– Wcześniej mówiłeś, że się boisz, Aniele – zaczyna Samae, udało nam się znaleźć, dogodne miejsce w Edenie. Moja głowa leżała na kolanach Upadłego, który delikatnie przeczesywał moje włosy.
– Mógłbyś bardziej sprecyzować swoje obawy? – prosi, próbuję się podnieść, by nasza rozmowa przebiegała lepiej, ale demon skutecznie mi to uniemożliwia. Wcześniej, spotkałem się z nim w Krainie Snów. Nie ukrywałem, że w moim sercu zagościł strach. Nie tylko o nasze życie. Coraz więcej Aniołów upada. Czy niedługo też mnie to będzie czekać?
Z mojego gardła wydobywa się zduszony jęk, zdążyłem poznać już na tyle, że znalazłby sposób, by dowiedzieć się, co jest powodem do mego niepokoju. I za wszelką cenę, będzie próbował rozwiać moje wątpliwości.
Samael nie tylko jest silny, ale też i mądry. W końcu pamięta stworzenie świata, zachwyt Stwórcy nad swoim dziełem i bunt Lucyfera? A ja? Narodziłem się w czasach względnego pokoju. Wszystko, co wiem, zostało zapisane. Jednak, czy słowa w księgach są prawdziwe?
Jedyne co jest pewne, że zbliża się wojna, trwająca od stuleci zbliża się do apogeum – ostatecznej bitwy. Nie wiemy, ile tak naprawdę czasu zostało. Jednak jest go coraz mniej.
– Coraz częściej myślę, że plan Stwórcy może nie jest idealny – mówię cicho, bojąc się, że ktoś mógłby mnie usłyszeć i wyciągnąć odpowiednie konsekwencje. Wątpliwość jest pierwszym krokiem w kierunku upadku.
– Boję się, że to mnie zgubi i zostanę wyrzucony z Nieboskłonu – dodaję.
– Boisz się upadku bardziej od śmierci? – pyta, zdziwiony.
Gdyby któryś z Aniołów przyłapał mnie w obecności Samela zostałbym uznany za zdrajcę, a wtedy upadek nie wchodziłby w grę. Zostałbym stracony, ponieważ mógłbym informować wroga o kolejnym kroku; co jest autentyczną bzdurą, jestem zwykłym Cherubem. A od dłuższego czasu odpieramy tylko ataki Upadłych. Samael złamał to niewypowiedzianą zasadę raz. Myślę, że zrobił to, by uświadomić mi, że nie jestem wojownikiem. Długo wypierałem to ze świadomości, jednak ma rację, nie urodziłem się z mieczem w dłoni, nieważne ile ćwiczyłbym z Michaelem, nigdy im nie dorównam. Mogę tylko próbować nowych rzeczy i znaleźć coś, w czym mogę stać się dobry.
– Jednak to nic złego, Aniele, że w twoim sercu zasiało się ziarno wątpliwości... Możesz pozwolić, by wątpliwość pochłonęła twoje serce, a możesz stać się silniejszy... – mówi spokojnie, głaszcząc moje włosy.
– To nic złego. W końcu czy to nie jest ta wolna wola?
– To nie możliwe... Być silnym mając zatrute serce – mówię cicho, zastanawiając się nad sensem jego dalszych słów.
– Tak, dopóki twój osąd jest sprawiedliwy, wątpliwość nie będzie miała nic do rzeczy... Dla pocieszenia zdradzę ci, że ten przeklęty Gabriel też czuł się jak ty, zaraz po upadku Lucyfera.
– Archanioł Gabriel? – pytam zdziwiony. Samael niechętnie rozmawiał o czasie kiedy był Aniołem, ale kiedy już to robił... Nie potrafiłem nie słuchać go; czasami miewałem wrażenie, że w jego głosie słychać tęsknotę za Nieboskłonem.
– Znasz innego? Tak właśnie ten, jak widzisz, Gabryś się nie poddał i trzęsie całym Nieboskłonem z Michałem... Gabryś był wściekły na Stwórcę za to, że zrzucił jego brata z Nieboskłonu. Skoro każdemu przysługuje wolna wola, a Lucyfer nie chciał wypełnić jednego rozkazu Stwórcy, więc został ukarany wygnaniem. Może gdyby nie miłość do Stwórcy nie okazała się silniejsza, Gabriel już dawno upadłby – mówi.
– Ale proszę, nie rozmawiajmy już o tym... Nie chcę się przyczynić do twojego upadku – dodaje.
– Nie chcesz?
![](https://img.wattpad.com/cover/336556480-288-k453601.jpg)
CZYTASZ
Trylogia Soul Journey: Heaven is where you are. Tom I.
Short StoryMarou jest Aniołem, a Samael Upadłym Aniołem. Mimo różnic są sobie Przeznaczeni. Początkowa niechęć szybko przeraża się w większe uczucie, na które nie mają oboje wpływu. Zdając sobie sprawę z zagrożenia, jakie ich czeka, postanawiają złamać zasad...