XXIV

167 11 14
                                    

Dyrektor Black wygodnie siedział na krześle, przeglądając swoje dokumenty, które piętrzyły się na jego biurku. Wiedział, że z tym wszystkim będzie dużo roboty, ale nie, że aż tyle. Westchnął cicho, jednocześnie przecierając twarz dłonią. Kiedy porozmawiał o tym wszystkim ze swoją żoną, to zrozumiał, że decyzja, którą podjął była naprawdę dobra i tego warta. Ursula była jedyną osobą, do której zwracał się, gdy miał problem i jeszcze nigdy się nie zawiódł.

Otworzył szufladę i spojrzał na zdjęcie kobiety, mimowolnie się uśmiechając. Warto było pojąć ją za żonę.

- Dyrektorze?

Fineas gwałtownie zamknął szufladę, a na jego twarz znów wskoczyła obojętność. Przed nim stała panna Clarity, wciąż wychudzona i blada, ale chociaż w małym stopniu zniknęły jej cienie pod oczami. Dyrektor odchrząknął znacząco, po czym wskazał krzesło przed biurkiem, a ta na nim usiadła z wyraźną ulgą.

- Cóż, tak... - zaczął, przewracając pergaminy. - Możesz kontynuować naukę w Hogwarcie. Profesor Sharp wypisze ci to, co powinnaś nadrobić. A co do twojej sytuacji rodzinnej...

- Nie proszę o nic więcej, niż o ochronę mojej siostry - pokornie schyliła głowę. - Przynajmniej póki nie skończę szkoły. Po tym odpłacę się dziesięciokro...

- Jeszcze mi tego brakowało, bym pobierał pieniądze od moich uczniów - pokręcił głową, a w tym momencie do jego gabinetu wleciała sowa. - A cóż to? - mruknął do siebie, otwierając list.

Czytał go naprawdę długo, analizując każde słowo, które się na nim znajdowało. Po jakimś czasie podał go Vivien, która niepewnie chwyciła za pergamin. Black spoglądał na to, jak jej mimika co każde zdanie ulega zmianie, aż w końcu z jej oczu powoli zaczęły cieknąć łzy. Uniosła głowę, a Fineas ujrzał wzrok, którym patrzyła na niego tylko żona i dzieci. Wtedy wiedział, że podjął właściwą decyzję. Z resztą, obie były czystej krwi i nie wątpił, że młoda Clarity również wyląduje w Slytherinie, więc nawet jego reputacja pójdzie w górę.

- Ja... nie wiem, co powiedzieć - ostrożnie odłożyła list, jakby był najcenniejszą rzeczą na świecie. - Tak bardzo panu dziękuję...

- Nie płacz mi tutaj - skrzywił się, a mimo to podał jej chusteczkę. - Zasmarkasz mi wszystko.

- Najmocniej przepraszam - gorączkowo zaczęła wycierać swoją twarz. - Nie wiem, jak mogłabym się odwdzięczyć, naprawdę.

- Spraw, bym nie żałował tej decyzji - skinął głową, co oznaczało, że pozwala jej odejść.

- Nie zawiodę cię... tato? - powiedziała, stojąc już w drzwiach.

- Zaraz dostaniesz tygodniowy szlaban - westchnął, jednak dziewczyna już zniknęła.

Dyrektor dokończył swoje sprawy, po czym za pomocą kominka wrócił do swojego rodzinnego domu. Do jego nóg natychmiast przyczepiła się mała dziewczynka, którą od razu wziął na ręce. Podeszła do nich elegancka kobieta, której długie, czarne włosy swobodnie spływały po ramionach. Wokół niej biegała pozostała czwórka ich dzieci.

- I jak poszło? - zapytała, spoglądając na niego z zaciekawieniem.

- Jesteśmy bogatsi o dwójkę dzieci - pokręcił głową, wciąż nie mogąc w to uwierzyć.

- Kiedy przyjdzie nowa siostrzyczka? - dziewczynka pociągnęła go za wąsa.

- Belvino, ile razy mam powtarzać, że to mnie boli? - zmarszczył brwi, a po chwili usłyszał za sobą ciche pyknięcie.

W ich salonie pojawiła się mała, dziewczynka, której blond włosy wyróżniały się na tle reszty, wraz z przedstawicielem z Ministerstwa, który tylko skinął głową na przywitanie i tak samo szybko zniknął. Alice w sekundę została otoczona przez piątkę dzieci, które były mniej więcej w jej wieku. Ursula zauważyła, że dziewczynka boi się każdego nagłego ruchu, automatycznie kuląc się i mrużąc oczy. Westchnęła, nie mogąc uwierzyć, jak ktokolwiek mógł w ten sposób traktować swojego własnego potomka. Kobieta położyła dłoń na ramieniu swojego męża, szepcząc mu do ucha, że postąpił jak prawdziwy mężczyzna, co znacznie podbudowało mu i tak wysokie ego.

W uścisku węży [Sebastian x FemOC x Ominis]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz