Próbuję wydłubać palcami metalowy pocisk z ręki, zaciskając zęby, by zdusić krzyk wywołany bólem. W końcu się poddaje, bo rana tylko zaczęła bardziej obficie krwawić, a mnie dręczył większy ból. Dosłownie mam wrażenie, że zaraz będę musiała podtrzymywać powieki palcami, by nie opadły, a ja nie zasnęła. Podnoszę się z metalowej powierzchni pode mną i staję na dążących z wyczerpania nogach. Podchodzę bez zbędnej nadziei do drzwi i bez skutków naciskam kilka razy klamkę, a potem znów osuwam się po chłodnej ścianie na podłogę. I pozwalam sobie zamknąć oczy, Adam i tak mnie zabije, to nie ma znaczenia, czy będę spać czy nie.
Jakoś zawsze wyobrażałam sobie mój koniec bardziej spektakularnie, może podczas wielkiej strzelaniny nagle oberwałabym kulką w brzuch, może samochód, którym bym uciekała z miejsca zbrodni, by wybuchł. Ale siedzę tutaj z zakrwawioną ręką w zamknięciu i na prawdę nie mam siły myśleć nad ucieczką.
Chyba nie chcę uciekać, mam już tego dość, całe życie uciekam. Od matki, od śmierci dziadka, od samotności, od ludzi i uczuć, od strachu, od bezpieczeństwa, rozsądku, od słabości, od spotkania z prawdą. I wciąż jestem trochę jak ta mała dziewczynka, która czyta książkę schowana w szafie z nadzieją, że wszystko samo się rozwiąże i naprawi, ale teraz gdzieś w mojej głowie pojawia się myśl, że za bardzo jestem zasupłana w to wszystko.
Pozwalam moim powiekom opaść z głupią, naiwną nadzieją, że przyśni mi się rozwiązanie, ale zamiast tego w mojej głowie pojawia się Liam i jego dłonie na moim ciele, jego wargi na moich, które na prawdę dawały mi ukojenie. Pamiętam jak, któregoś razu powiedział, że nic nie musi tak być, że mogę to skończyć, ale to nie prawda. Jestem już zbyt zepsuta, zbyt wciagnieta w to wszystko, by osiągnąć cokolwiek innego i on też o tym wie.Budzą mnie czyjeś dłonie wokół mojej ręki, nie otwierając oczu kopie w stronę człowieka, ale zaraz po tym jak zadałam cios, przycisnął mnie do ściany.
-Nie pozwalaj sobie- warczy Adam, wybijając palce w owiniętą czymś teraz ranę pod moim ramieniem przez co z moich ust wydobywa się syk spowodowany bólem.
-Opatrzyłeś mi rękę, którą sam postrzeliłeś?- warczę przez zaciśnięte zęby.
-Wyobraź sobie, że tak- odwarkuje i niedelikatnie podnosie mnie z kafelek.
Przypomina mi się teraz ten fragment z jakiejś książki o wzbudzaniu zaufania więźnia, który spodziewa się bicia, wyzwisk i przypalania papierosami a zamiast tego otrzymuje ciepłe łóżko i herbatę. Adam jest chyba aż tak głupi, by sądzić, że może mu się to udać ze mną.
-Czego chcesz?!- pytam, oddychając go od siebie.
-Wielu rzeczy- odpowiada z powrotem się do mnie zbliżając i oblizując usta.
-Nie obrzydzaj mi jeszcze bardziej życia- mówię, krzywiąc się i próbuję go zatrzymać, kładąc dłonie na jego klatce piersowej, ale to nic nie daje. Jego palce przesuwają się po pasku moich spodni i go rozpinają, spodnie opadają na podłogę.
Zaciskam zęby.
-Ręce w górę- mówi, podciągając moją koszulkę w gorę, którą zaraz ze mnie ściąga.
-Pojdziesz ze mną- informuje na co ja prycham
-Niby czemu miałabym robić to, co każesz?
-Dla własnego dobra- odpowiada a jego głos znów przypomina warknięcie, dotyka zimnym metalem pistoketu mojej nagiej skóry na brzuchu.
-Strzel- mówię prowokującym, ale drżącym głosem i na prawdę jestem przez to wściekła.
-Strzelę, ale najpierw chcę skorzystać na tobie.
-Skorzystać na mnie?- prycham, walcząc ze sobą, by nie jęknąć przez ból wywołany tym, że Adam wciąż sciska moją rękę.
-Otóż to- warknął i niedelikatnie popycha mnie w stronę drzwi, którymi ostatecznie wychodzę pod wpływem naładowanego pistoletu przy mojej skórze.
Deptając po moich piętach i przyciskając mocniej spluwę do mojego brzucha w końcu doprowadza mnie do jakiegoś pokoju z biurkiem, jedną sofą i dwoma pustymi półkami na jasnych ścianach.
-Siadaj- nakazuje, kiwając podbródkiem na ciemną sofę, na której siadam.
-Jak to wszystko załatwiliście?- pyta od razu- Założyłaś u mnie podsłuch?
-Nie, ja tylko korzystając z twojej głupoty zdobyłam trochę informacji, a Ci, których myślałeś, że zabiliście mieli kuloodporne kamizelki a w walizkach z kasą, których nawet nie sprawdziliście- prycham- Był podsłuch. A ty nawet teraz się nie domyśliłeś.
Adam strzela w miejsce koło mojej nogi, podskakuję.
-Nikt nie pytał o twoją opinię- warczy do mnie, a potem wciąż złowrogim głosem pyta- Co zrobiliście z naszym towarem?
-Część sprzedaliśmy, niektóre zniszczyliśmy, inne zostawiliśmy.
-Które i gdzie sprzedaliście?
-Na czarnym rynku w Europie.
-Co sprzedaliście?
-Nie wiem- wzruszam ramionani, a Adam znów naładowuje broń, warcząc
-Tym razem wyceluję w twoją śliczną nóżkę.
-Nie wiem- znów syczę- Nie zajmowałam się tym i nie obchodziło mnie to na tyle, by pytać.
Adam zaciska zęby
-Co zatrzymaliście?
-Te część broni, która się do czegoś nadawała.
-Do czegoś nadawała?- unosi brew.
-Wasza broń jest kiepska, zostawiliśmy jej trochę, ale nie wiem po co.
-Chcesz się przekonać, że nie jest kiepska?- przyciska broń do mojej skóry, zabieram nogę gwałtownie, dzięki czemu pocisik wbija się w materiał pode mną. Mój oddech przyspieszył i mam wrażenie, że moje serce bije dużo szybciej niż powinno.
-Co uciekasz?- pyta z sadystycznym śmiechem.
-Wal się- warczę.
-Grzeczniej, skarbie- odpowiada protekcjonalnie, przesuwając niedelikatnie pistolet wzdłuż mojego policzka do ust.
Zaciskam zęby, powstrzymując się od odezwania się, teraz on trzyma broń. Cholera, wpakowałam się w takie bagno...
-Co wyrzuciliście?
-Większość po prostu zniszczyliśmy.
-Czyli?- przyciska spluwę do mojej skroni.
-Czyli zniszczyliśmy!- krzyczę, teraz na prawdę zdenerwowana tą sytuacją- Spaliliśmy, wyrzuciliśmy do morza, zakopaliśmy- wyrzucam z siebie.
-Lepiej dla ciebie jeśli nie kłamiesz- mówi ostrzegawczym głosem i zadaje kolejne pytanie
-Co teraz planujecie?
-Skąd mam wiedzieć skoro mnie ty trzymasz?- odpowiadam warknięciem.
-Zamierzasz utrzymywać, że nie planujecie żadnych kolejnych skoków?
-Bo to prawda!- krzyczę.
-Nie denerwuj się- odpowiada, śmiejąc się- Jakoś wcześniej aż tak bardzo cię moje towarzystwo nie stresowało.
Znów zaciskam zęby, aby powstrzymać się od odpowiedzi.
-Lepiej będzie jeśli nie będziesz kłamać- mówi, już otwieram usta, by zaprzeczyć jakimkolwiek kłamstwom, ale Adam pierwszy się odzywa
-Zaoszczędzimy wtedy mój czas i twoje części ciała- wzdrygam się, gdy przesuwa nożem po moich ustach.
-Więc, co obiecasz mi, że nie będziesz kłamać? Dla twojego dobra- ostrze noża dotyka mojego policzka, zostawiając po sobie czerwoną rysę, pistolet wciąż jest przy mojej skroni.
-Tak- wyduszam i na prawdę pierwszy raz w życiu boję się o moje nic nie warte życie.* * *

CZYTASZ
Liars
Fanfiction-Wiele was łączy- mówi do mnie Anna. -A dzieli wszystko- przewracam oczami, do końca przeglądając akta Liama. -Wiesz, co o tym myślę?- pyta, spoglądając na mnie. Gówno mnie obchodzi w tej chwili, co myślisz Ann- myślę, wkładając za pasek jeansów pis...