eight

112 14 25
                                    

Pov: Max

Obudziłam się z strasznym bólem głowy. Podniosłam się i od razu złapałam za obolałe miejsce na twarzy. Spojrzałam na telefon, który spokojnie spoczywał na stoliku nocnym, wskazywał godzinę 6:56. Z moich ust wydobyło się głośne westchnienie. To będzie mój drugi dzień w szkole. Tak bardzo nie chcę tam iść i znowu patrzyć na tych wszystkich szczęśliwych nastolatków, którzy cieszą się życiem.

Wiedziałam, że nie mogę opuścić szkoły, ponieważ moja mama by się dowiedziała i urządziła by mi kolejną awanturę. Od naszej poniedziałkowej kłótni nie wymieniany praktycznie słowa, przez co w domu panuje napięta atmosfera.

- Max wstawaj! - usłyszałam pukanie do drzwi przez co zakryłam się kołdrą chcąc pospać jeszcze kilka minut. Od śmierci Billy'ego nie pamiętam ani jednej nocy którą przespałam w stu procentach i nie miałam koszmarów. Tej nocy spałam ja nigdy dotąd, a żaden koszmar mnie nie nawiedził dlatego błagałam mamę w myślach, aby mi dzisiaj odpuściła.

Z tyłu głowy jednak miałam przeczucie, że mimo wszystko i tak pójdę do szkoły, więc nie ma sensu jej o to pytać. Nasilające się pukanie do drzwi sprawiło, że wstałam i ze złością otworzyłam szafę z której od razu wyleciało kilka ubrań. - Już wstałam! - krzyknęłam, a pukanie ustało. - Max przez ciebie spóźnię się do pracy! - krzyknęła kobieta z drugiego końca domu, a ja niechętnie włożyłam na siebie ubrania. - Już idę! - szybkim tempem skierowałam się do łazienki w celu zrobienia szybkiej porannej rutyny.

Umyłam zęby, uczesałam włosy i nałożyłam szybki makijaż, a następnie wyszłam z łazienki prawie, że uderzając drzwiami swoją mamę. Rudowłosa od razu zamknęła się w toalecie, a ja szybko pobiegłam do kuchni w celu wzięcia leków.

Otworzyłam pojemniczek z tabletkami i wysypałam kilka kapsułek na rękę. Popiłam je szybko wodą, a następnie schowałam pojemnik do swojego plecaka. Mam nadzieję, że moja mama nie zauważy zniknięcia tabletek uspokajających, które przepisał jej psychiatra po śmierci ojczyma.

Słysząc otwieranie drzwi założyłam buty i wyszłam na zewnątrz gdzie stał już samochód. Dzisiaj było o wiele zimniej niż wczoraj. Jasne chmury zasłaniały słońce, które za wszelką cenę chciało się ujawnić. Wiatr również był silniejszy niż wczoraj przez co moje dobrze ułożone włosy zaczęły się plątać. Przeklnęłam pod nosem żałując, że dzisiaj nie założyłam bluzy z kapturem.

Firanki na kempingach zaczęły poruszać się w przód i tył tym samym ukazując wnętrze przyczep. Widziałam starszą kobietę, która goniła za porwanym przez wiatr praniem. Muszę przyznać, że wyglądało to bardzo zabawnie.

Obok mojego domu stał duży las na którego nie zwracałam absolutnie uwagi, jednak głośny szelest odwrócił moją uwagę od kobiety, która próbowała złapać pranie. Kolejny szelest i kolejny... Nie było nic w tym dziwnego i gdyby nie szepty pomyślałabym, że to pewnie jakieś zwierzę. Ktoś mnie obserwował, a ja doskonale wiedziałam kto.

Gdy tylko podeszłam bliżej zauważyłam jak dwie osoby się schylają przez co prychnęłam pod nosem. Dwóch chłopaków, których nazywam stalkerami właśnie mnie śledzą. Zastanawia mnie tylko fakt jak znaleźli mój adres. To już zaszło naprawdę za daleko. Jestem w stanie zrozumieć obserwowanie mnie na korytarzu szkolnym, ale żeby przychodzić pod dom i obserwować mnie zza liści?

Nie wiem co oni sobie myśleli, ale jeśli sądzili, że ich nie zauważę to się grubo mylili. Widać ich z kilometra, a to, że schowali się za zwiędłym krzakiem nie sprawi, że będą niewidoczni. Zachowanie dwóch chłopaków strasznie mnie zirytowało, a przez moje ciało przeszła fala negatywnej energii. Zacisnęłam zęby i pewnym, szybkim krokiem zaczęłam kierować się w stronę lasu. Widziałam jak szelesty się pogłębiają, a chłopaki wzajemnie się popychają.

Dear Max |LUMAX|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz