Lucyfer przewrócił się na plecy, po czym rozmasował skronie. Ja pierdolę. Świat ogarnął ból i żałość.
Wszystko go napierdalało, a w dodatku poczuł silną potrzebę udania się na dwójkę. Czemu kurwa każda pobudka w jego nędznym życiu ostatnimi czasy sprowadzała się do tego, że żałował faktu bycia nieśmiertelnym? Wiedziony potrzebą zwlókł się z swego łoża, czując niczym gówno wysrane trzy razy. Poranki po naradach z ojcem i resztą piekielnej kompanii zwykle tak się kończyły, ale mimo wszystko nigdy nie mógł się powstrzymać od ukojenia nerwów jakimś mocniejszym trunkiem. W jego sytuacji sam Budda zostałby alkoholikiem. Niektórych rzeczy nie da się wytrzymać na trzeźwo, na przykład piekielnej zgrai piłującej jadaczki do późnych godzin wieczornych, nie żałując sobie bluzgów i opinii na temat gospodarza, którego gust z każdej strony zdążyli skrytykować i obrazić. Błędem było informowanie ich o swoim wyborze seksualnej zabawki, bo określenie „chłopak" jakoś niezbyt grało z zasadniczo heteroseksualnym spojrzeniem na świat upadłego.
Ze smutkiem przyjął do wiadomości fakt, że żadne piwo nie ostało się w zasięgu jego wzroku, by pomóc mu trochę w zmotywowaniu się do rozpoczęcia dnia. Oczywiście, że nie jest kurwa uzależniony, gdyby chciał, to przestałby pić.
Ale nie chciał, w tym leżał zasadniczy problem.
Poza tym nie jest jakąś ciotą, musi dotrzymywać rodzince tempa. W każdym razie na pewno, do pieprzonego końca świata te cwele z piekielnego AA nie zobaczą go w swym gronie. Do tego stopnia nigdy się nie upodli.
Usiadł na kiblu, czując wreszcie stan bliski szczęściu. Nie ma nic wspanialszego, niż poranne sranie, gdy krewni nareszcie wyjechali (a przynajmniej większość z nich), a ty czujesz się w pełni komfortowo we własnych zajebistych czterech ścianach.
Przeglądanie codziennej porcji internetu (co może jest niehigieniczne, ale czy naprawdę ktoś chodzi do kibla bez telefonu?) zajęło Luckowi zdecydowanie za dużo czasu, ale gdy uroczaśne króliki na YouTubie wzywają, świat zewnętrzny traci na znaczeniu. W końcu mężczyzna spuścił wodę w kiblu, ochlapał ręce bardziej symbolicznie niż wierni wodą święconą i pełen udawanego entuzjazmu poczłapał do kuchni. Nie mając w łóżku Gabriela nie widział sensu w przygotowywaniu jakiś specjałów, więc na śniadanie jebnie puszkę energola i będzie git.
Przy usyfionym stole w kuchni zastał śpiącego ojca i Asmodeusza, co nieco go z początku skołowało, ale dokonując retrospekcji na poprzedni wieczór skojarzył, że rzeczywiście, mimo zniknięcia Nazakiela, Lewiatana i Beliala, pozostała dwójka kłopotliwych gości pozostała i w najlepsze drzemała w jego jadalni. Oboje oparci byli o splamiony jakimiś cieczami stół, na którym nadal stały, niczym świadectwo wygranej bitwy, puste butelki po jabolu.
Długi czarno - różowy warkocz Asmodeusza majtał się pod ziemi, przez co upadły prawie zaliczył spektakularną randkę z podłogą. Nieudany wariant roszpunki przeprowadził nieświadomy zamach na życie Lucka, więc mężczyzna odrzucił na bok warkocz brata. I tak w większej części ta wątpliwa ozdoba wyglądała raczej jak nieuczesany kołtun kłaków. Korona jego cholernego pobratymca walała się po ziemi, ale Lucjano nie zwracał na to uwagi, zaaferowany poszukiwaniem puszki monsterka, która z pewnością gdzieś się znajdowała, jednak prawdopodobnie by ją znaleźć potrzebowałby specjalistycznego zespołu archeologów.
Po piętnastu bezowocnych minutach rozpierdalania przedmiotów, które i tak już stawiały jego mieszkanie na szczycie piramidy niechlujstwa, poddał się i wychylił duszkiem dwie szklanki kranówki, starając się pozbyć z ust ohydnego metalicznego smaku.
Czuł się, jakby wpierdolił taczkę gwoździ, chociaż nawet siebie nie podejrzewał o tak skrajną desperację w manifeście braku rozwagi.
Drugą opcją było to, że zwyczajnie się martwi, ale wchodziły tu w opcję emocje, a doświadczenie podpowiadało mu, że połączenie jego osoby i chwilowych emocjonalnych wrażeń nie da dobrego efektu.
CZYTASZ
Boska herezja
RomanceRomanse to ciężka sprawa, a romanse diabelsko - anielskie to już taki kaliber, że nawet osoby tworzące paski do Trudnych Spraw nie wytrzymałaby psychicznie tych dramatów. Miłosne perypetia dotykają każdego. A miłość podobno nie zna granic. Ani kilo...