3.

107 10 24
                                    

Juliusz rozejrzał się po pokoju, w którym miał żyć przez kolejne pół roku. (Nie sądził, by Mickiewicz wskórał coś w sprawie jego wyroku. Ale może przez ten czas przynajmniej trochę się pobawi)

— Piękny wystrój, ojcze — rzucił, odwracając się w stronę Mickiewicza. Adam spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem.

— Więc mieszkasz sam. Twoje mieszkanie? — zapytał, wyglądając przez okno. Miał bezpośredni widok na kościół. Świetnie.

— Moje własne.

— Mmm. Fajnie.

Zaległa niekomfortowa cisza.

— Czy jesteś głodny? — spytał nagle.

Juliusz uśmiechnął się.

Głodnych nakarmić, spragnionych napoić.

— Tylko Boga, ojcze.

Adam wywrócił oczami.

— To nie jest śmieszne.

Usiadł na łóżku obok Słowackiego.
Wziął go za rękę, na co Juliusz prawie nie wybuchnął śmiechem.

— Musisz myśleć o swojej duszy. Ciało to nie wszystko.

Słowacki, wykorzystując sytuację, nachylił się i zaczął głaskać dłoń księdza kładąc na nią swoją.

— Ależ ciało jest najważniejsze, ojcze. Ma wiele, wiele pozytywnych cech. Poza tym, ciało to pomysł tego twojego boga. Gdyby nie chciał żebym z niego korzystał to zrobiłby mnie wiewiórką, czy coś.

Mickiewicz wycofał dłoń.

— Bóg stawia przed nami wyzwania. Czy pomodlisz się ze mną?

Juliusz wywrócił oczami.

— Modlitwa mi już nie pomoże.

Ojciec Adam zmarszczył brwi.

— Jezus wybaczy ci, jeśli tylko okażesz skruchę.

Słowacki zaśmiał się w głos.

— Najpierw musiałbym zrobić coś złego.

Adam uśmiechnął się gorzko.

— Mylisz się, chłopcze. Popełniłeś zbrodnię wobec własnej płci, i wobec Boga.

Schował głowę w dłoniach.

— Nie zrobiłem, kurwa, nic złego.

Czuł, jak łzy formują się w jego oczach.

(Żałosne)

— Nie przeklinaj.

Juliusz wstał.

— Chciałbym już iść spać, ojcze — wysyczał, wypychając Mickiewicza z pokoju. Rzucił się na łóżko, nawet nie myśląc o zmienieniu ubrania.

Żałował, że nie urodził się jako wiewiórka.

originale peccatum.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz