~~MAROU~~
Nad moją głową przelatuje kruk, szybko rozpoznaje w nim Mortem'a – kruka Samaela. Ogromy kruk zatacza nad moją głową kilka kół, zanim zniknie mi z oczu.
Nie spodziewałem się, że Samaelowi przestaną wystarczać potajemne spotkania na Ziemi i te w Krainie Snów. Znalazł sposób, by pokazywać mi, że wciąż zajmuję każdą sekundę jego myśli, nie obawiając się, że zostanie nakryty. Mortem stał się jego posłannikiem, a kwiaty słowami. Początkowo nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopiero kiedy Mortem upuścił pierwszy kwiat, zrozumiałem. Żeby zrozumieć, to co Samael ma mi do przekazania musiałem poznać znaczenie każdego kwiatu, a i tak wciąż Samael mnie zaskakuje.
Uśmiecham się delikatnie, obecność Mortem'a zawsze poprawia moje samopoczucie.
– Ten kruk, chyba cię lubi – oznajmia uśmiechnięta Haniel, która zaprosiła mnie na spacer. Wiedziałem, że jest coś, o co chcę mnie zapytać.
– To nie jest dobry znak, kruk zwiastuje śmierć – mówi spokojnie. Zatrzymuje się i spogląda na mnie, przeczesuje moje białe włosy, które rozwiał wiatr. Jej twarz przybrała surowszy wyraz.
– Zauważyłam też, że jesteś bardziej szczęśliwy... Cóż takiego się zmieniło, Marou? – pyta mnie. Momentalnie poczułem jak, krew, odpływa mi z twarzy. Ktoś się dowiedział? Dostrzegli nas? Staramy się nie rzucać w oczy, nawet zaczęliśmy chodzić do ludzkich miast, by móc wtopić się w tłum i nie zostać nakrytymi,
– Czy to źle, że jestem szczęśliwy? – pytam. Jeśli mój sekret wyszedł na jaw, to są właśnie moje ostatnie chwile.
– Skądże, Marou, po prostu przywykłam już do twojej skwaszonej miny – Haniel zaczyna się śmiać, wciąż nie czuję się spokojny. Czy Haniel coś podejrzewa? Stąd te dziwne pytanie?
– Nie mam skwaszonej miny! – bronię się, a w tym czasie Mortem przelatuje nad naszymi głowami, dziobiąc Haniel w czubek głowy.
– Co jest?! – krzyczy Archanielica – Ten kruk... – rozgląda się, próbując odnaleźć go wzrokiem.
– To zły omen, proszę cię, uważaj na siebie, ponieważ niebezpieczeństwo czai się wszędzie – posyła mi przyjazny uśmiech – A tymczasem muszę wracać do swoich obowiązków, wybacz mi.
Ta rozmowa, była dziwna... Powinienem porozmawiać o tym z Samaelem? Nie chcę się do tego przyznać, ale plan Stwórcy nie jest idealny. Wiem, że chciał osiągnąć jakiś cel, ale coś idzie nie tak.
Będąc w bibliotece, czasami widywałem Archaniołów, chociaż rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, to ich mimika... Zdradzała ich. I nie miało to nic wspólnego z ostatnim najazdem Upadłych, a przynajmniej tak myślę. A może losy wojny są już przesądzone? To kwestia czasu aż poniesiemy porażkę?
Na dodatek w jednej ze starszych ksiąg znalazłem dość dziwną notatkę, która głosiła, że wolna wola nie istnieje, a Stwórca sam kieruje naszym życiem, w taki sposób, że myślimy iż my to robimy, ponieważ kiedy zbaczamy z naszej ścieżki życia, Stwórca interweniuje, naprawiając wszystko, by nasze Przeznaczenie się dopełniło.
Czy to jest prawda?
Nie mogę na to odpowiedzieć w żaden konkretny sposób, ale im dłużej myślę, odnoszę wrażenie, że osoba, która napisała tę notatkę, może mieć rację.
Moje spotkanie z Samaelem tamtego dnia było zapisane w gwiazdach. Mieliśmy się wtedy spotkać, ale co z resztą? Czy konsekwencją nie powinno być to, że Upadnę? Czy nie takie jest moje Przeznaczenie?
I tutaj powoli odnoszę przeciwne wrażenie, że wolna wola musi istnieć, skoro moje Przeznaczenie jeszcze mnie nie dopadło, kiedyś to się stanie. Nie przeczę, ale na razie skutecznie je omijam. Czy w takim wypadku Stwórca nie powinien interweniować? Czy nie powinien już dawno sprawić, że ten błąd z przeszłości zostanie dostrzeżony? Zauważą, że jestem Przeznaczony Samaelowi? Skoro to jest właśnie moje przyszłe życie.
![](https://img.wattpad.com/cover/336556480-288-k453601.jpg)
CZYTASZ
Trylogia Soul Journey: Heaven is where you are. Tom I.
Cerita PendekMarou jest Aniołem, a Samael Upadłym Aniołem. Mimo różnic są sobie Przeznaczeni. Początkowa niechęć szybko przeraża się w większe uczucie, na które nie mają oboje wpływu. Zdając sobie sprawę z zagrożenia, jakie ich czeka, postanawiają złamać zasad...