~~MAROU~~
– Chęć poprawienia swojego stylu walki – wyznaję – I czy zechciałbyś mi w tym pomóc?
Czekałem na odpowiedź archanioła dłuższą chwilę. Powoli nawet zaczynałem myśleć, że tylko zbłaźniłem się przed archaniołami, prosząc jednego z nich o pomoc. Jednak nie wiedziałem, kogo innego powinienem się o to spytać. Właściwie byłem przygotowany na to, że Michael wyśmieje mnie za moją śmiałość.
– Oczywiście – kiedy padła odpowiedź z ust archanioła, odetchnąłem z ulgą.
– Michaelu – do brata zwrócił się Gabriel – Masz dość obowiązków, powinieneś dokładać sobie więcej pracy?
– Pewnego dnia, młodsze anioły – Michael spojrzał na mnie – Takie jak Marou zastąpią nas. Nie będziemy tutaj wiecznie. Ja, mogę zostać ranny i niezdolny do dalszej walki, kto wtedy będzie bronić Nieboskłonu przed Lucyferem? Pamiętasz tę masakrę, która miała miejsce dwanaście lat temu? – zapytał brata, po czym zwrócił się tutaj – Codziennie przed wschodem słońca Marou będziemy się tutaj spotykać – mówi mi.
– Oczywiście – mówię radośnie – Dziękuję!
~~
– Widzisz, Aniołku – Samael zacmokał z dezaprobatą – Jesteś słaby. I miną długie lata, zanim chociaż odrobinę będziesz mi dorównywać. Nie uważasz, że warto zostawić walkę dla bardziej doświadczonych kompanów? – Samael oparł się o pień drzewa i zaczął czyścić swoje sztylety.
– Nigdy – wstałem z ziemi i splunąłem, chcąc pozbyć się metalicznego posmaku.
– A powinieneś. Taka moja dobra rada – zamierzałem coś odpowiedzieć, ale demon był szybszy – I nawet nie trać sił na podawanie mi argumentów. Nic nie wskórasz, a dzięki mnie może i życie nie zostanie ci odebrane w walce.
– Nie jestem tchórzem – powiedziałem stanowczo, podnosząc swój miecz.
– No tak, ta anielska duma – wywrócił oczami – W chmurkę sobie ją wsadź. Uwierz mi, daleko nie zajdziesz z nią.
– Stocz ze mną kolejny pojedynek – rozkazuje mu, kierując ostrze w jego stronę.
– By znów cię upokorzyć? Daruje sobie, mam ciekawsze rzeczy do robienia, niż patrzenie jak się starasz – machnął dłonią.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę.
– I mnie nazywasz słabym?! – krzyczę na niego, a demon spogląda na mnie, nim się orientuję demon przystawia mi swój miecz do gardła.
– Wystawiasz moją cierpliwość na próbę, Aniele? Dwanaście lat temu pozbawiłem życia prawie cały oddział. Uważasz, że jesteś dla wystarczającym i godnym przeciwnikiem? – odsuwa się ode mnie, w ciemnych oczach nie widzę, żadnych oznak emocji. Mówi tak, jakby dla nich te życia nie miały żadnego znaczenia.
– Co powiedziałeś? – zapytałem słabym głosem.
– Że dwanaście lat temu pozbawiłem życia prawie cały oddział, tych, którzy przeżyli, puściłem wolno.
– Morderca – warknąłem, próbowałem go chwycić, ale szybko znikł z zasięgu mojej ręki.
– Aniele, uderzyłeś się w głowę? – zapytał mnie – Zapomniałeś, z kim, rozmawiasz?
– Moi rodzice... Zginęli w tej masakrze! – krzyczę.
– Nie tylko ty pewnie zostałeś sierotą, Aniele – wywrócił oczami – Przesadzasz – powiedział.
CZYTASZ
Trylogia Soul Journey: Heaven is where you are. Tom I.
Proză scurtăMarou jest Aniołem, a Samael Upadłym Aniołem. Mimo różnic są sobie Przeznaczeni. Początkowa niechęć szybko przeraża się w większe uczucie, na które nie mają oboje wpływu. Zdając sobie sprawę z zagrożenia, jakie ich czeka, postanawiają złamać zasad...