[A/N] od teraz będzie po jednym rozdziale co tydzień pozdrawiam
Kiedy Adam zgadzał się na to, aby Juliusz przyjął w jego mieszkaniu gości, zdecydowanie nie spodziewał się dwóch rzeczy - tego, że gośćmi okażą się nie kto inny jak siostry zakonne, Fryderyka i Ksawera, oraz tego, że zostanie uwzględniony w ich spotkaniu.
Aktualnie siedział napięty na kanapie obok popijającej wino Fryderyki, co chwilę zerkającej w jego stronę - chyba była nieświadoma tego, jak łatwo można było to dostrzec. Na dywanie przed nimi stał Juliusz z Ksawerą - oboje trzymali w dłoniach kartki i oboje od parunastu już minut odgrywali zapisane na nich dialogi.
— Jak Bóg nieśmiertelny, winna jest sądu! – Juliusz prawie krzyknął, szybko jednak przysłaniając usta, co robił chyba, aby imitować tłum. – Pociąć ją na ćwierci! – znów podniósł głos i uniósł palec w górę – Radź się sumienia i sądź..!
Zapadła chwilowa, nienaturalna aż cisza, w której słychać było tylko trzask płomieni kominka. Ksawera z aż niepokojąco realistycznym obłąkaniem w oczach spojrzała wpierw na Słowackiego, później na widownię, po czym uniosła ręce ku górze.
— Winna śmierci! – w końcu krzyknęła, udając, że upada. Juliusz nie szczędził wielce profesjonalnych efektów dźwiękowych mających przypominać uderzenie pioruna, rozpromieniając się zupełnie. Ksawera uśmiechnęła się i ukłoniła nieznacznie, jakby faktycznie właśnie stała na deskach teatru.
— Brawo, brawo! – Fryderyka rzuciła, klaszcząc parę razy. – Julek, jak zwykle - tekst świetny. Aniuś, Ksawiś, słoneczko, zbyt dobrze grasz morderczych popaprańców. Boję się. Przestań.
— Gdybym kiedykolwiek miała zostać morderczym popaprańcem to się nie przejmuj, ciebie oszczędzę – Ksawera zaśmiała się i przysiadła tuż obok drugiej kobiety, opierając na moment głowę na jej ramieniu, po chwili jednak prostując się i rzucając niepewne spojrzenie w stronę Adama, który chyba kontemplował właśnie strukturę drewnianej podłogi.
— Ekhem, tak, dziękuję. W każdym razie, Julek, masz coś tam jeszcze? – Fryderyka chwyciła dłoń Ksawery, nie spuszczając wzroku z przyjaciela.
— A, faktycznie, jeszcze jedno – zaśmiał się, spoglądając na kartkę. – Król-kobieta piorunem boskim zastrzelony; zamiast w koronacyjne bić w pogrzebu dzwony! – krzyknął, wymachując dłonią. – Dobra! Teraz to już koniec. Definitywny. Amen.
— Och, cudne... Aż mi tęskno do naszych dawnych zabaw... – kobieta westchnęła i upiła kolejny łyk wina. – Chciałabym czasem, żeby to wróciło... Aniuś, ty też o tym ostatnio mówiłaś.
— Co? A, tak – Ksawera wyrwała się z dziwnego dla niej zawieszenia wzroku na bliżej nieokreślonym punkcie. – Julek, jak cudownie byłoby jeszcze raz coś zagrać..! Tak mi jest żal, że wszystko się posypało...
— Wszystkim jest żal, naprawdę – poeta westchnął, a z jego twarzy spadło wcześniej wiszące na niej rozbawienie. Spoważniał. – Nie docenialiśmy tego.
— Graliście w teatrze? Wszyscy? – Adam nagle, chyba pierwszy raz od godziny, odezwał się, patrząc centralnie na Juliusza, jakby z niemym wyrzutem.
— Ja i Ksawera graliśmy, Fryderyka zajmowała się muzyką – chłopak wyjaśnił, przysiadając po turecku na podłodze.
— Nie tylko grał, sztuki pisał! – Ksawera krzyknęła podekscytowana. – I to jakie! Możnaby je oglądać i oglądać, odgrywać i odgrywać..! I takiego geniusza mieliśmy tylko dla siebie!
— Oj, przestań, nie były aż tak dobre! – Słowacki zaśmiał się, odsłaniając zęby. – Poza tym, nie graliśmy tylko moich.
— A to prawda. Pamiętacie Romea i Julię? – Ksawera westchnęła i uśmiechnęła się z rozbawieniem.
Adam uniósł brwi w zaciekawieniu, co od razu zauważyła Fryderyka, która rzuciła się do tłumaczenia:
— Widzisz, Romeo i Julia to była nasza pechowa sztuka, nie mogliśmy jej zagrać bez jakiegoś wypadku. Albo wszystkie kostiumy nam zamokły, albo gubiliśmy rekwizyty... Ale najgorszy moment był ten, w którym zachorowała nam Ksawera, która miała grać Julię. Zupełnie straciła głos! Julek wtedy pierwszy rzucił się i ją zastąpił. Grał jednak chyba trochę za dobrze, bo po występie jakiś pan bardzo chciał zaprosić go na podwieczorek, nie chcąc uwierzyć, że to chłopak. Przez miesiąc potem wołaliśmy na niego Julka! – dziewczyna wytłumaczyła, chichocząc.
— Och, ha, ha, przezabawne. Po prostu byliście zazdrośni, bo wyglądam w sukniach lepiej niż wy wszyscy razem wzięci! – Juliusz udał oburzenie, cały czas uśmiechając się szeroko.
— Też kiedyś grałem w teatrze – Adam uśmiechnął się niepewnie. – Niedługo, ale grałem. I też nie raz mnie brali na dziewczyny, bo mały byłem – rozluźnił mięśnie. – Chciałbym móc zobaczyć, jak gracie. Albo nawet z wami zagrać.
— To byłoby cudowne! Frysia, czy to nie byłoby cudowne? – Ksawera wstała z kanapy podekscytowana. – Ucieknijmy, Chryste, ucieknijmy stąd..!
— Aniuś... – Fryderyka odstawiła pusty kieliszek po winie i wstała, stając tuż przy ukochanej, odgarniając ciemne włosy z jej twarzy.
— Wiem, to nie takie proste... – dziewczyna westchnęła i uniosła się na palcach, chcąc pocałować ukochaną, reflektując się w ostatniej chwili.
— Il sait, mon chérie, il sait – Fryderyka szepnęła, po czym ucałowała czoło Ksawery. – Nous pouvons. Il est l'un d'entre nous.
W czasie kiedy kobiety zajmowały się sobą nawzajem, Juliusz obserwował twarz Adama, który znowu wrócił do poprzedniej czynności wiercenia dziury w podłodze. Poeta westchnął i oparł głowę o kolano duchownego, przymykając oczy. Od razu poczuł, jak cały się napina, ale nie odtrącił go - wręcz przeciwnie, jego dłoń powędrowała w ciemne loki, delikatnie głaszcząc go po głowie, jakby uspokajająco.
To, czego nie wiedzieli to to, że obaj myśleli o tym samym. O słowach Ksawery sprzed momentu.
Ucieknijmy stąd.
CZYTASZ
originale peccatum.
FanfictionWtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A w...