XXIII

149 9 25
                                    

Pogoda na zewnątrz dopisywała, jakby pokazując, że ten dzień wręcz musi być cudowny. Mimo, iż był październik, słońce radośnie świeciło, ogrzewając gości w akompaniamencie chłodnego, ale nie zimnego, lekkiego wiatru. Niebo było praktycznie czyste, a niektóre chmury były w najbielszej bieli, jaka tylko istniała, a w dodatku wydawały się puszyste jak wełna. Kompletnie nie pasowało to do Vivien, która jedyne, co miała z tym wspólnego, to śnieżnobiałą suknię. Jej skóra była blada, oczy podkrążone i sine i była pewna, że nie ważyła teraz tyle, ile powinna. Przejrzała się w lustrze i westchnęła. Nie tak wyobrażała sobie swój ślub. W dodatku buty strasznie uwierały ją w stopy i czuła, że będzie miała otarcia. W pewnym momencie przyszedł po nią ojciec, który wciąż miał gniewną minę. Wyprowadził ją na zewnątrz i w końcu, po tylu miesiącach, mogła odetchnąć czystym, świeżym powietrzem. Przed wejściem na ceremonię za pomocą magii na jej okropny wygląd zostały nałożone poprawki, by nie wystraszyła swojego pana młodego. Ostrożnie weszła do namiotu, który w środku był z dziesięć razy większy, niż na zewnątrz. Skrzywiła się, tracąc dech przez zapach kwiatów i perfum gości, które mieszały się ze sobą w nieprzyjemny sposób. Cudem powstrzymała odruch wymiotny. Wtedy uniosła głowę, by po raz pierwszy spojrzeć na swojego przyszłego męża i o mało znów nie zwróciła wczorajszej kolacji.

Mężczyzna był starszy od niej, jednak tego samego wzrostu. Vivien nigdy nie uważała, że wysokość człowieka w jakikolwiek sposób o nim świadczy, dlatego nie zwróciła nawet na to uwagi. Zamiast tego skierowała wzrok na dziwne, zdecydowanie za szerokie ramiona i zbyt długie ręce. Miał krótkie, kędzierzawe włosy i jasnobrązowe oczy. Odrobinę się garbił, a na jego ustach malował się najobrzydliwszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała. Przełknęła ślinę. Zdecydowanie nie chciała oddać mu swojego pierwszego pocałunku. Mimo tego powoli podeszła wraz z ojcem do ołtarza. Kompletnie nie słuchała słów kapłana, nie mogąc oderwać wzroku od przerwy między jego jedynkami. Kiedyś uważała to za urocze, ale u niego było okropne i była pewna, że zmieściłaby tam co najmniej dwa galeony. W dodatku miał na sobie zdecydowanie zbyt duży i za bardzo zdobiony garnitur, który kompletnie mu nie pasował.

- ... Marvolo Gaunt i Vivien Clarity - do jej uszu doleciały te słowa.

Oczy rozszerzyły jej się do granic możliwości. Gaunt? Czy to była rodzina Ominisa? Jeszcze bardziej wystraszona spojrzała się w lewo, w stronę gości i zobaczyła coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Na jednej z ław siedzieli oni. Sebastian wpatrywał się w nią w nie mniejszym szoku. Obok niego siedział blondyn, którego brwi powędrowały ku górze tak bardzo, jak tylko jest to możliwe. Dziewczyna przełknęła ślinę i odwróciła wzrok. Poczuła, jak pod powiekami zbierają jej się łzy, ale była zbyt osłabiona, by płakać. Z trudem złapała mężczyznę za niezadbane dłonie, starając się na nie nie patrzeć. Kiedy już miała wypowiedzieć słowa swojej przysięgi, Alice, która do tej pory biegała i radośnie rozsypywała płatki kwiatów, przewróciła się, czym ściągnęła na siebie uwagę wszystkich.

- Uważaj jak latasz, gówniaro - odezwał się Marvolo, jednocześnie spluwając w jej stronę.

- Waż na słowa - warknęła czarnowłosa, niewidocznie wbijając paznokcie w jego skórę.

- Ja jestem twoim mężem. Musisz się mnie słuchać i przytakiwać na wszystko, co zrobię - odparł jej z uśmiechem, po czym puścił jedną dłoń i wyciągnął zza pasa swoją różdżkę. - A ta mała suczka musi się nauczyć odrobiny kultury - wziął zamach. - Crucio!

Ciało Vivien zadziałało mimowolnie. Rzuciła się w stronę czerwonego promienia, aby ochronić swoją siostrę. Gdy klątwa w nią uderzyła, upadła na ziemię. Zaklęcie było tak mocne, że nie miała nawet siły, aby krzyczeć. Czuła, jak każda komórka w jej ciele rozbija się na coraz mniejsze kawałeczki, aby po chwili złożyć i znów się roztrzaskać. Wiła się na podłodze, nie będąc w stanie wydać z siebie najmniejszego dźwięku, a Marvolo nie miał zamiaru przerwać. Jak nie wytresuje blondynki, to chociaż żonę sobie podporządkuje.

W uścisku węży [Sebastian x FemOC x Ominis]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz