5.

98 10 27
                                    

Juliusz gapił się na obraz w kościele przez co najmniej dziesięć minut. Dzieło nie przedstawiało nic niesamowitego - zwykłe przedstawienie ukrzyżowania Chrystusa, które wyglądało jak namalowane przez lepszego pierwszego człowieka z ulicy. Lecz nagie ciało Boga spoczywające bez ruchu na krzyżu przynosiło pewnego rodzaju komfort, zrozumienie. We własnej sytuacji to Juliusz był Chrystusem, mesjaszem, cierpiętnikiem. Idąc przez drogę krzyżową bez nadziei na ratunek, lecz idąc z dumą.

— Piękne dzieło, nieprawdaż?

Julek podskoczył, słysząc znajomy głos. Odwracając się, na jego twarzy widniał wielki uśmiech.

— Fryderyka! — powiedział, przytulając się do dawno niewidzianej przyjaciółki.

Kobieta roześmiała się. Miała na sobie czarne sukno siostry zakonnej. Promieniała, w niczym nie przypominając chorowitego człowieka którym była.

— Co ty tu robisz?

Julek westchnął.

— Pisałem ci w liście. Moja droga do wybawienia idzie przez kościół. I bardzo głupiego księdza. — powiedział z ironią, składając ręce jak do modlitwy.

Fryderyka uniosła prawą brew.

— A tak między nami, to mam też plan go uwieść.

Fryderyka klepnęła go w ramię, śmiejąc się.

— Powodzenia. Ojciec Adam to jeden z najbardziej oddanych Bogu duchownych jakich znam.

— Och, nawet bardziej od ciebie?

— Julek.

— Nawet bardziej od Ksawery?

Kobieta zarumieniła się po uszy.

— Julek!

— Jak tam w ogóle się trzymacie? Dalej razem?

— Ciszej! Ktoś usłyszy!

Tym razem to on się roześmiał.

— Nie wydam twojego sekretu, Frysia. Jestem ostatnią osobą, która miałaby to zrobić.

Zapanowała chwila milczenia.

— Jak się czujesz, Juliuszu? Naprawdę. – zapytała, kładąc mu dłoń na ramieniu.

— Każdy oddech przypomina mi o tych, których nigdy nie wezmę, Frysia. Każdy krok, każda myśl spycha mnie w czarną dziurę mojego grzechu. Myślałem, że uciekłem, ale proszę. Znowu tutaj – Juliusz rozprostował ramiona – Znowu w tej pieprzonej dziurze!

Nim się zorientował, jego policzki były mokre od łez.

— Mógłbyś spróbować, Jules. Może uda mu się ocalić cię od śmierci.

— Tak — odpowiedział jej gorzko — a może po prostu ściągnę nas obu na dno.

(Tak jak to zrobił ze wszystkimi tymi, którzy ośmielili się go kochać.)

originale peccatum.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz