17.

206 17 0
                                    

~~SA'EL~~

Moja rozpacz osiągnęła swoje apogeum w momencie, kiedy mogłem objąć martwe ciało Marou. Mój anioł... Mój ukochany anioł...

W duszy zaprzysiągłem zemstę na Kamaelu i na pozostałych Archaniołach. Nie wybaczę im. Dusza Marou... Jest nieskalana.

Jednak po chwili stało się, coś, czego nie spodziewałem się, mój anioł otworzył oczy.

– Marou? – czy ja śnię? To... Przecież nie możliwe.

– Ty żyjesz... – nie rozumiałem tego. Dlaczego? Czyżby Kamael zbyt pewny siebie nie zadał śmiertelnego ciosu?

– Czemu... miałbym... nie... żyć? – pyta i wypluwa krew. Może to akt litości? Kamael nie dobił go, by umarł w moich ramionach?

– Ponieważ... Skoro nie upadłeś, to musieli cię zabić? W dodatku twoje ciało było zmasakrowane... – wyjaśniam. Właściwie to jedynym możliwym rozwiązaniem była śmierć Marou. Zdradził ich, spoufalając się z wrogiem. Dla mnie tak nie jest. Marou nie dopuścił się żadnego grzechu.

Lecz w oczach Upadłych i Aniołów jesteśmy zdrajcami.

Marou łapie kosmyk swoich włosów i wpatruje się w niego. Czyżby jednak Archaniołowie zmienili swoją decyzję? Ale czemu?

– Upadłem... – stęka – Upadłem... Kamael miał zająć się resztą... – mówi, a ja słucham go uważnie, być może jego słowa pozwolą mi zrozumieć całą sytuację. – Trochę go poniosło, ale nie sądzę, by musiał mnie zabijać – tłumaczy, a ja powoli zaczynam rozumieć sytuację. I jest źle, bardzo źle.

To ostatecznie Stwórca wydaje wyroki, a skoro tego nie zrobił to... Marou nie zrobił nic złego. Mój ukochany anioł... Stał się Pół-Upadłym.

Istotą, która nie należy ani do Piekła, ani do Nieboskłonu, ale będąca w stanie czerpać moc z obu tych miejsc, co czyni go... Niezwyciężonym.

Myślałem, że to tylko legendy, głupia historia wymyślona przez Stwórcę, ale... On... On przez cały ten czas wiedział. Wiedział, że pewnego dnia, będzie anioł, który będzie mieć czyste serce nawet w momencie strącenia go z Nieboskłonu.

Opowiadał mi o tym, bo chciał, żebym był gotowy. Plan Stwórcy... O co w nim chodzi?

– Marou... Sądzę, że mamy poważny problem – mówię przerażony. Nie jest to dobry znak. Tym bardziej że nie tylko ja znam tę historię. Stwórca nie ograniczał się i opowiadał tą historię. Możliwe, że nawet Lucyfer może znać. Raczej nie była to bajka na dobranoc, po której ma się kolorowe sny. O nie. Dlatego boję się o Marou. Będę musiał... Wpłynąć na Lucyfera, który raczej będzie się obawiać Marou. I nie tylko on.

Gdyby Marou Upadł, Lucyfer byłby wściekły, być może strąciłby mnie z pozycji Księcia za to czego się dopuściłem, ale nie stawałby pomiędzy mną, a Marou. Jednak Marou nie należy ani do Piekła, ani do Nieboskłonu. Jest pomiędzy. Lucyfer... Będzie mnie również ścigać.

– Twierdzisz, że upadłeś, tak? Jednak nic na to nie wskazuje, nie na pierwszy rzut oka... – mówię. Jeśli moje przypuszczenia są prawdziwe, to... Biada nam.

– Dasz radę wstać? – pytam i dla pewności sam pomagam mi stanąć na nogi. Przytrzymuje go w pasie, a kiedy widzę, że utrzymuje równowagę, robię krok w tył.

– Mógłbyś rozwinąć skrzydła? – proszę go. Poza potwierdzeniem swoich tez muszę, dowiedzieć się, w jakim ogólnym stanie jest mój aniołek.

– Są połamane – dostrzegam w jego oczach pierwsze łzy. Skrzydła dla Aniołów są naprawdę ważne, są częścią nas. Nas wszystkich. Czy Upadłych, czy Aniołów.

Trylogia Soul Journey:  Heaven is where you are. Tom I.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz