Lucyferowi przeszkodził dzwonek do drzwi. Nie, żeby był czymś zajęty. Kontemplował sobie spokojnie krzywiznę łazienkowej ściany, zastanawiając się, jak uciszyć tą małą histeryczkę, bo Nazakiel najwyraźniej nie dawał sobie rady w tej roli... Aż względny spokój przerwał ten niecodzienny dźwięk, jako że w domu upadłego jedynymi niezapowiedzianymi gośćmi był jak dotąd komornik (którego nie wpuścił) i policja (która sama się wpuściła, dlatego nadal ma rozjebany zamek przy drzwiach).
Wobec tego piekielny monarcha podążył szybko do wejścia, ciekaw, kto może składać o tak późnej porze wizytę w jego kruszejącym domostwie. I mając nadzieję, że tym razem zdoła uchronić ścianę przez ponownym obijaniem przez klamkę.
Po uchyleniu drzwi zastał za nimi zdecydowanie niepożądaną osobę, a mianowicie jednego z piekielnych dostojników.
- Witam, kurwa, witam - przywitał się na wejściu Vice książę piekła, mistrz mistrzów, jaszczur z otchłani, władca oceanów, mórz i w ogóle wszelkich rejonów wilgotnych, sam Lewiatan.
Widocznie ten przerośnięty produkt niezbyt przemyślanego romansu ich ojca z rybą miał się świetnie, sądząc po szerokim uśmiechu na mordzie i ciągnącym się za mężczyzną zapachem marihuany. Pod jego czaszką wiele się działo, ale zwykle nie na temat. Stanowił nietypowe połączenie hippisa z księciem, przy czym z księcia miał w sobie tylko tyle, że kochał wylegiwać się na tronie cały dzień, zbijając bąki i co najwyżej wzmagając efekt cieplarniany kolejnymi kilogramami palonego zioła. Miał w życiu niewiele problemów, ponieważ je konsekwentnie wypierał, ale jedynym który dawał we znaki był właśnie fakt, że w Piekle nie posiadali nawet jako takiego tronu, przez co musiał ograniczyć swoje monarchistyczne aspiracje do wylegiwania się w wannie u brata. Mieszkał to tu, to tam, ostatnio kiblował na kanapie w salonie, a przedwczoraj w nocy wdał się najwyraźniej w tango z menelami spod Żabki, bo aż do dziś nie dał znaku życia.
- Co ty tu kurwa robisz - spytał Lucyfer, ewidentnie niezbyt ukontentowany z tej nieoczekiwanej wizyty. - Nie przypominam sobie, żebym zwoływał tu spontaniczne zgromadzenie meneli. Ani otworzył charytatywnie schronisko dla jakiś bezdomnych jaszczurek.
Ciężko było mieszkać z hippisem, dlatego gdy Lewiatan wczoraj zaginął gdzieś w odmętach osiedlowej patologii, jego brat w sumie ucieszył się, że nikt nie będzie znów robił burdy w salonie. Glonek zasadniczo gdy był tylko wystarczająco przytomny, by o tym pamiętać, starał się protestować przeciw konsumpcyjnemu stylowi życia i wyścigowi szczurów, co nie przeszkadzało mu w kupowaniu wszelakiego badziewia (pokroju fotela masującego, stojącego teraz na ogródku) i zagracania mieszkania. Jeszcze gdyby chociaż wydawał swoje pieniądze, a nie te ciężko zaoszczędzone przez Lucyfera, który przecież też miał jakieśtam swoje potrzeby.
Glonek przybył do Polski, gdyż od dawna interesował się duchowością wschodu, choć zarazem niezbyt miał pojęcie, gdzie właściwie ten wschód się znajduje. Amerykańscy hippisi myśleli, że chodzi o wschodnie wybrzeże, czego jednak jaszczurowaty nie wiedział, ponieważ nie miał okazji dopytać o to żadnego amerykańca. Mimo bycia wyjątkowo przyjaznym, niewątpliwie ekstrawertycznym bytem nie posiadał aż tak światowych znajomych. Natomiast europejscy hippisi wskazali mu Polskę, jednak teraz, jako mieszkaniec tego kraju... Co najwyżej mógł spojrzeć z niedowierzaniem na te smutne jak pizda osiedla i popukać się w głowę, bo z fantastyczną utopią niewiele miały wspólnego.
Stojąc nadal w progu zamiótł długim, wężowym ogonem, którego trójkątne łuski mieniły się w blasku światła turkusowymi odblaskami. Wyglądał jak pierdolony siódmy cud świata, co było dla ich rodziny charakterystyczną cechą rozpoznawczą. Zabójczo przystojni i pozornie (lub nie) pozbawieni zdolności myślenia. Cóż, coś kosztem czegoś.
CZYTASZ
Boska herezja
RomanceRomanse to ciężka sprawa, a romanse diabelsko - anielskie to już taki kaliber, że nawet osoby tworzące paski do Trudnych Spraw nie wytrzymałaby psychicznie tych dramatów. Miłosne perypetia dotykają każdego. A miłość podobno nie zna granic. Ani kilo...