-Odłóż to, Shay- mówi od razu tym jego głosem, a ja od razu naciskam spust.
W jednej sekundzie, gdy nabój leci na moją skroń, Liam odpycha mnie, a kula trafia w jego pierś.
-Nie!- wrzeszczę, upadając na podłogę. Liam wciąż stoi, jest oparty o ścianę i zaciska zęby, przyciskając dłoń do rany
-Nie, nie, nie- krzyczę, jak mantra, gwałtownie wsuwając palce we włosy i ciągnąc je.
-Nawet nie możesz mi pozwolić zdecydować o mojej śmierci?! Nienawidzę cię!
Nie przewidziałam tego, jak mogłam tego nie przewidzieć, dlaczego nie strzeliłam od razu, jak usłyszałam jego głos, dlaczego nie strzeliłam od razu po otrzymaniu broni, dlaczego znów byłam tak głupia?
-Nienawidzę cię!- krzyczę- Nienawidzę!
-Ogarnij się- nagle Liam mówi przez wciąż zaciśnięte zęby i rzuca mi jakąś torbę- Załóż to na siebie- nakazuje, a ja tylko gwałtownie kręcę głową, wciąż powtarzając
-Nienawidzę cię, nienawidzę, nienawidzę cię...
-Chcecie mnie zabić już teraz?- pytam sama do siebie, chowając głowę między ramionami, czując jak cała co raz bardziej drżę. Nienawidzę tego, nienawidzę siebie za to, jak słaba jestem, za to, że nie potrafię nawet spojrzeć prosto w oczy temu, co od zawsze mi przeznaczone.
-Gdybym miał cię zabrać na egzekucję, to twój strażnik nie leżałby nieprzytomny. Wkładaj to, już- znów się odzywa przez zaciśnięte zęby i kopie mi na kolana torbę.
-Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?!- pytam, wściekła na łzy, które spływają po moich policzkach.
-Uratować twoje cholerne życie, kurwa!- warczy- Ubieraj to, już. Masz mało czasu- odrywa rękę od rany, z której od razu tryska krew mimo to, Liam kuca i zdejmuje ze mnie ubrania, a ja jestem zbyt zdezorientowana i zrozpaczona tym, że miałam tylko jeden nabój i pozwalam mu na to.
Potem zakłada na mnie jakiś szary kombinezon i nim zdążę się zorientować wyciąga mnie z celi
-Zostaw mnie chociaż raz w spokoju! Daj mi w spokoju umrzeć! Dostałeś to czego chciałeś, więc dlaczego sobie nie odpuścisz?!- krzyczę, próbując się zaprzeć nogami, ale on jest silniejszy nawet postrzelony
-Zamknij się- mówi do mnie znów przez zaciśnięte zęby i pcha mnie w przód, zmuszając prawie do biegu, do którego moje nogi nie są teraz zdolne. Liam przyciska sobie do piersi moją czarną koszulkę, którą ze mnie zdjął, a gdy znów otwieram usta, by zacząć krzyczeć przerażona tym, co się dzieje, on odzywa się pierwszy
-Nie będzie teraz żadnych wyjaśnień. Jak widać, do cholery jasnej, sama nie umiesz sobie poradzić, więc nie dyskutuj.
Przez jego słowa mam jeszcze większą ochotę dyskutować, ale wtedy wychodzimy z windy na główny korytarz i Liam przyciska mnie do siebie i pochyla moją głowę w dół, by zasłonić moją twarz włosami
-Linda Corsweld- rzuca do jakiegoś komendanta- Zabieram ją do sądu dla niesprawnych umysłowo- ogłasza jeszcze i nim ktokolwiek zdąży zareagować, wychodzi na zewnątrz razem ze mną
Wpycha mnie do jakiegoś auta i nim zdążę z niego uciec, wsiada na swoje miejsce i rusza autostradą, tak szybo, że kręci mi się w głowie
-Czego ode mnie chcesz?!- krzyczę przez łzy, uderzając w szybę.
-Ratuję twoje popieprzone życie- warczy, nie trzyma nawet kierownicy, tylko wyciąga palcami kulę z krwawiącej rany, nie przejmując się, że jesteśmy na pełnej rozpędzonych aut drodze.
-Nie wiem, kto, kurwa, miał też twoje akta i wszystko zaniósł na komisariat, ale to nie byłem ja- syczy, wyrzucając na siedzenie obok zakrwawioną kulę, którą udało mu się wyciągnąć. Z rany teraz jeszcze mocniej tryska krew, przyciska do piersi przesączoną już krwią koszulkę i zatrzymuje się pod moim mieszkaniem
-Policji już tam nie ma, idziemy tam, bierzesz najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzimy. Masz pięć minut- mówi przez zaciśnięte zęby i otwiera mi drzwi.
Nie jestem w stanie się ruszyć dopóki Liam nie popycha mnie do mieszkania.
-Kto to?!- słyszę krzyk Nialla, który wyskakuje z łazienki
-Shay!- krzyczy z ulgą
-Bierz najpotrzebniejsze rzeczy- nakazuje Liam i zabiera Niallowi ręcznik, którym był owinięte w pasie, zostawiając blondyna nagiego. Ręcznik przyciska do rany po postrzale, nagle Niall zaciska pięść i uderza, ale nim trafi, Liam łapie jego dłoń i wykręca w dół
-Czego tu chcesz?!- wrzeszczy Niall
-Zabieram ja do Meksyku- mówi, na co gwałtownie odwracamy się, nie wiedząc, o co chodzi.
-Z Meksyku nie mogą Cię zabrać do więzienia w Nowym Jorku. Będziesz tam bezpieczna.
-O co Ci chodzi?!- krzyczę.
-Nie pozwolę, by Cię teraz zamknęli, nie pozwolę.
-Tak ci na niej zależy? Aż tak?- Niall unosi brew podejrzliwie, ale Liam mu nie odpowiada tylko znów mówi do mnie
-Idź zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, resztę dokupimy.
Chcę protestować, bo wciąż nie mam pojęcia o co chodzi, ale Niall mnie popędza, więc ostatecznie idę w stronę garderoby, słyszę, jak Niall groźnym tonem pyta, o co chodzi.
Wrzucam do sportowej torby przypadkowe ubrania i wracam do salonu w chwili, gdy Niall mówi
-Jadę z wami.
-Nie ma mowy!- krzyczę w tym samym momencie, gdy Liam mówi
-Okay, jakby co będziesz nas osłaniał.
-Nie!- znów krzyczę, ale Liam mówi tylko do blondyna
-Ubierz się szybko, masz dwadzieścia sekund, potem jedziemy bez ciebie- i wyciąga mnie na zewnątrz.
Gdy wpycha mnie do auta, wciąż jestem zbyt bardzo tym wszystkim oszołomiona, by o cokolwiek spytać.
-Nie wyciągnąłem cię stamtąd po to, żeby cię zabić- mówi, wkładając kluczyki do stacyjki.
Rozglądam się, czekając aż zza muru wyskoczy policja gotowa wydać na mnie wyrok.
Niall wskakuje do auta w chwili, gdy Liam rusza.
Dopiero, gdy mijamy posterunek policji otoczony tłumem dziennikarzy udaje mi się przywrócić chociaż trochę do porządku
-Zostaw mnie w spokoju!- krzyczę, szarpiąc klamkę
-Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, do cholery! Odkąd cię znam wszystko nie jest tak, jak powinno być! Zanim cię poznałam wszystko było okay, a teraz nic nie jest!
-Było okay?- cedzi przez zaciśnięte zęby, skręcając w jakąś ulicę
-Tak jak powinno być- mówię, a gdy przejeżdżamy przez skrzyżowanie, ignorując czerwone światła, Liam dodaje
-Nic nie było tak, jak powinno być, ale ja cię kocham i mam w dupie czy tego chcesz czy nie- spogląda na mnie.
-Patrz na drogę!- krzyczy Niall, rzucając się do przodu, by złapać kierownicę, mimo że jedziemy wciąż prosto
-Zapnij pasy- Liam odpycha go z powrotem w tył- Ty też- zwraca się do mnie.
Miałam ochotę wymachiwać rękami i wrzeszczeć, ale
potrafię tylko wciskać dłonie w fotel, usiłując powstrzymać drżenie ciała, chcę rozpłakać się na głos, ale nie mogę, jest taki rodzaj rozpaczy, który nie zasługuje nawet na łzy. To taka rozpacz, która nie wiem skąd się wzieła, której nawet nie potrafię zrozumieć i wiem tylko, że moje serce bije zbyt gwałtownie, zbyt szybko, a ja chcę tylko odnaleźć jakikolwiek sens tego, co się dzieję
-Mogę ci obiecać wiele więcej niż ocalenie, a wiesz, że nie jestem tym, który łamie obietnice. Mogę ci obiecać życie, prawdziwe życie, a nie jego marną namiastkę- mówi Liam.
-Nie chcę twoich obietnic, nie chcę twojego ocalenia. Nic od ciebie nie chcę.
-A mnie to nie obchodzi. Nie myślisz racjonalnie.
-Gdzie jedziemy?- nagle odzywa się Niall.
-Do Meksyku.
Próbuję zamknąć oczy i nie myśleć o tym wszystkim, mając nadzieję, że po prostu jakimś cudem zasnęłam w celi i nic z tego, czego nie potrafię wyjaśnić, nic z tego, co się dzieje nie jest prawdą, ale nie potrafię niczego sobie wmówić, mogę tylko szukać rozwiązania, którego nie ma.
Zatrzymujemy się przy lotnisku, ktoś wyciąga mnie z auta, od razu rzucam się do ucieczki, otwierając oczy, mimo że razi je słońce, dostrzegam ręce Liama, które mnie zatrzymały i trzymają w żelaznym uścisku
-Na prawdę nie wiesz, ile dla mnie znaczysz?- pyta
-Puszczaj!- krzyczę, nie mogąc się uwolnić z jego uścisku.
-Niall, pomóż mi!- dodaję rozpaczliwie, gdy widzę, że wysiadł z auta.
-Nie rób szopki- mówi do mnie, a potem wskazuje na tors Liama i mówi- A Ty krwawisz.
-W dupie to mam- rzuca poirytowany w odpowiedzi i gwałtownie przyciska swoje usta do moich. Całuje mnie tak, jakby to na prawdę była jedyna rzecz, która może utrzymać go przy życiu. Uderzam pięścią w jego brzuch, ale nim zdążę uciec, łapie mnie w talii
-Uderz- mówi, gdy znów się zamachuję- Oboje się tego uczyliśmy. Jestem ranny, mocny cios w gardło załatwi sprawę, od razu stracę przytomność i pewnie już się nie podniosę. Chyba, że chcesz, żebym cierpiał- patrzy prosto w moje oczy- Wiesz, co robić. Masz wystarczająco siły, by połamać mi nogi. No dalej, Shay.
Znów zamachuję się, by uderzyć, ale moja pięść opada bezwiednie w dół, a ja wybuchem płaczem.
Liam bardzo powoli mnie obejmuje, szepcząc z ustami tuż przy moim uchu
-Musimy iść, Shay. Nie poddawaj się teraz, już niedługo, już niedługo będziesz bezpieczna.
Czuję jego krew na moim policzku, przyciśniętym do jego torsu.
Ten strzał mógł go zabić. Nadal może.
-Dlaczego nie jesteś w szpitalu?- pytam, próbując powstrzymać łzy.
-Shay- mówi nieustępliwym głosem- Musimy iść do samolotu, już.*
druga czesc:
Burn
https://www.wattpad.com/story/50179693-burn

CZYTASZ
Liars
Fanfiction-Wiele was łączy- mówi do mnie Anna. -A dzieli wszystko- przewracam oczami, do końca przeglądając akta Liama. -Wiesz, co o tym myślę?- pyta, spoglądając na mnie. Gówno mnie obchodzi w tej chwili, co myślisz Ann- myślę, wkładając za pasek jeansów pis...