~~MAROU~~
– Żyjesz – mówi zdziwiona Haniel, kiedy wróciłem do Nieboskłonu.
– Myślałam... Myśleliśmy, że nie żyjesz – oświadcza, dalej będąc w szoku. Było tak, jak mówił Samael, nie szukali mnie, uznali mnie za martwego. Czy naprawdę tym jestem? Wojownikiem, który poświęca swoje życie w imię wygranej, by to Serafy i Archaniołowie mogli przypisać sobie wszystkie zasługi?!
– Co się z tobą działo, Marou? – pyta zmartwiona dziewczyna. Wzdycham głośno. Wolałbym uniknąć odpowiedzi, ale nie mogę w taki sposób zlekceważyć Archanioła.
– Byłem ranny – mówię – Upadli mnie zaatakowali i poważnie zranili – wyjaśniam jej, mając nadzieję, że nie będzie oczekiwała szczegółów, w jaki sposób przeżyłem.
– Znalazłem schronienie i tam odzyskiwałem siły – dodaję, kiedy Haniel spogląda na mnie badawczo. Nie mówię jej całej prawdy; nie mogę tego zrobić. Boję się pomyśleć, co by się stało, gdybym wyjawił jej prawdę, albo chociaż część. Uznaliby mnie za zdrajcę.
– Tak się cieszę, że żyjesz, Marou – dziewczyna obejmuje mnie mocno – Musisz być ostrożniejszy, a najlepiej to nie schodzić sam – poucza mnie, kiedy odsuwa mnie na długość swoich ramion.
– Oczywiście – przytakuje jej. Oczywiście, że nie będę mógł spełnić jej prośby, jeśli będę chciał spotkać się z Samaelem, to będę musiał być sam. Nikt nie może poznać naszego sekretu. Nie będę mógł również schodzić na Ziemię często, ktoś w końcu zacząłby podejrzewać mnie.
– Och, Marou – szepcze Haniel widocznie uradowana moim powrotem; jednak nie długo dane było nam się cieszyć spokojną i miłą atmosferą. Koło nas przebiegł oddział Aniołów.
Spojrzałem spanikowany na Haniel, która zatrzymała jednego z żołnierzy.– Co się dzieje Abrahamie?
– Upadli atakują – mówi szybko i dołącza do szeregu.
Upadli atakują.
Kiedy wrócisz do Nieboskłonu, miej się na baczności.
Ostrzeżenie Samaela.
To właśnie o to mu chodziło. Zdawał sobie sprawę, że w momencie ich najazdu będę obecny w Nieboskłonie. Chociaż nie musiał tego robić, zrobił to. Próbował mnie ochronić.
– Musimy pomóc – oznajmia Haniel i łapie moją dłoń.
– Ja... – czy to dobrze, że będę walczyć, skoro niedawno zostałem ranny? Nie odzyskałem sił i... Samael może mieć rację, nie jestem wojownikiem.
– Nie potrzebujemy w Nieboskłonie żadnych tchórzy – głos archanielicy brzmi groźniej niż przed chwilą. Nie mogłem się sprzeciwić, musiałem stanąć do walki.
W oddali dostrzegłem Samaela – on dowodził całą armią Upadłych, a kiedy obie armie się zderzyły, Upadły poruszał się zwinnie, mordując każdego przeciwnika, jaki stanął mu na drodze.
Wyglądał inaczej... inaczej się poruszał, niż kiedy walczył ze mną. Czyli on nigdy nie brał naszych walk na poważnie? A może nigdy nie zamierzał mnie skrzywdzić?
Świadomość, że mój Przeznaczony jest niedaleko mnie, uspakajała mnie. Nie bałem się, że stanie mi się krzywda. Czułem, że Samael do tego nie dopuści. Nawet jeśli wiązałoby się to z ryzykiem wyjawienia naszego sekretu.
~~
Wpatrywałem się w Samaela jak zahipnotyzowany. Jest piękny.
Nie zniszczyłem tych kwiatów, jak ode mnie wymagał, dzięki temu miałem sposobność, by się z nim zobaczyć, bez konsekwencji.
CZYTASZ
Trylogia Soul Journey: Heaven is where you are. Tom I.
Short StoryMarou jest Aniołem, a Samael Upadłym Aniołem. Mimo różnic są sobie Przeznaczeni. Początkowa niechęć szybko przeraża się w większe uczucie, na które nie mają oboje wpływu. Zdając sobie sprawę z zagrożenia, jakie ich czeka, postanawiają złamać zasad...