Rozdział 7

18 0 6
                                    

Spałam dość długo, dopóki nie obudził mnie dziwny dźwięk. Dźwięk rozbijanej szyby. Otworzyłam oczy. Jedyne co zdążyłam zobaczyć, to całkiem duży kamień, który leżał podłodze. Potem, nie widziałam już nic, bo ktoś uderzył mnie w głowę czymś ciężkim. Minęło kilka godzin, zanim znów mogłam cokolwiek zobaczyć. Moje ręce były bardzo dokładnie jakimś sznurem. Siedziałam na krześle. Gdy tylko oswoiłam się z myślą, że ktoś mnie porwał, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na jednej ze ścian, wisiała tablica korkowa, z mapą miasteczka, w którym mieszkałam. Obok było biurko, na którym leżało kilka paczek papierosów. Nad biurkiem, wisiał zegar, który w momencie gdy na niego spojrzałam, wybił godzinę 13.00. Usłyszałam kroki na schodach. Minęło kilka minut. Odwróciłam głowę w stronę drzwi, które w tym samym momencie otworzyły się. I stanęła w nich ciotka Nora. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Ciotka powoli do mnie podeszła.
– Nie poznaję cię. Nie poznaję cię, do cholery. Co się z tobą stało, co?
Ciotka usiadła przede mną na podłodze.
– Zawsze taka byłam. Po prostu nie chciałam, żebyś źle o mnie myślała.
– Jak widać, coś ci nie wyszło. Powinnaś się leczyć! To nie jest normalne. Co to w ogóle za pomysł, żeby mnie porywać?
– Nie zamierzam nic złego.
Szarpnęłam kciukiem sznur, którym byłam związana. Chyba był zgniły, bo szybko puścił. Pierwsze co zrobiłam, to spoliczkowałam ciotkę. Po moich policzkach popłynęło kilka łez.
– Nie wyraziłam się jasno, kiedy ostatni raz się widziałyśmy? Nie zbliżaj się do mnie!
– Porwałam cię, bo chciałam wszystko ci wyjaśnić.
– Nie mogłaś po prostu przyjść?
– Wyrzuciłabyś mnie z pokoju.
Miała rację. Wywaliłabym ją na zbity pysk.
– Tak czy siak, nie zamierzam z tobą rozmawiać.
– Okej. Ale do Kanady wracasz sama.
– Coś ty powiedziała?
– Jesteśmy jakieś 40 kilometrów od Kanady.
– Jesteśmy w USA?
– Mhm.
– Świetnie. Mój telefon jest w domu, prawda?
– Tak.
– Kurwa. Ty naprawdę nie masz mózgu.
Nagle dla ciotki, paczki fajek leżące na biurku stały się ważniejsze niż ja. Po kilku minutach ciszy, wreszcie się odezwała.
– W składziku chyba mam rower. Możesz nim pojechać do domu.
– Okej. Masz jakieś pieniądze?
– Po co ci to?
– Żeby kupić sobie coś do picia? I do jedzenia.
– Przygotowałam ci kanapki. I dwu litrowy baniak z wodą.
– Będę jechała na rowerze. Jak mam niby go przewieźć?
– Nie wiem.
– Daj mi jakiś plecak. To sobie to wszystko spakuję. A. I pamiętaj, że i tak wylądujesz w więzieniu.
– Nakablujesz na mnie, prawda?
– Po prostu powiem prawdę. Za porwanie też można trafić do więzienia. Chyba.
– Miałam nadzieję, że jednak tego nie zrobisz.
Ciotka wstała.
– Ten dom..ma jakiś adres?
– Nie. Jesteśmy na kompletnym odludziu.
Westchnęłam.

                         ☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆

Zapięłam zamek plecaka i założyłam go na ramiona. Podeszłam do białego jak śnieg roweru. Ciotka podeszła do mnie.
– Mogę.. zatrzymać ten rower?
– Tak. Raczej mi się już nie przyda.
– Dzięki. Czy coś.
Ciotka wpatrywała się w stronę, gdzie powinnam jechać.
– Jedź.
– Z miłą chęcią, bo nie chce mi się już na ciebie patrzeć.
Wsiadłam na rower i ruszyłam. Do Kanady czekało mnie aż 40 kilometrów i wcale mnie to nie cieszyło.

                            ☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆

Do granicy USA z Kanadą zostały mi zaledwie 2 kilometry. Rozglądałam się naokoło. Przez ten cały czas, przejechałam może jedno miasteczko. Przez chwilę byłam pewna, że w nim zostanę, ale udalo mi się z niego wyjechać. I w tej chwili przejechałam granicę. Dziwne, że nie było straży granicznej. Przejechałam zaledwie kilkaset metrów, gdy zauważyłam znak, który wskazywał na to, że do mojego miasta, zostało mi 30 kilometrów. A ja mieszkałam na drugim końcu, więc zostało mi jakieś 45 kilometrów. Była 18.30, słońce powoli zachodziło. O 23 powinnam być już w domu. Dopiero wtedy zorientowałam się, jak dużo miałam szczęścia, że porwała mnie moja ciotka, a nie jakaś mafia.

I'm closer than you thinkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz