1.

186 14 21
                                    

Juliusz odetchnął zapachem pleśni i zmurszałej wody. Minęło dużo czasu, odkąd ostatnio był w kościele.

Zanurzył dłoń w wodzie święconej, i zmoczył nią czoło. Następnie usiadł w ostatniej ławce, bezmyślnie wpatrując się w malowane na ścianach obrazy Jezusa i Maryi.

Juliusz nienawidził tego miejsca.

Msza dotyczyła dwóch przypowieści, które każdy znał,

Juliusz klękał razem z innymi i śpiewał, kiedy było trzeba. A gdy nadeszła pora eucharystii, stanął w kolejce razem z dwoma innymi osobami, które były w kościele.

Juliusz klęknął, gdy młody ksiądz o zatroskanym obliczu położył opłatek na jego języku. Obleciał go dreszcz, niezwiązany jednak z ciałem Jezusa w ustach.

Na koniec, gdy wszyscy (dwie osoby) opuścili kościół, on został. Uklęknął, i myślał.

Czasami marzył o spaleniu tego miejsca razem ze wszystkimi wiernymi. Ale to by było zwykłe naśladowanie.

Julek musiał wymyślić coś lepszego niż to.

— Przepraszam — usłyszał za sobą.

Wybity z rytmu, Juliusz wzdrygnął się.

— Czy wszystko dobrze, młody człowieku? — zapytał się ten sam młody duchowny, który wcześniej nakarmił go ciałem swojego Boga. Julek uśmiechnął się, bardziej do siebie niż do niego.

— Jutro zaczyna się mój proces. Chciałem zobaczyć to miejsce po raz ostatni.

Ksiądz uśmiechnął się.

— Jesteś bardzo wierzący?

Juliusz parsknął.

— Zniszczyliście mi życie — powiedział w końcu.

Ksiądz uniósł jedną brew.

— Wierz lub nie, jest to ostatnio bardzo popularne stwierdzenie w tym przybytku.

Juliusz zmarszczył brwi.

— Aż tak źle?

— Gorzej, niż sobie wyobrażasz. A jednak tu jesteś. Przyszedłeś. To znaczy, że coś w tobie pragnie Boga.

Juliusz aż oniemiał ze zdziwienia. Techniki manipulacyjne księży mnożyły się z każdym dniem, i było to martwiące.

— Pozwól mi się prowadzić.

— Odprowadzić to mnie możesz do wyjścia. Jestem Juliusz, tak w ogóle.

— Ach, Juliusz? Zupełnie jak ten pisarz, ten na którego... Och!

Julek skwasił się.

— Życzę miłego połowu, ojcze. Może uda ci się jeszcze bezpowrotnie zniszczyć parę niewinnych ludzi — powiedział Juliusz, po czym jak najszybciej wyszedł.

Na dworze zaczynało robić się ciemno, a jego dom był daleko stąd.

originale peccatum.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz