Rozdział 11

14 2 10
                                    

Następnego dnia, gdy przyszliśmy do kawiarni, jedna z dziewczyn które tam pracowały, pokazała nam wszystko. Dostaliśmy również informację, że mamy przyjść w poniedziałek o 16.00. Całe szczęście, oboje kończymy lekcje wystarczająco wcześnie, żeby jeszcze pojechać do domu i odłożyć plecaki. Miałam być w pracy w każdy dzień tygodnia, oprócz czwartku i weekendów, od 16.00 do 20.00. Dante natomiast zgodził się na pracę codzienie, w tygodniu od 16.00 do 19.30(ale obiecał mi, że będzie na mnie czekał), a w weekendy od 9.00 do 15.00. W sobotę wieczorem długo nie mogłam zasnąć, a w niedzielę przez cały dzień chodziłam zestresowana. Tego dnia postanowiłam również powiedzieć rodzicom i Gennie o tym, że chłopak którego znam zaledwie od miesiąca zaproponował mi, żebym razem z nim zatrudniła się w kawiarni obok naszej szkoły, a ja bez wahania się zgodziłam. Przyjęli to całkiem dobrze. Poprosili mnie tylko o to, żebym się nie przemęczała. A Genna rozważała nawet to, żeby też się tam zatrudnić, ale poinformowałam ją o tym, że nie potrzebują już więcej pracowników. Teraz, szłam już do szkoły i chyba byłam nawet podekscytowana pierwszym dniem w pracy. Nowe doświadczenia zawsze są fajne.

                             ☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆

Kilka godzin później, z pozytywnym nastawieniem wyszłam ze szkoły. Dante czekał już na mnie na miejscu. Kiedy szłam, chyba jednak trochę się zestresowałam, chociaż nadal byłam podekscytowana. A gdy weszłam, Dante akurat wyłonił się zza rogu.
– Jesteś wreszcie. Narazie nikogo nie ma, ale za.. – tu przerwał na chwilę, żeby spojrzeć na duży czarny zegar wiszący nad drzwiami, a potem kontynuował: – ..5 minut pozostali kończą przerwę i zabieramy się wszyscy do pracy.
I wtedy przyszła też Elena. Była od nas dwa lata starsza i miała naprawdę długie, czarne lśniące włosy. Nosiła okulary z cieńkimi oprawkami i miała ciemnozielone oczy.
– Cześć Ophelia! Jak tam humor? – powiedziała i uśmiechnęła się szeroko tak, jak tylko ona umiała.
Gdy się uśmiechała, przypominała promień słońca, który chciał podzielić się swoją energią.
– Dobrze, dzięki.
Elena skinęła lekko głową i zrobiła poważną minę.
– Dobra, nie czas na pogawędki, tylko do roboty, mróweczki.
Ja i Dante zaśmialiśmy się. Już w sobotę dużo z nami rozmawiała i  oboje zdążyliśmy ją bardzo polubić.

                            ☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆

Wyszłam już z kawiarni i gdy odrazu zauważyłam, że Dantego nie ma nigdzie w pobliżu, nawet nie zdążyłam się wystraszyć, że mnie wystawił, bo zaraz usłyszałam, że ktoś do mnie dzwonił. Bez zastanowienia odebrałam. Oczywiście po drugiej stronie usłyszałam Dantego.
– Hej, już poszedłem na przystanek i czekam na ciebie.
– Skąd wiedziałeś kiedy zadzwonić?
– Kończysz o 20. Sprawdziłem po prostu, która godzina.
Westchnęłam. Poczułam się zażenowana z powodu własnej głupoty.
– Jasne. Już idę.
Rozłączyłam się. Dojście na przystanek zajęło mi jakieś pięć minut. Usiadłam na ławce obok Dantego.
– Jak się czujesz po pierwszym dniu pracy?
– Zmęczona. Ale jak by ciebie tam nie było, to byłabym też znudzona. A jak byłeś, to było fajnie.  A ty?
– Też w porządku.
Potem milczeliśmy aż do momentu, dopóki nie wsiedliśmy do autobusu i nie usiedliśmy, a Dante zapytał:
– Oph?
– Tak?
– Chciałabyś może.. mnie kiedyś odwiedzić?
Spojrzałam na niego. Czy chciałam go odwiedzić? Chyba tak.
– A kiedy naprzykład?
– W weekend, jak skończę pracę. Pojedziemy do mnie. Poznałabyś moich rodziców. Pogadalibyśmy trochę.
– Jasne. Byłoby miło.
Dante uśmiechnął się.
– No to jesteśmy umówieni.

                             ☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆

Właściwie, to jedyne na co miałam ochotę po powrocie do domu, to szybkie spakowanie się do szkoły, prysznic a potem zapakowanie się do łóżka. Byłam przeokropnie zmęczona.  Przed snem rozmawiałam jeszcze z mamą, o tym co działo się w pracy. Opowiedziałam jej, jak Dantemu prawie ześlizgnęła się filiżanka z tacy. I jak Elena na niego wrzeszczała, nawet jeśli filiżance nic się nie stało. Ale chyba taka już była Elena.
– A ta Elena, jaka ona jest?
– Bardzo poważnie traktuje zasady i jest perfekcjonistką. Nawet jeśli Dante nie stłukł tej filiżanki, to ona i tak się wkurzyła. Bo wolałaby, żeby Dante spokojnie doszedł do stolika i podał zamówienie klientce, która chyba go podrywała. Ale nie mogę zapomnieć o tym, że jak się uśmiecha, to przypomina promień słońca.
– Czyli jest blondynką?
– Nie. Ma długie, lśniące czarne włosy.
– Mhm.
Vee, która kręciła się po podłodze, wskoczyła mi na kolana. Pogłaskałam ją kilka razy po grzbiecie.
– Czyli było dobrze?
– Tak.
– To się cieszę.
Uśmiechnęłam się, podniosłam Vee ze swoich kolan, która odrazu zeskoczyła na podłogę, a potem poszłam do swojego pokoju.

I'm closer than you thinkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz