Coś wisiało w powietrzu.
Fryderyka upiła herbaty ze swojej filiżanki, przymykając powieki ospale. Było zbyt wcześnie, żeby mogła procesować cokolwiek, co działo się wokół niej. Ksawera sprawiała podobne wrażenie, melancholijnie wpatrując się w okno.
Bo coś wisiało w powietrzu.
Oficjalnie były teraz... Gdzieś z pewnością, i to na pewno w habitach, ale to już dawno przestało Fryderykę obchodzić. Od paru miesięcy już nie miała najmniejszej ochoty przejmować się tym, czy przykrywka działa, czy nie działa. To było nieważne aktualnie, bo i tak lada moment chciały wyjechać, zniknąć - czekały tylko na sygnał od Juliusza. Ale Juliusz się nie odzywał.
Więc coś wisiało w powietrzu.
Ksawera westchnęła ciężko, poprawiając włosy spadające jej na czoło. Żałowała aktualnie tego, że będzie musiała uciekać, zostawić to, co mimo wszystko stało się dla niej domem, gniazdkiem, które uwiły sobie z Fryderyką pracowicie z trudnych materiałów - ale tylko takie postanawiał im rzucać los przez ostatnie lata. Może to i lepiej, że mieli wyjechać? Nowe życie stworzone w zupełnie nowym miejscu brzmiało przerażająco, ale jednak chociaż trochę uspokajało. Były spakowane, gotowe do wyjazdu, tylko ich chłopcy mieli się odezwać. Uśmiechnęła się pod nosem - ich chłopcy! Zupełnie jak za starych, dobrych czasów. Tylko chłopców ani widu, ani słychu.
Tylko coś wisiało w powietrzu.
Nagle łomot - przeraźliwy, desperacki i chaotyczny łomot w drzwi.
Fryderyka poderwała się z krzesła.
— Otworzę – rzuciła szybko w stronę ukochanej. Gdyby miał to być jakiś kryminalista, to chociaż mogła sprawić wrażenie silnej i groźnej swoim wzrostem, którym Ksawery akurat Bóg nie pobłogosławił.
Otworzyła.
Pierwsze, co rzucało się w oczy - rozczochrane włosy, podkrążone oczy, których błękit nieco przybladł, usta rozchylone. Strój nadzwyczaj cywilny.
Wszystko to tylko w jednej osobie.
Zamarła.
— Zabrali go – wydusił z siebie gość drżącym, słabym głosem. – Zabrali...
— Wejdź – zarządziła jedynie, szybko zamykając za nim drzwi.
Nastała cisza, tak zawiesista, że sprawiała wrażenie bardziej ciała stałego. Ksawera wyszła do przedpokoju, zaciekawiona ciszą. Zauważając tylko jednego z mężczyzn, zamarła.
— Gdzie Juliusz? – wydusiła z siebie, spoglądając najpierw na gościa, później na swoją ukochaną.
— Zabrali go – powtórzył Adam zachrypniętym głosem. – W nocy... Przyszli, wzięli go, nie wiem gdzie - nie chcieli powiedzieć, nic nie chcieli powiedzieć..! Prosiłem, tłumaczyłem, że miał być tydzień, nie pięć dni, nic nie... Chryste Panie..! – jego głos kompletnie się złamał, zachłysnął się łzami, które napłynęły mu do oczu.
— O, kurwa – Ksawera wykrztusiła i powoli osunęła się na podłogę. Uniosła jeszcze na moment wzrok. – Zamierzają go..?
— Tak, pewnie i publicznie, dla przykładu – Fryderyka zacisnęła pięści. – Pierdoleni świętoszkowie, bez ani krztyny moralności.
— Cholera, nie wiem nawet... Nie wiem nawet gdzie go trzymają, czy robią mu krzywdę..! – Adam jęknął przeciągle i zaczął uderzać swoją głowę zaciśniętymi dłońmi. – To było za proste, za proste..!
— Musieli wiedzieć, że coś planujecie, że coś planujemy, inaczej nie wzięliby go teraz – Fryderyka starała się pozbierać myśli, co udawało jej się lepiej, niż się spodziewała. – Ja się nie wygadałam, was nie podejrzewam, jego tym bardziej... Ale w takim razie...
— Nie wiem, nie wiem, może nieostrożnie rozmawialiście o planach – Adam wymamrotał, czując jak kolejne ciepłe, gorące, parzące wręcz łzy napływają mu do oczu. – Może w liściku jakimś powiedzieliście za dużo..!
— Chryste, wszystkie listy o tym pisaliśmy naszym kodem, wiedziałam, że będą próbowali przechwycić jego... – Ksawera drżącymi palcami zaczęła przeczesywać włosy. – To oznacza, że albo złamali kod, albo ktoś od nich go zna.
— Przecież to niemożliwe, kod znamy przecież tylko ja, ty, Julek i... – Fryderyka zamarła. Zbladła, uniosła dłoń i przyłożyła ją do czoła, jakby chciała sprawdzić, czy nie ma gorączki. Zaśmiała się krótko, gorzko, wściekle. – Ten skurwesyn.

CZYTASZ
originale peccatum.
FanfikceWtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A w...