarciu na miejsce zastali Neytiri, która przygotowywała jedzenie dla rodziny. Jej zdziwienie oraz narastająca złość była wyraźnie wyczuwalna i zauważalna. Jake, chcąc powstrzymać żonę przed niemiłymi komentarzami, uspokoił ją gestem, po czym kazał dzieciakom zająć się robieniem herbaty. Złapał swoją wybrankę za rękę, a następnie wyszedł z nią przed Marui.

- Co ona tu robi? - powiedziała rozzłoszczona Neytiri.

- Shhh - uspokajał ją Jake. - Później ci wszystko wyjaśnię, ale daj jej szansę..

- Zapomiałeś co zrobiła naszemu synowi, przez nią mógł zginąć - odpowiedziała poddenerwowana.

- To nie ona go porwała i dobrze o tym wiesz. Nie ma z tym nic wspólnego, to przecież jeszcze dzieciak - stwierdził dosyć poważnie Sully. - A poza tym to dzięki niej Neteyama rana tak szybko się zagoiła - przypomniał jej.

Neytiri zamilkła spuszczając na chwilę głowę w dół, po czym zerknęła na męża poważnym wzrokiem.

- Nie podoba mi się jej obecność, ale nic na ten temat przy niej nie powiem - zadeklarowała, lecz wciąż było po niej widać, że jest niezadowolona. - I robię to wyłącznie dla ciebie - oznajmiła dotykając go palcem w klatkę piersiową, po czym weszła w głąb Marui.

Jake odprowadził ją wzrokiem, po czym dosyć głośno westchnął i wszedł za nią do środka. Wiedział, że dla Neytiri nie była to wygodna sytuacja. Od dawna nie była dobrze nastawiona do ludzi nieba, którzy zgotowali jej piekło, a co dopiero do Sir'en przez których mogła stracić pierworodnego syna.

Po przygotowaniu posiłku, wszyscy zasiedli, aby go wspólnie zjeść. Panowała wtedy dosyć napięta atmosfera, jednak Lo'ak oraz Tuk starali się ją trochę rozładować poprzez rozmowę z dziewczyną. Jake zapytał się jej także o kilka rzeczy, aby ją lepiej poznać, jednak dziewczyna nie wiele mówiła o sobie lub o swojej rodzinie. Nie była zbytnio chętna rozmawiać na te tematy.

- Dziękuję za posiłek i gościnę, ale będę musiała już iść - oznajmiła Ri'siena, po skończonym śniadaniu. - Za niedługo mam spotkanie.. z matką - dodała ciszej, po czym jeszcze raz podziękowała i wyszła.

Południe dla rodziny Sullych minęło trochę bardziej spokojnie i bez nieoczekiwanych niespodzianek. Jake wziął chłopaków na polowanie, a Neytiri wraz z córkami zajęły się robieniem nowych bransoletek i ozdób.

Niedługo po powrocie Jake'a wraz z synami, w Marui Sullych zjawiła się Tsireya, która chciała pilnie porozmawiać, z którymś z przyjaciół. Widząc jej zaniepokojenie, Neteyam wraz z Lo'akiem wyszli z nią na mostek, aby móc spokojnje z nią pomówić.

- Usłyszałam coś niepokojącego.. - zaczęła córka wodza. - Przechodziłam niedaleko Marui Ri'sieny i usłyszałam kawałek jej rozmowy z Emere. Nie brzmiało to zbytnio dobrze..

- Znowu będziecie nastawiać wszystko i wszystkich przeciwko jej? - przerwał jej Lo'ak niezadowolony z tego co usłyszał. Był już tym wszystkim zmęczony. - Nie rozumiem dlaczego jesteście do niej tak uprzedzeni.. - westchnął poirytowany, po czym zaczął odchodzić.

- Lo'ak stój! To nie tak.. - powiedziała z troską Tsireya i chciała za nim ruszyć jednak powstrzymał ją przed tym Neteyam.

- Zostaw go, niech idzie - oznajmił starszy bart patrząc jak Lo'ak znika za budynkami miasta.


_________________________________________

Hejka wszystkim, jak tam wasze samopoczucie?

Co myślicie o dzisiejszym rozdziale i postępowaniu postaci? 🤔
Chętnie poczytam wasze teorie, odczucia i wrażenia!

Do następnego, love you all! xx

𝙸 𝚜𝚎𝚎 𝚈𝚘𝚞 || 𝙰𝚟𝚊𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz