Rozdział 11 Chcę cię przelecieć.

243 13 3
                                    

Następnego dnia rano jadę do mieszkania Dominica, aby powiedzieć mu o wszystkich informacjach jakie ma Krakove, znaczy o wszystkich, które zniszczyłam.

-Hej- wita mnie Kate, żona Dominica, całując mój policzek.

-Hej, jest Dominic?

-Jasne, siedzi w kuchni- kiwa głową, od razu idąc tamtą stronę.

Idę za nią

-Hej, czym sobie zasłużyłem na twoją obecność tak wczesnym rankiem?- pyta nawet nie patrząc do góry, tylko wciąż czyta gazetę, jedząc jajecznice. W tym samym momencie do kuchni wbiega małe dziecko

-Hej, Stephen- mówię.

Stephen to dwuletni chłopiec, dziecko Kate i Dominica.

Kucam, gdy wyciąga do mnie jego małe rączki i biorę go na ręce. Potem siadam na krześle naprzeciwko Dominica i mówię

-Krakove nie jest taki głupi jak ci się wydawało.

Odkłada gazetę i bierze ode mnie swojego syna, pytając

-Co masz na myśli?

-Wczoraj dał mi do sprawdzenia informację, które zdobył. Była tam śliczna, pełna kartka z moimi prawdziwymi danymi i zdjęciem z napadu. Zniszczyłam je, ale on może je zdobyć od nowa.

-Idź się pobaw- mówi do Stephena i stawia go na podłogę, chłopiec niechętnie odchodzi. Potem mówi do mnie

-Dzisiaj go trochę nastraszymy.

-Co masz na myśli?

-O której mniej-więcej wychodzi z biura?

-Różnie, zależy od tego czy ma jakieś spotkanie i milion innych rzeczy.

-Postaraj się, żeby wyszedł o piątej.

-Dobra, spróbuję, najwyżej odwołam mu spotkania. Czemu o piątej?

-Będą tam czekać Tom, John i Justin.

Tom, John i Justin, to trzej z naszego gangu, którzy nadstawiają karku zawsze, więc niedziwne, że to oni mają pobić Krakove.

-To adwokat.- mówię.

-Kiedy się taka bystra zrobiłaś, co?- rzuca, unosząc brew kpiąco.

-Będziemy mieli problemy.

-My jesteśmy problemem- przewraca oczami- Jak jakimś cudem policji uda się tak szybko przyjechać, żeby zastać tam jeszcze chłopaków, to i tak nie mają na nich nic. Oni nigdy nie uczestniczyli w żadnej poważnej akcji, więc nic na nich nie będą mieli.

-Niech ci będzie- wzruszam ramionami.

-Tymczasem baw się dobrze jako jego asystentka.

-Jasne, to świetna zabawa. Zanudzę się tam na śmierć.

-Oby nie- posyła mi zabawne spojrzenie, a ja wstaję.

-Dobra, idę umrzeć z nudów- wznoszę oczy do góry i rzucając szybkie pożegnanie, wychodzę z jego mieszkania.

Cały dzień odbierałam telefony, drukowałam i przepisywałam dokumenty, by za piętnaście piąta wyjść z mojego gabinetu, pytając

-Możemy już skończyć?

-Możesz już iść, właściwie już kończę, więc też za dwie minuty będę szedł.

Kiwam głową i wracam do mojego gabinetu, gdzie wyjątkowo powoli zakładam skórzaną kurtkę i wiążę włosy. Gdy słyszę jak Krakove się ubiera, znów wychodzę

LiarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz