Lucyfer zamrugał oczami, pocierając skronie. Bolała go głowa, bok, ręce i właściwie całe ciało. Nie wiedzieć czemu.
A nie, moment.
Jego wzrok padł na resztki proszku w kolorze kredy, rozsypanego na szafce nocnej. No tak, musiał sobie trochę ulżyć w ciężkich chwilach. Pamięć niestety powoli wracała, tak samo jak wszystkie nieprzyjemne myśli, znów kłębiące się pod czachą Lucjano.
Ale doszła do niego jedna ważna rzecz.
Jeśli on doprowadzi Gabriela do upadku, tak otwarcie i bez żadnej intrygi, to kurwa, przecież archanioł go znienawidzi. To idiotyzm. Debilizm wyższej klasy.
Nie może do tego dopuścić. Po co rozkochiwać kogoś w sobie i się z nim ruchać, skoro on cię przez to znienawidzi? Przecież to gwałcenie praw logiki, pomijając fakt, że najpierw musi zgwałcić anioła.
Nie, trzeba to zrobić inaczej. Nie wie jak, ale on nie może doprowadzić Gabriela od tak do znalezienia się w Piekle jako upadły. Był bardziej niż pewien, że aniołka doprowadzi to do chęci co najwyżej odebrania sobie życia. A przecież to najgorsze, co może być. Za nic w świecie nie zamierzał podżegać chłopaka do samobójstwa. I to nie z obawy przed policją czy wymiarem sprawiedliwości.
Poderwał się z łóżka, zmiatając resztkę swojego nie renomowanego leku z powrotem do torebki i chowając w szufladzie, pomiędzy stronami jakiegoś przewodnika po Pieninach. Mniejsza o to, skąd się tam wziął.
Tak czy inaczej, wstał, zawiązał buty i już miał wyjść, gdy zdał sobie sprawę, że musi otworzyć portal w domu. Normalnie tego nie robił, ale przecież Samael prosił, by na razie nie pokazywał się w mieście. Otwieranie portali na linii świat ludzi - Piekło w pomieszczeniach groziło co prawda rozpierdoleniem fundamentów, ale bez ryzyka nie ma zabawy. A sytuacja jest poważna i wymaga radykalnych środków.
Chwilę potem upadły stanął przed drzwiami do mieszkania swojego ojca, po czym zapukał, błagając w duchu, by otworzył mu Szatan osobiście, to zacznie go opierdalać już od progu.
Drzwi zaskrzypiały.
Szlag by to. Lilith spojrzała na niego pytająco, zastanawiając się, co rozsierdzony i nieuczesany Lucyfer robi w ich progu.
- Co się stało? - zaintrygowana demonica zmierzyła go wzrokiem. - Wyglądasz na zdenerwowanego. Ojciec coś znów przeskrobał? - spytała, wpuszczając go i zamykając drzwi. Jak zwykle pomykała jedynie w swoim przykrótkim fartuszku.
- Poniekąd - mruknął Lucyfer. - Wiesz może, gdzie jest?
- W salonie - odparła z przekąsem kobieta. - Z piwskiem, oczywiście, przed telewizorem. Zdziwiłabym się, gdyby raz w życiu wykorzystał wieczór na coś innego.
- Dzięki - rudzielec skinął głową. Niedobrze. Trochę jego wkurwionego zdecydowania uleciało. Lilith widocznie ma zbyt uspokajający wpływ. - Musimy pogadać - zaanonsował, wchodząc do salonu.
Staruszek faktycznie siedział na kanapie, która wydzielała swoisty odór (albo był to jego zapach. Ciężko powiedzieć. Najprawdopodobniej niezbyt sprzyjające nozdrzom Lucka wonie obu połączyły się w jeden smród) i oglądał jakiś telewizyjny show.
- Na Odyna, musisz przychodzić akurat teraz? - Szatan spojrzał na swojego syna widocznie zbulwersowany, że ktoś śmie przerywać jego intymne chwile z show podobnym do „miliarderów", wciąż oglądanych przez Belzebuba odkąd wybrał się na wycieczkę do świata ludzi.
- Tak, teraz - upadły chwycił za pilota i wyłączył telewizor.
Gdyby nie znał ojca tak dobrze, to bałby się śmierci. W obecnej sytuacji wiedział, że może być spokojnym o swoje życie.
CZYTASZ
Boska herezja
RomanceRomanse to ciężka sprawa, a romanse diabelsko - anielskie to już taki kaliber, że nawet osoby tworzące paski do Trudnych Spraw nie wytrzymałaby psychicznie tych dramatów. Miłosne perypetia dotykają każdego. A miłość podobno nie zna granic. Ani kilo...