Krypta ostatnimi dniami coraz ładniej wyglądała. Była pełna najróżniejszych kwiatów, zaczynając od stokrotek i kończąc na jednej, wielkiej, Jadowitej Tentakuli. Pojawiła się tam również prowizoryczna kanapa, stół z beczki i masa białego, delikatnego materiału, który oddzielał "salon" od ponurej reszty. Vivien musiała skupić na czymś myśli i uznała, że dekorowanie będzie najlepszym pomysłem. Chłopcy jeszcze tego nie widzieli, gdyż na czas nieokreślony dostali wyraźny zakaz zbliżania się do Krypty, która od tygodnia była w fazie remontu. Białym materiałem został również zasłonięty tryptyk Izydory oraz pusta myślodsiewnia, bo i tak były kompletnie bezużyteczne w oczach dziewczyny, a tylko szpeciły jej dzieło sztuki. Profesor Garlick z chęcią wydawała jej kolejne rośliny, które w miły, estetyczny sposób zapełniały puste miejsca.
- No i teraz można tu przebywać - klasnęła w dłonie, po czym położyła je na biodrach. - Chciałabym, żeby Ominis mógł to zobaczyć - westchnęła, spoglądając na swoją różdżkę.
Podniosła ją i znów wypowiedziała zaklęcie, jednak nic się nie stało. Kiedy sprawdzała, czy Starożytna Magia wciąż w niej jest, to wszystko działało bez zarzutu. Pokręciła głową i wymruczała pod nosem kilka niezrozumiałych przekleństw, po czym z impetem rzuciła się na kanapę. Zamknęła oczy i znów zobaczyła siebie, bez żadnych emocji na twarzy, przytulającej się do grobu Sebastiana. Współczuła tej Vivien. Nie wiedziała, jaką wielką stratę musiała ponieść i nawet nie starała się tego zrozumieć z szacunku do niej.
Po kilkunastu minutach się podniosła i po raz kolejny rozejrzała. Już jej się nie podobało.
Ostrożnie wyszła z Krypty, starając się, by nikt jej nie dojrzał, po czym ruszyła na Historię Magii. Całe zajęcia przespała wraz z Ominisem, który opierał swoją głowę na jej ramieniu. Tym razem nie widziała we wspomnieniach nic nowego, ale cieszyła się z tego, wszak zapamiętywała więcej szczegółów, które mogłyby jej pomóc wyleczyć Anne. W weekend miała się udać wraz z Sebastianem do Feldcroft, by powiedzieć jej o tym, że być może znalazła sposób na jej klątwę. Chciałaby uszczęśliwić Sallowa, a wyleczenie jego siostry było kolejnym krokiem do przywrócenia wzroku Ominisowi. Czuła, że wtedy będzie mógł być naprawdę szczęśliwy i już niczym nie musiałby się martwić. Zasługiwał na to. Westchnęła cicho i obudziła blondyna, kiedy zajęcia się skończyły. Uwielbiała patrzeć na jego zaspaną twarz, choć trudno było jej to przyznać.
- Chodź, idziemy - wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Zdajesz sobie sprawę, że doskonale potrafię poruszać się sam i nie potrzebuję ciągłej opieki, prawda? - założył ręce na piersi, a kiedy Vivien nie odpowiedziała, kontynuował. - Chcesz po prostu potrzymać mnie za rękę? - pokręcił głową i wyciągnął swoją dłoń.
- Wcale nie - mruknęła speszona, jednak i tak ją złapała.
Była teraz pora obiadowa, a oboje umierali z głodu. Wiedzieli, że spotkają tam też Sebastiana, który musiał wracać z zajęć Zaklęć i Uroków. Ku ich szczęściu, spotkali się w połowie drogi, a Sallow niemal natychmiast złapał Vivien za wolną dłoń. Ta zaczęła podskakiwać przy każdym kroku i wymachiwać rękoma, jednocześnie ściągając na siebie uwagę innych.
- Viv, zaraz mi ramię ze stawu wypadnie - odezwał się szatyn
- Przepraszam, że jestem szczęśliwa - zaczęła iść normalnie. - Chodźmy do Hogsmeade wieczorem.
- Mamy rano zajęcia - zauważył Ominis.
- Ale nie się upić. Ostatnio narozrabialiśmy, gdy wleciała ognista - westchnęła. - Miałam na myśli zwykłe, kremowe piwo.
- Oh, a ja myślałem, że byłaś wtedy zadowolona - głos blondyna był smutny, a on sam spuścił głowę.
- Też myślałem, że ci się podobało - Sallow odwrócił wzrok.
CZYTASZ
W uścisku węży [Sebastian x FemOC x Ominis]
FanfictionGdy Vivien Clarity przybyła do Hogwartu, nie spodziewała się niczego nadzwyczajnego. Marzyła tylko o spokojnym ukończeniu szkoły i o niczym więcej. Nie była przygotowana na to, że zawładnie sercami dwójki swoich najlepszych przyjaciół, którzy od rok...