4.

257 24 1
                                    

~~ 12 lat później ~~

~~MAROU~~

Usiadłem na trawie i spojrzałem na błękitne niebo. Nie było widać żadnego obłoku. Wyciągnąłem dłoń w kierunku czystego błękitu, jakbym w ten sposób chciałbym dotknąć nieba. I mogłem to zrobić, w końcu jestem Aniołem; mogłem wzbić się w powietrze i polecieć i dotknąć nieba, ale po co? Na Ziemi jest lepiej. Piękniej. Chociaż niebezpieczniej. Ludzie. Istoty, które miały być idealne, okazały się wrogami każdej innej istoty. Odwróciłem swoją dłoń, w taki sposób, by widzieć swoje znamię – dzięki, któremu odnajdę przeznaczoną sobie połówkę, która będzie uzupełnieniem duszy. Gdzieś jest anioł, który nosi identyczne znamię co ja. Muszę tylko na niego cierpliwie czekać – tak powtarza archanioł Gabriel. Każdy w końcu odnajdzie Przeznaczoną sobie osobę. Nie rozumiem, dlaczego Stwórca sprawił, by nasza rasa, jak i inne istoty, odnajdywała swoje przeznaczenie na podstawie znamion. Jednak skoro Stwórca miał plan, to my – Aniołowie – powinniśmy to zaakceptować.

– Kogo moje oczęta widzą! – słyszę za sobą kpiący głos. Z mojego gardła wydobywa się krzyk.

– Ha, ha, ha! – spoglądam z wrogością na nowo przybyłego gościa, który jest jednym z przedstawicieli Upadłych.

Upadli byli kiedyś Aniołami, ale sprzeciwili się Stwórcy, który za karę wypędził ich z Nieboskłonu. Niegdyś białe upierzenie skrzydeł zmieniało barwę na czarne. Podobnie miały się włosy i oczy – z jasnych barw przybierały ciemniejsze barwy, a w najgorszym przypadku czarne. Tylko dwoje Upadłych mogło poszczycić się taką barwą. I właśnie jeden stał przede mną.

– Sa'el – mówię cicho, mój głos drży, kiedy wypowiadam imię, które dawno umarło, wraz z jego upadkiem.

– Ty nędzna kreaturo! – Upadły w dwóch susach doskakuje do mnie i zaciska swoje dłonie na moim gardle, unosząc mnie kilka centymetrów wzwyż. Próbowałem się uwolnić, ale Upadły miał więcej siły.

– Nie wypowiadaj nigdy tego imienia – syczy jadowicie – Jestem Samael – oznajmia dumnie. Jad Stwórcy. Każdy Anioł zna historię Sa'ela – anioła, jednego z ulubieńców Stwórcy. Jednego z tych, którzy rozpętali wojnę w Nieboskłonie.

Rzuca mną jak szmacianą lalką, upadam na ziemię. Kaszlę, na przemian łapiąc, duże hausty powietrza. Dlaczego? Dlaczego mnie nie zabił? Miał przecież okazję. Jesteśmy wrogami, powinien mnie zabić.

– Powinienem cię zabić – warczy w moją stronę. Dopiero teraz dostrzegam, że w dłoni trzyma sztylet, który lśni w słońcu – Ale nie mogę – dodaje cicho i upuszcza sztylet, który upada z cichym brzdękiem. Samael zaciska szczękę. Spoglądam na Upadłego z mieszaniną strachu i zaciekawienia.

Jak to nie może mnie zabić? Czym jest to spowodowane? Jesteśmy wrogami!

Wstaję i na drżących nogach robię parę kroków w przód. W mojej dłoni pojawił się mój miecz.

– Walcz ze mną – mówię, mój głos drży. Jednak przede mną stoi Upadły; mój wróg. Chociaż Ludzie nie są istotami idealnymi, ponieważ zostały wystawione na kuszenie Upadłych, zadaniem Aniołów jest pokazania im dobra. Moim przyrzeczeniem jest zabicie każdego Upadłego, jakiego spotkam – nawet jeśli ten Upadły jest najgorszym zbrodniarzem i zdrowy rozsądek krzyczy, bym uciekał. To co, że nie mam szans, zginę, próbując.

– Nie! – krzyczy Upadły i cofa się o kilka kroków.

– Odejdź Aniele i zapomnij, że mnie widziałeś – ostrzega mnie.

– Dlaczego miałbym? Jesteś Upadłym, skoro ty nie chcesz mnie zabić, to ja zabiję cię – moje słowa brzmią dumnie. Skoro poddaje się bez walki, wygrana będzie moja! Może podniosą moją rangę i nie będę więcej już Cherubem! Unoszę miecz ku górze i próbuje wykonać cięcie. Upadły odskakuje w ostatniej chwili, śmiejąc mi się prosto w twarz. Pułapka? Próbował mnie zmylić?

– Och Aniele... Jesteś za młody... Za młody, by ze mną walczyć! – Upadły triumfuje.

– Zamknij się i walcz! – krzyczę, próbując wykonać kolejny cios. Upadły znów robi unik i znów się śmieje.

Macham mieczem, próbując zranić Upadłego, który wydaje się dobrze bawić, unikając moich ciosów. Dobra! Nie jestem dobrym szermierzem, ale wcześniej wygrywałem walki z Upadłymi! Może nie biłem się z istotą, która jest tak silna, jednak Upadły to Upadły!

Czarnowłosy śmiał się z każdego mojego ciosu, powodując, że ciąłem na oślep.

I ciąłbym tak dalej, gdyby nie to, że powoli zaczynało brakować mi sił.

W końcu zamachnąłem się ostatni raz, po czym upadłem na ziemię, dysząc z wyczerpania.

– Mówiłem Aniele – Upadły się śmieje, po czym chwyta mój podbródek i unosi go ku górze, zmuszając mnie, bym spojrzał na niego. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, mam wrażenie, że tonę w tej czerni. Dotyk jego dłoni parzy moją skórę, dopiero wtedy dostrzegam, że na dłoni – w okolicach nadgarstka – ma identyczne znamię co ja. Dziewięć. Symbol przeczucia, odrodzenia, duchowości i podróży. Bo dziewięć jest chórów anielskich, a grzesznicy przechodzą przez dziewięć bram.

– Niemożliwe – szepczę. To nie może być prawda! Stwórca nie pozwoliłby na to! To jest zabronione! Zakazane! Niezgodne! Dlaczego moim Przeznaczonym okazuje się Upadły? To musi być jakiś błąd! Nie może być on moim Przeznaczonym! Chyba że... chyba że ja Upadnę. Jaki miałby cel Stwórca, łącząc mnie i swojego byłego ulubieńca? Jestem nikim! Zwykłym Cherubem!

Ja nie mogę Upaść! Nie jestem zły! Nigdy nie stanę się zły!

– Zapomnij, że mnie widziałeś Aniele – demon dotyka moich białych włosów – A ja zapomnę, że widziałem cię – dodaje.

– To jeszcze nie nasz czas. Spotkaliśmy się za wcześniej. Odnajdź mnie, kiedy spełnisz oczywisty warunek – kącik ust unosi się ku górze.

– Nigdy – mówię groźnie – Nigdy nie Upadnę – obiecuję. Nie jestem tak splugawiony, jak oni! Jestem dobrą istotą! Służę Stwórcy!

– Jak chcesz – czarnowłosy wzrusza ramionami, puszcza mój podbródek i wstaje z klęczek – W takim razie zdradź mi swoje imię Aniele.

– Marou – odpowiadam, unosząc głowę nieco wyżej.

Demon schyla się, by wziąć swój sztylet, który upuścił wcześniej.

– W takim razie Marou nasze kolejne spotkanie będzie naszym ostatnim, bo osobiście cię zabiję – uśmiecha się jadowicie.

– Bywaj Aniele – wzbija się w niebo. Przewracam się na bok i biorę głęboki oddech. To tylko zły sen... To nie dzieje się naprawdę. Moim Przeznaczonym nie jest demon! Jednak nie ma mowy o pomyłce. Widziałem jego znamię, jest identyczne co moje. Upadli byli kiedyś Aniołami, więc to logiczne, że wielu z nich posiada swoich Przeznaczonych w anielskich legionach, którzy zdążyli już Upaść, właściwie to – nie sądzę – by jakikolwiek Anioł posiadał Przeznaczonego w demonie. To jest jedna z żelaznych zasad – nie można zakochiwać się w innej rasie. Zresztą podczas drugiej wojny zrzucono wszystkie Anioły, które miały Przeznaczonych w Upadłych. By zapobiec mieszaniu się gatunków, chociaż – teoretycznie – jesteśmy jedną rasą, to w praktyce Upadli są silniejsi od Aniołów, dziecko z takiego związku mogło być zbyt potężne. Od tamtej pory nie odnotowano, żadnego przypadku, gdzie Anioł był Przeznaczony Upadłemu. Dlaczego więc ja? Owszem narodziłem się po drugiej wojnie, więc pewnie dlatego uniknąłem upadku. Ale dlaczego? Dlaczego moim Przeznaczonym okazuje się być Upadły? I to nie byle jaki Upały, a sam Sa'el? Ktoś w rodzaju króla? Ktoś, kto ma władzę nad Upadłymi, dorównującą tej Lucyferowi? Jak?

Nie mogę pozwolić, by ktoś się dowiedział, że moim Przeznaczonym jest Upadły. Wtedy strącą mnie z Nieboskłonu. Nawet jeśli dotychczas nie zrobiłem niczego złego. Straciłem rodziców, samemu będąc jeszcze dzieckiem. Od tego czasu, żyję zgodnie z prawem w Nieboskłonie, ponieważ wtedy straciłbym swój dom, jedyne miejsce, gdzie czuję się akceptowany, nawet jeśli wojownik ze mnie marny. 


I o to kolejny rozdział, chyba nawet nie różni się niczym od swojego pierwowzoru. Robienie z tych rozdziałów osobnej książki, coś mi uświadomiło, że chociaż te z perspektywy Samaela wydawały się takie nijakie do perspektywy Marou, to chociaż niektóre sprawy wyjaśniają.

Trylogia Soul Journey:  Heaven is where you are. Tom I.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz