Wojskowe cimcirimcim i problem z płonącym konarem 🔥

158 90 56
                                    

Belial nie dostał jak dotąd zbyt wiele uwagi.

Nie tylko od swojej rodziny, ale ogólnie, w życiu. Nic dziwnego, jak na osobę, której dosłowne tłumaczenie imienia oznacza tyle co „ten, który nie ma pana", „niegodziwiec świata", „ten, który podnosi bunt" bądź „nic niewart".

Był dosyć ciężkim charakterologicznie przypadkiem człowieka, któremu wiecznie coś nie pasowało, a gdy się irytował - Boże chroń osoby, które akurat znalazły się w zasięgu rzutu nożem. Albo strzału z broni palnej.

Młodość spędził Belial jako lekkoduch i zboczeniec w kabaretach i zamtuzach Berlina, Paryża i Sankt Petersburga. Rżnął co popadnie, chlał co popadnie i obficie korzystał z pieniędzy ojca, które w pocie czoła wypracowywały rzesze klepiących biedę chłopów.

Zdaniem większości była to po prostu kanalia wyzyskująca biedotę wiejską i wysługująca się kułakami. Typowa postać z przedwojennej historii Polski.

Miewał ataki agresji w momentach, gdy bywały uzasadnione, ale także wtedy, gdy zupełnie z zaskoczenia bił do nieprzytomności człowieka siedzącego obok. Dla niego samego tajemnicą było, czemu się to dzieje.

Niemniej mimo tych nieznacznych wad udało mu się uzyskać całkiem dobrą posadę jako wojskowy. I to nie byle jaki wojskowy.

Był w zasadzie jedną z czterech najważniejszych osób w Piekle, drugim po Lucyferze Królem Piekła i aktualnie miał pod sobą ponad 50 legionów wszelakich duchów, nie mówiąc o regularnym wojsku. W odpowiednikach stopni w świecie ludzi można porównać go do generała. Albo nawet kogoś na posadzie nieco wyższej od tej funkcji.

Czuł się tu lepiej niż w domu. Normalnie aresztują ludzi za zabójstwo, a w wojsku dają karabin i pokazują, jak go używać. Zabił piętnastu typów od pobudki dzisiejszego ranka. W domu by go powiesili, a tu dadzą mu, kurwa, medal!

O ile ministrem zbrojenia był Asmodeusz, o tyle prowadzenie wojny, ich miejsce oraz zazwyczaj wynik zależały w zupełności od Beliala. A że mężczyzna wiódł żywot daleki od prawego, wyznając dosyć specyficzne ideały, to wojny wygrywał - zwykle jednoznacznie, po prostu pozbywając się doszczętnie drugiej strony. Nie zamierzał stosować się do konwencji międzynarodowych ani tego całego humanitarnego gówna. Jeśli ktoś zdecydował się podjąć z nim walkę, praktycznie sam prosił się o odebranie życia swojego oraz swojej rodziny do trzech pokoleń wstecz i naprzód.

Poza tym był w porządku człowiekiem. Lubił grać w karty, uprawiać jogging i oglądać filmy o dinozaurach, czasami po pijaku kogoś pobił, ale starał się akurat w alkoholu zachować umiar. Nie mógł tego samego mówić o heroinie, ale to już inna historia i zupełnie nie związana z etanolem.

Obecnie Belial przebywał w bazie wojskowej na najdalszych zachodnich krańcach szeroko pojętych ziem odkrytych. Założenie było proste. Wojownicze plemiona pasterzy zamieszkiwały te góry, które oglądał z okna swojego tymczasowego biura.

Góra to z założenia przeszkoda terenowa w sposób wypukły, ale rzecz w tym, że w tych konkretnych górach było wiele diamentów. On potrzebował jedynie otworzyć bezpieczne miejsca pracy dla robotników, więc należało wybić pasterzy. Wszystko brzmi wręcz banalnie.

Z tym, że te jebane owcojebce były centaurami bądź ich mieszankami z innymi rasami. I zapierdalały szybciej, niż konie, które mieli jak dotąd do dyspozycji. Nie wjedzie na zbocze pierdolonym czołgiem, a latanie helikopterami miałoby sens, gdyby nie fakt, że przeciwnik oszukał system, gdy parę centaurów wyruchało harpie i w efekcie powstały uskrzydlone machiny do zabijania.

Życie w zaświatach jest do dupy. W świecie ludzi konwencjonalna wojna nigdy nie sprowadziłaby się do wyprowadzania samolotów bojowych wobec mieszanki latającego konia z człowiekiem uzbrojonej w bazookę i chuj wie, co jeszcze. A tu proszę. I jak on ma przestrzegać konwencji, gdy jakaś uskrzydlona baba wyjada wnętrzności jego żołnierzy, po tym jak ich podle złapie i zawlecze do swojej kryjówki?

Boska herezjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz