Adam wszedł do mieszkania podekscytowany. Zdjął z siebie płaszcz i odwiesił go na wieszak, po czym prędko zapukał do pokoju gościnnego, aktualnie należącego do Juliusza. (Wolał nie ryzykować wparowaniem do środka bez ostrzeżenia, nie chciał nawet myśleć o tym, co mógłby zobaczyć).
— Proszę – pojedyncze słowo wypowiedziane drżącym, ale pewnym siebie głosem rozległo się zza drzwi. Gospodarz uchylił je i wśliznął się do środka.
Juliusz stał na środku małego pokoiku zapinał powoli guziki koszuli. Na biurku leżały sterty papieru pomazane niechlujnie atramentem, a po podłodze porozrzucane były książki, wcześniej ułożone starannie na półce nad łóżkiem. W powietrzu unosił się smród papierosów. Oczy sprawcy tego bałaganu były zapuchnięte, jakby (znowu) płakał.
— Co się tutaj stało, matko i córko..?! – Mickiewicz zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, jakby szukając kolejnych oznak wszechobecnego nieładu.
— Nie ojca sprawa – warknął pod nosem starszy mężczyzna i zaprzestał chwilowo zapinania guzików. Adam starał się nie skupiać na jego odsłoniętych przez to obojczykach i klatce piersiowej, jednak udało mu się zapamiętać jedno słowo, które przemknęło mu przez myśl - piękne.
— To moje mieszkanie, więc chciałbym wiedzieć, dlaczego zrobiłeś w nim taki b... – powstrzymał pierwsze słowo, jakie przyszło mu na język. – ...bałagan.
— Posprzątam zaraz, tylko tyle ojciec musi wiedzieć – Juliusz wymruczał pod nosem, siadając na łóżku z rezygnacją.
— W porządku – Mickiewicz westchnął teatralnie, patrząc, jak Słowacki zwiesza głowę. Nadal nie zapiął koszuli.
— Dlaczego w ogóle przyszedłeś?
— Och, tak! – Adam znów rozpromienił się. – Chciałem cię pochwalić!
— ...pochwalić? – Juliusz uniósł z powrotem głowę i zmarszczył brwi. – Za co?
— Widziałem cię dzisiaj u nas, w kościele – poeta zacisnął usta w wąską linię. – Cieszę się, że próbujesz, że się starasz, Juliuszu. Widziałem, że nawet rozmawiałeś z...
— Frysią, tak. To moja przyjaciółka – Słowacki ogarnął włosy z czoła. Koszula, do cholery jasnej, koszula!
— Och, doprawdy? – Adam uniósł brwi, prawdziwie zaskoczony informacją. – Skąd się znacie?
Juliusz przez chwilę patrzył na twarz gospodarza, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym uśmiechnął się nonszalancko.
— Spaliśmy ze sobą raz – przyznał zgodnie z prawdą i z satysfakcją w oczach patrzył, jak Adamowi powoli rzednie mina. – Albo może dwa? Nie wiem. Ćpaliśmy za drugim razem, nie powiem ojcu, czy to sobie wymyśliłem.
— Ale... – Mickiewicz uchylił usta, nie wiedząc co powiedzieć. – Z kobietą..? – to jedyne co wydostało się z jego gardła, które zaschło szybciej, niż powinno.
— Fryderyka jest nietuzinkową kobietą – Słowacki stwierdził z ironicznym uśmieszkiem i powoli wstał. – A teraz niech ojciec wyjdzie. Muszę posprzątać ten... Burdel.
Adam bezgłośnie kiwnął głową. Koszula, ty matole! To tylko parę guzików! Koszula, koszula! Obojczyk... Och! Obojczyk..! Nie! Nie, i koniec! Odwrócił się na pięcie i otworzył drzwi, aby wyjść.
— Ach, jeszcze jedno – Juliusz rzucił, jakby od niechcenia. – Niech się ojciec tak nie gapi. To widać.
Żałował każdej swojej decyzji, która doprowadziła go do tego momentu.

CZYTASZ
originale peccatum.
FanfictionWtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A w...