13.

85 9 30
                                    

[A/N] JEZU PRZEPRASZAM ZA TEN POŚLIZG, nadal cierpię przez eurowizyjne sprawy i z głowy mi wypadło (Austria jest ZA NISKO)
Też ważny komunikat dzisiaj żaden rozdział nie jest napisany przeze mnie!!! :3

Juliusz patrzył, jak grupa ludzi ustawia się w kolejce po opłatek.

Wydawało się, że wiernych nie było aż tak dużo - ba, Adam ciągle narzekał na zmniejszającą się liczbę ludzi w kościele. Ale patrząc na zbiór kłębiący się po opłatek, można byłoby pomyśleć że rozdający opłatek Adam sprzedaje co najmniej kremówki.

Julek uśmiechnął się na widok lekkiego niepokoju wypisanego na twarzy jego.... przyjaciela? Kochanka? Spowiednika?

— Pan nie do komunii? — zapytała starsza pani siedząca obok niego.
Juliusz wzdrygnął się. Po ostatnich starciach ze staruszkami, wolał ich unikać.

— Nie dzisiaj.

Kobieta pokiwała głową.

— Ja też nie. Nie byłam u spowiedzi od wielkanocy...

Juliusz użył całej siły, by nie wybuchnąć śmiechem.

On sam nie był u komunii od... 16 roku życia? Odkąd uciekł z domu z trupą teatralną. Och, kawał czasu.

— Tacy młodzi jak pan pewnie chodzą częściej ode mnie... ale ja sama jestem już stara. Jakie grzechy mogę popełnić, przesolić zupę?

Julek zachichotał.

— Niech Pani z nim nie rozmawia — usłyszał za sobą. — Toż to Juliusz Słowacki. Za niecałe pół roku będzie wisiał za sodomię.

Juliusz wzdrygnął się.

— Będę rozmawiać z kim uznam za słuszne, dziękuję bardzo. — odrzekła mu staruszka, co nieco zdziwiło Juliusza.

— Kolega ma rację. Jestem sodomitą — rzucił Juliusz, bez większego powodu. — Lepiej trzymać się ode mnie z daleka. Można zarazić się ekstrawagancją.

— Niech Pan się wstydzi, takich słów używać w kościele — obruszyła się staruszka. Juliusz zmarszczył brwi.

— 'Ekstrawagancja?'

— Jeśli ksiądz Adam w Pana wierzy... no cóż. Nic nam do tego. — kobieta wzruszyła ramionami.

Juliusz odwrócił się, by rzucić wzrokiem na mężczyznę siedzącego za nim... ale tam nikogo już nie było.

Niepokojące.

— Julek, jestem pewien że nikt nas nie śledzi.

Adam wrzucił pokrojone ziemniaki do garnka, i zamknął wieczko. Odwrócił się, i wsparł dłońmi o blat stołu.

Juliusz obdarzył go spojrzeniem pełnym wyrzutu.

— Nie wierzysz mi.

— Myślę, że możesz być lekko zestresowany. I to wpływa na twoją ocenę otoczenia.

Juliusz parsknął, i wstał. Zaczął chodzić po kuchnio-salonie Adama.

— Ja. Zestresowany? Ja się nie stresuję. Czym miałby się stresować?

Adam złapał go za nadgarstek.

— Swoim procesem, który zbliża się wielkimi krokami. Wiem, że... to musi być trudne.

Juliusz zagryzł dolna wargę, która zaczęła dygotać bez opamiętania.

— Nie chcę umierać, Adam. — wyszeptał, czując jak jego oczy robią się mokre. — W końcu jestem... szczęśliwy. Nie chcę, żeby to się skończyło.

Adam objął go. Juliusz oparł głowę o jego ramię i zapłakał.

Adam przeczesał jego włosy dłonią.
— Wszystko będzie dobrze — powiedział. — wymyślimy coś.

Złożył pocałunek na jego czole. Juliusz, po raz pierwszy od dawna, zaczerwienił się.

— Dzięki. Ach, Adam?

— Tak?

— Naprawdę cię lubię.

Juliusz oderwał się od niego i spojrzał mu w oczy.

— Czy mógłbym...?

Tym razem to Adam zrobił się czerwony.

— T-tak.

Juliusz pocałował go głęboko, a Adam oddał pocałunek.

Och, jak on to kochał. Adam naprawdę dobrze całował.

Jego życie, ironicznie, stało się lepsze z powodu kościoła. Och, jego matka miałaby ubaw, gdyby jeszcze żyła.

(Może dalej żyje, mimo że minęły lata. Juliusz zawsze zakładał, że w pewnym momencie umarła, ale źli ludzie zawsze żyją dłużej, a on nie był w okolicach rodzinnych od 16 roku życia. Odkąd...-)

Juliusz uśmiechnął się złowieszczo, wyjątkowo dumny ze swojego nowego pomysłu.

— Chyba powinienem pójść do spowiedzi.





originale peccatum.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz