Belial zgodnie z planem od rana robił to, w czym się specjalizował, mianowicie systematycznie niszczył ludziom życie. Inwazja postępowała aż miło. Budząc się rano znalazł w łóżku Nicka, nie wiedząc do końca, dlaczego tam razem wylądowali, ale ilość alkoholu spożyta poprzedniego wieczora skutecznie zmroczyła go i spowiła umysł w miłej otoczce braku świadomości co do miejsca pobytu, co do wykonywanych czynności...
Tak czy inaczej spacyfikowali już komórki partyzanckie i wszystko byłoby super, ale dopiero gdy Nick wszedł go sali konferencyjnej, Belial uświadomił sobie jedną zasadniczą kwestię, która pozostawała z tyłu jego umysłu od rana.
Nick był sam. Brakowało mu tej chmury gradowej, cienia na duszy, prześladowcy radości Nikolasa. Nie mógł być na froncie, bo przecież zameldował by mu o tym w jakikolwiek sposób. Więc co się z nim dzieje? Gdzie ten jaszczurzy pomiot wsiąkł w decydującym dla ich życiowych karier dniu?
Nie wiedział. Wiedział za to, że jak już skurwysyna znajdzie, to mu nogi z dupy powyrywa. Po każdym by się spodziewał, ale nie po nim. Nawet ty, Brutusie, przeciwko mnie.
~17.1~
Siedzieli w salonie. Tym razem spotkanie odbywać się miało w mieszkaniu Szatana i Lilith odwaliła kawał wyczerpującej roboty odkurzając wszystkie szafki, myjąc podłogi, a nawet wreszcie doszorowując lustro w łazience, które swego czasu Szatan lub któryś z jego kolegów obryzgał kwasem... A może jeszcze inną substancją. Koniec końców jednak nie zebrali się tam - głównie dlatego, że mieszkanie zostało zalane przez wyciek z rur. Jak się okazało nie była to tak „chwilowa awaria" jak zapowiedział mechanik, dlatego musieli przenieść się do miejsca zaproponowanego przez Mefistofelesa, do domu Fausta, lekarza, który z racji nieobecności, bo i tak miał „bardzo ważne wystąpienie na bardzo ważnej konferencji, tytułu wystąpienia i nazwy wydarzenia nie podaję, bo i tak nic ci nie powie", w każdym razie nie miał żadnego oporu by ugościli się u niego w domu na ten jeden wieczór (oczywiście o ile nic nie zdewastują i sprzątną po sobie, o co upomniał Mefistofelesa kilkadziesiąt razy podczas ich krótkiej rozmowy. Poza tym córka szwabskiego medyka miała być w razie czego pod telefonem, więc jeśli cokolwiek nieodpowiedniego lub alarmującego miałoby miejsce, to będą się rozliczać z nią. Tego diabeł wolał uniknąć znając jej postrzelony charakter i sposób bycia, więc przyrzekł na życie swych nienarodzonych dzieci, że będą się zachowywać grzecznie i nie nabałaganią).
Wobec tego Lilith przygotowała wszystko raz jeszcze, tym razem w domu Fausta, co stanowić może tylko żelazny dowód na jej nieziemską cierpliwość. Co prawda kobieta nie spodziewała się obecności Nazakiela, więc akurat dla niego brakowało miejsca przy stole oraz porcji hibiskusu, co prawie doprowadziło do załamania nieustraszoną gosposię.
Każdy musi być najedzony, napity i usiąść na wygodnym krześle, dopiero wtedy zyskiwała spokój ducha. Na szczęście w tej patowej sytuacji Glonek podzielił się wszystkim z własnej nieprzymuszonej woli, wprawiając tym w zdumienie wszystkich obecnych, a najbardziej samego chłopaka.
Dom był ogromny - samo dotarcie od drzwi do jadalni zajęło im dłuższą chwilę, kiedy to nieco skonsternowani spacerowali przez labirynt korytarzy, których górna część ginęła w półmroku, a okna, mimo tego że ciągnęły się od ziemi aż do sufitu nie dawały niestety tyle światła, by rozproszyć tą ciemność. Było to mieszkanie bardziej pasujące do pieczary wampira z gotyckiego horroru, niż lekarza, który przynajmniej w teorii miał leczyć ludzi, a nie bezlitośnie pozbawiać ich krwi, chociaż akurat w tym przypadku obie możliwości były prawdopodobne.
Nazakiel czuł się nieswojo, od chwili gdy wraz z Glonkiem przekroczył drzwi tej posiadłości, ale prawdę mówiąc każdy z diabłów dał się ponieść złowieszczej atmosferze i nie czuł się zbyt pewnie. Członkami dzisiejszego zgromadzenia był Szatan we własnej osobie oraz jego wspomniana małżonka z Sarą na rękach, Samael i Mefisto, siedzący obok siebie, Lucyfer zajmujący miejsce centralnie naprzeciw gospodarza i sprawiający wrażenie, jakby był na skraju załamania nerwowego jeszcze zanim ktokolwiek się odezwał, Lewiatan z Nazakielem, którego usadził sobie na kolanach, Belial naprzeciwko nich, sprawiający wrażenie jakby planował już kogo ma zabić, Asmodeusz co jakiś czas szepczący mu coś do ucha, a na dopełnienie towarzystwa Belzebub przy boku swej jedynej mamusi, licząc na to, że w wypadku kłopotów udzieli mu wsparcia. Na stoliku stały trunki, ale tak jak zapowiedział Mefistofeles bezalkoholowe. Poza tym każdy dostał filiżankę hibiskusu.
CZYTASZ
Boska herezja
RomanceRomanse to ciężka sprawa, a romanse diabelsko - anielskie to już taki kaliber, że nawet osoby tworzące paski do Trudnych Spraw nie wytrzymałaby psychicznie tych dramatów. Miłosne perypetia dotykają każdego. A miłość podobno nie zna granic. Ani kilo...