-No dlaczego, Shay?- odpowiada pytaniem, spoglądając na mnie nieustępliwie.
-Dzieli nas kolosalna przepaść, bez dna- mówię, zastanawiając się nad tym, co jeszcze muszę powiedzieć, żeby udowodnić mu moją racje
-Bez dna?- powtarza, śmiejąc się bez cienia radości
-Zniszczyłabym cię! Zniszczyłabym całe twoje życie! Oboje o tym wiemy, więc daj sobie już spokój i nie próbuj się w to wszystko bawić- mówię.
-Niby czemu miałabyś mnie zniszczyć?! Zresztą, wszystko jedno, jesteś warta wszystkiego.
Gdy to mówi, prycham, przeczesując drżącą dłonią włosy
-Cały czas cię okłamywałam, ciągle to robię. Cała moja postać to kłamstwo.
-Jestem agentem FBI, myślisz, że nie wiedziałem od początku całej prawdy o tobie?- teraz on prycha.
-Myślę, że nie- odpowiadam pewna siebie.
-Jak chcesz- przewraca oczami- W sumie, to okłamuj mnie dalej. Wciskaj mi najgorszy kit na świecie- mówi, a jego głos cichnie z każdym słowem- Ale to wszystko niczego nie zmienia, postaraj się to zrozumieć.
W odpowiedzi znów tylko kręcę głową i mówię
-Ta cała miłość to iluzja, przejdzie ci, nie martw się- pod koniec mój głos też cichnie. Odwracam się i nim zdąży zareagować, wychodzę. Zbieram po schodach, starając się zająć myśli wszystkim tylko nie tym, co się właśnie wydarzyło. Ale to nie działa, bo przez moje myśli wciąż przebiegają jego słowa poukładane w chaotyczne zdania. Nie chcę tego wszystkiego. Nienawidzę niewiedzy, a ostatnio nic nie rozumiem.
Wsiadam na motor i prawie od razu dociskam mocno pedał gazu, by szybko odjechać. Nie zwalniam przez całą drogę, więc wystarczyły dwie minuty, abym dojechała z powrotem do mieszkania.
Jest już dość ciemno, a moje dłonie się trzęsą, więc przez dłuższą chwilę siłuję się z włożeniem kluczyka do zamka, ale w końcu trafiam. Popycham drzwi i od razu wita mnie głos Nialla z kuchni
-Jak tam?
-W porządku.
-W porządku? O czym rozmawialiście?- biorąc do ręki przed chwilą zrobioną kanapkę.
-Nie mam pojęcia- kręcę głową, gryząc kanapkę z jego dłoni.
-Idę zaraz do klubu- mówi- Pracować- dodaje, dając nacisk na to słowo- W normalnym miejscu.
-Daj mi spokój wreszcie- odpowiadam, wyjmując z jego dłoni kanapkę i cofając się do salonu.
Niall idzie za mną
-Nie dam ci spokoju, w barze zwolnił się teraz etat, załatwię ci to.
-Nie zwolnił się żaden etat- przewracam oczami- Tam u ciebie nigdy się nic nie zwolni, już ja to wiem.
-To bez znaczenia, ja ci załatwię tam etat
-Ale ja go nie chce- przerywam mu.
-Shay, proszę cię- jęczy, zabierając mi telefon, który wyjęłam z kieszeni.
-Idę pod prysznic- mówię i nim zdąży mnie powstrzymać, całuję jego policzek na pożegnanie i idę do łazienki.
Zdejmuję ubrania najdelikatniej, jak potrafię, by nie naruszyć ran, ale nie wychodzi mi to, bo gdy próbuję to robić wszystko, co mam na rękach cierpi, przez to się kulę i wszystko inne boli bardziej.
Przez moją głowę teraz przemyka milion wątpiących myśli i lęków, o to, co by się stało, gdyby Liam się nie zjawił, gdybym była tam wciąż, może faktycznie byłabym już martwa? Czyja byłaby to wina tak na prawdę?
Nienawidzę tego, że przez Liama i Nialla zaczynam myśleć w ogóle nad uczestniczeniem w gangu, nad tym czy powinnam. Przecież wiem, że powinnam, to jest to, co mnie uratowało kiedyś.
Wchodzę pod prysznic, starając się omijać strumykiem wody rany, nie wiedząc jak one zareagują na to, a na prawdę mam już dość bólu, czy bolałoby bardziej, gdyby nie szpital, do którego zabrał mnie Liam?
Liam
Liam
Liam
Nakładam szampon na włosy i powoli wmasowuję go w głowę, nie starając się ignorować wzmagającego się bólu ran. Wręcz przeciwnie, próbuję zająć się tylko nim, bo w mojej głowie ciągle powtarzają się słowa Liama.
Jesteś warta wszystkiego
Wiem co do ciebie czuje
Ale to wszystko niczego nie zmienia
Jesteś warta wszystkiego.
Bo cię kocham.Zakręcam kurek i wychodzę szybko z pod prysznica, wycieram bardzo dokładnie całe ciało, jeszcze dokładniej rozczesuję włosy, próbując poświęcić temu całą uwagę, ale to nie pomaga.
Odrzucam szczotkę na toaletkę i ubieram się szybko, wkładając buty wychodzę z mieszkania.
Wjeżdżam w każdy nielegalny skrót drogi, dzięki, któremu szybciej dojadę pod siedzibę gangu, wiedząc, że Dominic tam jest, bo teraz ma dużo do załatwienia. Zsiadam z motoru i idę szybko do budynku, nie dbając o huk, który rozległ się za mną, gdy mój motor upadł na ulicę, bo nie sprawdziłam, jak go stawiam.
Prawie zbiegam po schodach do gabinetu Dominica i wchodzę bez pukania, od razu mówiąc
-Daj mi jakąś akcję, daj mi coś do zrobienia.
-Usiądź i się uspokój- mówi, nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
-Nie! Daj mi jakąś akcję, muszę się czymś zająć!
-To zajmij się odpoczywaniem, jesteś ranna.
-I co z tego?! Praktycznie zawsze jestem ranna, daj mi coś do zrobienia!- krzyczę i prawie czuję, że mam łzy w oczach, bo cały ten ból i wszystkie te emocje związane z gangiem, Adamem, Liamem, z desperacją do powrotu do normalności uderzył we mnie ze zdwojoną siłą.
-Nie- odpowiada tylko, znów skupiając uwagę na jakieś dokumenty.
-Dominic!
-To jest właśnie moje imię- kiwa głową, ale wciąż na mnie nie patrzy.
-Idź się prześpij czy cokolwiek, żadnej akcji nie dostaniesz, więc jeśli przyszłaś tu tylko po to, to możesz iść.
Więc wychodzę, rozglądam się po korytarzu i idę w lewo, tam gdzie jest sala treningowa, ale przy jej drzwiach stoi Justin i mnie zatrzymuje
-Sorry, mała. Dominic zabronił cię tu wpuszczać.
-Poważnie?!
-Tak- wzrusza ramionami.
-Przesuń się, chce potrenować.
-To idź do Dominica i z nim dyskutuj, bo ja dostane zjebę jeśli cię tu wpuszczę.
Czuję się mocno zdezorientowana tym, co tu się dzieje i po prostu wychodzę na zewnątrz, jeszcze przez jakiś czas nie rozumiejąc tego.
Jadę na strzelnice na obrzeżach miasta, tym razem uważniej stawiam motor, by nie upadł i wchodzę do budynku.
-Hej- wita mnie chłopak, który zaalarmowany dzwonkiem otwieranych drzwi wyszedł z sali
-Wpisz się na listę- dodaje, kiwając głową na jakąś kartkę na ladzie przy wejściu po tym, jak mu odpowiedziałam. Zapisuję swoje nazwisko na kartkę i wchodzę na właściwą salę strzelnicy. Wybieram broń od Walthera, chociaż w tej chwili wszystko mi jedno, czym będę strzelać i podchodzę do jednego z wolnych pól. Cała sala poodgradzana jest szklanymi szybami, między stanowiskami, które oddalone są od celów w formie typowych manekinów do treningów o jakieś sześć albo osiem metrów.
Dominic nauczył mnie wszystkiego o strzelaniu, kazał mi stosować specjalne pozycje przy strzelaniu, mimo że oboje wiedzieliśmy, że w realnej walce byłoby ciężko się specjalnie ustawiać, bo nigdy nie ma na to czasu. Jednak teraz przywołuję w głowię głos Dominica, mówiący o postawie frontalnej. Rozstawiam nogi na szerokość barków i uginam je w kolanach, to przypomina jeźdźce na koniu, ale bez konia.
CZYTASZ
Liars
Fanfiction-Wiele was łączy- mówi do mnie Anna. -A dzieli wszystko- przewracam oczami, do końca przeglądając akta Liama. -Wiesz, co o tym myślę?- pyta, spoglądając na mnie. Gówno mnie obchodzi w tej chwili, co myślisz Ann- myślę, wkładając za pasek jeansów pis...