17.

75 9 16
                                    

Następnego dnia Juliusz obudził się z ciężarem na piersi. Spojrzał na śpiącego na nim Adama, i przeczesał dłonią włosy z jego czoła. Delikatnie osadził go na poduszce obok, i osunął się z miękkiej pościeli, starając się go nie obudzić.

Poszedł do kuchni, i nalał sobie szklankę wody. Biedny Mickiewicz. Nic dziwnego, że tak trudno mu było opuścić Kościół, jeżeli jego problemy były tak głęboko z nim związane.

Opadł na leżące nieopodal krzesło. Słońce dopiero co wschodziło - zegar koło łóżka wskazywał na około szóstej. Zwykle to Adam był rannym ptaszkiem, a Juliusz lubił korzystać z jak największej ilości snu. Ale po wczorajszej sytuacji, nie dziwił mu się, że był zmęczony. A Juliusz nie mógł długo leżeć po tym, jak już się obudził. Coś w jego umyśle rozkazywało mu wstawać i żyć.

Dopóki jeszcze mógł.

Julek szybko odgonił czarne myśli. Nie da się tak łatwo zabić. Nie on, Juliusz Słowacki. Nie odejdzie bez walki. Nie zostawi Adama bez walki.

Starając się skupić na czymś innym, jego spojrzenie padło na stolik i parę leżących na nim listów.

Przejrzał je. Jeden od wynajemcy, inne do Adama. Wszystkie oprócz jednego, starannie podpisanego jego imieniem.

Zainteresowany, Juliusz sięgnął po niego, resztę odkładając. Nie był aż takim dupkiem, żeby czytać prywatne rzeczy Adama. To znaczy, oprócz jego osobistych dokumentów. I dziennika, od czasu do czasu.

Przesunął palcem po literach swojego nazwiska.

Znał ten charakter pisma.

Przełamał wosk i wyciągnął starannie zawinięty świstek papieru. Od razu rozpoznał pismo swojej siostry. Ucieszony, zabrał się do czytania. Dawno od niej nie słyszał, i nieco się stęsknił.

Jego radość umarła, gdy zaczął czytać pierwsze słowa. Robiło się coraz to gorzej, im głębiej w list.

Poczuł, jak mimowolnie osuwa się na podłogę. Wielka gula, którą czuł od pierwszego zdania, powiększała się i powiększała. Juliusz zaczął śmiać się histerycznie.

Czysta, czysta ironia.

To tak w jej stylu, zrobić to teraz.

Usłyszał kroki, i głos zdenerwowanego Adama.

Obudziłem go.

— Julek? Wszystko z tobą dobrze?

Wziął wdech.

Uspokój się. Uspokój się natychmiast.

Juliusz uśmiechnął się, ocierając kantem dłoni łzy.

— Moja matka nie żyje.

originale peccatum.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz