XV

216 17 10
                                    

Wielka Sala rozbrzmiewała tysiącami rozmów i śmiechów. Wszyscy nie mogli doczekać się Nocy Duchów, która miała rozpocząć się za dwa dni. Dzięki zaangażowaniu prefektów i niektórych nauczycieli, dyrektor Black zgodził się zorganizować bal i poświętować ten dzień podobnie do mugoli, choć on sam o tym nie wiedział. Wtedy nigdy by się nie zgodził. Uczniowie zastanawiali się, za co mogliby się przebrać, przekrzykując się najróżniejszymi pomysłami.

Sebastian siedział cicho, raz po raz trzymając list, który dostarczyła mu parę minut wcześniej sowa. Był jednocześnie szczęśliwy i zdruzgotany. Palcami gładził litery, nie mogąc skupić się na niczym innym. W pewnym momencie zostawił swoje niedokończone śniadanie i wyszedł z pomieszczenia, chcąc przez chwilę zostać sam.

Drogi bracie,

Wyprowadzam się całkowicie ze Szkocji, dlatego piszę ten list. Poznałam wspaniałego mężczyznę, z którym chciałabym związać swoją przyszłość. Pomógł mi jednocześnie zniwelować, choć nie do końca, ból, który towarzyszy mi przy atakach. Chcę, żebyś to wiedział i nie martwił się o mnie. Niestety, ale nie wrócę do Hogwartu. Kocham Cię, jednak wciąż mam przed oczami tamten dzień i nie mogę o nim zapomnieć. Mam nadzieję, że odnajdziesz swoje własne szczęście i zaczniesz żyć dla siebie.

Anne

Sallow zamknął swoje oczy, czując, jak napływają do nich łzy. Siedział na swoim łóżku, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co czyta. Jasne, cieszył się, że jego bliźniaczka już nie cierpiała tak bardzo. Że znalazł się ktoś, kto pozwoli jej być szczęśliwym i być może wyleczy ją z klątwy, nie używając przy tym Czarnej Magii. Bolało go to, że wciąż nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Przecież on to wszystko robił dla niej! Staczał się w dół i pozwalał, by Ominis i Vivien staczali się razem z nim. Poświęcił dla Anne wszystko, co miał i tylko cudem uniknął Azkabanu.

- Można? - usłyszał czyjś cichy głosik.

Podniósł głowę i zobaczył te dwie osoby, którym zawdzięcza swoje życie. Przytaknął, jednocześnie podając list dziewczynie, a ta przeczytała go na głos. Zakończyła to cichym westchnięciem, po czym odłożyła pergamin na szafkę.

- Ja chciałem dobrze - głos Sebastiana zadrżał. - Uh, tak cholernie żałuję.

- Wiemy - Vivien spojrzała się na niego ze współczuciem.

- Dlaczego wy wciąż przy mnie jesteście? Po tym wszystkim...

- Sebastianie, nawet ja to wszystko zrozumiałem, choć potrzebowałem czasu - Ominis zajął miejsce obok niego. - Kochałeś Anne i nadal ją kochasz. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś, aby jej pomóc i choć nigdy nie będę popierał tych metod, to zaakceptowałem powód. Dlatego wciąż przy tobie jestem. Nie jesteś zły, Sebastianie.

- Po prostu potrzebujesz kogoś, kto będzie twardo trzymał smycz - zażartowała czarnowłosa, by choć trochę rozluźnić atmosferę.

- Nie wiedziałem, że lubisz dominować - Sallow się zaśmiał, jednocześnie rękawem wycierając mokre oczy.

- Bo ja... znaczy... to miał być żart - westchnęła, opadając na łóżko, które należało do blondyna. - Czasami jesteś niemożliwy.

- Ale chyba tym sprawiłem, że przy mnie zostaliście, prawda?

- Sprawiłeś to całym sobą - pocieszająco położyła mu rękę na ramieniu.

Anne miała rację, musiał zacząć żyć w końcu dla siebie, a skoro ona odnalazła swoje szczęście i zakochała się w kimś, to nie będzie jej w tym przeszkadzał.

W uścisku węży [Sebastian x FemOC x Ominis]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz