𝟾

95 10 15
                                    

-Jebany- klął pod nosem Hongjoong kiedy kolejny raz upadł na ziemie

-Dużo pracy przed tobą kochaniutki- Seonghwa kliknął językiem, irytując tym młodszego jeszcze bardziej

Aktualnie trenowali atak oraz samoobronę co wyszkolonemu Parkowi szło o niebo lepiej niż umazanemu ziemią Kimowi. Uznali oddaloną od miasta łąkę za idealną do przeczekania trzech godzin do ich pociągu. Ponowna ucieczka, jednak tym razem z celem którym był opuszczony domek letniskowy ciotki Hongjoonga gdzie chłopak był dwa razy w dzieciństwie. Mimo to doskonale pamiętał lokalizacje oraz to jak bardzo oddalony od jakiejkolwiek cywilizacji sie znajdował. Uznali to za perfekcyjne miejsce do zatrzymania się na pare dni, bez obaw iż zaraz ktoś wpakuje w nich cały magazynek.

-Mam cie!- krzyknął Kim, wreszcie powalając Seonghwe. Oboje posiadali umiejętności oraz oboje mogli dużo się od siebie nawzajem nauczyć. Zanim jednak to miało nastąpić, musieli sobie zaufać lub chociażby pozbyć się wszystkich myśli o zabiciu drugiego podczas kiedy ten śpi. A to w mniemaniu obydwu było najcięższe do spełnienia.

-Udało ci się tylko dlatego że na to pozwoliłem krasnalu!- skłamał zdezorientowany chłopak, doceniając siłe młodszego

-Jak mnie nazwałeś popaprańcu?!- zareagował, mając ochotę zamordować Parka na miejscu

-Oh, czyli u niskich osób szwankuje również słuch?- zakpił starszy za co otrzymał dosyć mocny cios w policzek. Kłamstwem byłoby stwierdzenie iż się spodziewał. -Coś ty właśnie zrob...- nie dokończył czując pieczenie na drugiej stronie twarzy. I tyle starczyło aby Seonghwa stracił cierpliwość. Strącił z siebie Kim'a oraz niemal od razu odwdzięczył się za zaczerwienienia na ciele.

Mijały minuty a żaden nie miał zamiaru rezygnować. Okładali się nawzajem, zauważając jak duże umiejętności posiadają, co było interesujące zważając na ich młody wiek. Dźwięk budzika w telefonie Parka skutecznie ich od siebie odciągnął. Tym który pierwszy wstał był oczywiście sam brunet który wyłączył urządzenie, oznajmiając młodszemu iż pora ruszać na stację jeśli chcą zdążyć na pociąg.

-Nienawidzę cie- odpowiedział jedynie Kim zanim wstał z ziemi, ocierając krew lecącą mu z nosa. Jedno było pewne, Nie obejdzie się bez dziwnych spojrzeń ludzi.

°°°

Pare godzin w pociągu minęło im zaskakująco szybko zważając na niezręczną ciszę panującą pomiędzy nimi. Hongjoong z całej siły starał się ignorować istnienie bruneta, przez drogę wpatrując sie w widoki za oknem oraz myślając, bo miał o czym.
Seonghwa natomiast zabijał w sobie chęć wykrzyczenia jak bardzo irytuje go brudna twarz Kim'a. Park nienawidził brudu i nieporządku.

Wysiedli na stacji jako jedyni, momentalnie rozglądając się wokół siebie. Zastali pustkę, dokładnie tak jak szatyn wcześniej zapowiadał. I tak bardzo jak nie chciał się odzywać, tak musiał dowiedzieć się o ich położeniu. Westchnął więc oraz w ciemności odnalazł twarz Hongjoonga.

-Gdzie teraz?- zapytał lekko zachrypniętym głosem

-Ogranicz odzywanie się do mnie do minimum- odsyknął jedynie niższy zanim ruszył przed siebie, nie czekając na drugiego.

-To właśnie jest to minimum- fuknął pod nosem co Kim zignorował. -Ile zajmie droga?- zadał kolejne pytanie, nie mogąc wytrzymać irytującej już ciszy

-Jakieś piętnaście minut- odpowiedział a kiedy Park zadowolony miał już zamiar skomentować, Hongjoong obrócił się z kpiącym uśmieszkiem oraz dodał -autem-

-Słucham?!- niemal krzyknął. Był zmęczony i ostatnie czego potrzebował to ponad godzinny spacer z nadal rannym dzieciakiem.

-Oh czyli nóżki już w dupe wrosły?- ponownie zakpił młodszy

-Zamknij się pierdolona księżniczko. Odgrywasz się za to że wcześniej ze mną przegrałeś, czy jak?- dopytał

-Wyjaśnijmy sobie coś- Kim zatrzymał się gwałtownie oraz wbił swój stanowczy wzrok w oświetloną blaskiem księżyca twarz Seonghwy który korzystając z chwili przerwy wyjął paczkę papierosów. -Po pierwsze to wiesz że cie nienawidzę. Nie wiem skąd myśl że mogło by być inaczej. Po drugie, wygrałem z tobą więc jedynym który powinien kogoś pocieszać, jestem ja. Ale nie zrobię tego a w zamian będe rozkoszował się twoim bólem. A i ostatnie... Ile razy mam ci powtarzać żebyś nie palił przy mnie tego gówna?- jego ton był na tyle beszczelny że Park miał ochote zamordować nastolatka na miejscu. Zamiast tego zaciągnął się papierosem oraz dmuchnął dymem wprost w Kim'a. -Skurwiel-

-Beszczelny bachor- odwarknął starszy nim ponowili swoją podróż

Księżyc wyraźnie oświetlał drogę dwóm poobijanym nastolatkom którzy nie ukrywając, żałowali bójki. Hongjoong mimo iż nigdy nie był duszą towarzystwa, zastanawiał się co było powodem jego nienawiści do Parka. Uratował mu życie a on zamiast dziękować, chciał go zabić. Nie wiedział kiedy tak bardzo znienawidził ludzi, jednak jeśli chciał przeżyć, musiał dogadać się z brunetem. Mimo iż było to cholernie trudne biorąc pod uwagę irytujący charakter drugiego, musiał spróbować.

Seonghwa przeniósł zmęczony wzrok na Kima który zamyślony nadal utykał na ranną noge. Musiał pomóc niższemu aby w odpowiednim momencie mogli zaatakować bez zmartwień o Hongjoonga. Co jednak mógł zrobić sam z dala od jakiejkolwiek pomocy? W dodatku z kimś kto z jakiegoś powodu nienawidzi go z całego serca. Kim miał piekielnie trudny charakter a cierpliwość Parka powolnie się wyczerpywała. Brunet wyrzucił niedopałek papierosa który następnie zdeptał. Dogonił niższego i już miał pytać o drogę w czym uprzedził go widok drewnianego domku w oddali.

-Czy to już tutaj?- zapytał wykończony ponad godzinną wędrówką po zarośniętych wzgórzach. W opinii bruneta, nie można było wybrać bardziej beznadziejnego miejsca na domek wypoczynkowy... No chociaż brak jakichkolwiek ludzi w okolicy był zdecydowanie plusem.

-Zgadnij- prychnął młodszy, ukrywając przed drugim grymas bólu na twarzy. Noga bolała go jak jeszcze nigdy dotąd. Tak duże nadwrężanie jej było głupotą i błędem który mógł popełnić tylko ktoś bez wyobraźni. Jaki jednak Kim miał wybór? Nocować nad gołym niebem i pokazać Seonghwie swoje słabości? Wolał już odciąć sobie noge. Doszli do domku w przeciągu niecałych pięciu minut. I mimo grymasu, na twarzy młodszego pojawił się lekki uśmiech i cień ulgi.

-Więc wyjmuj klucze- ponaglił go zniecierpliwiony brunet

-Skąd miałbym wziąć klucze do domku martwej od kilkunastu lat ciotki?- odpowiedział bez emocji

-Chyba sobie żartujesz- warknął Park mając ochotę rzucić się na Hongjoonga. Szatyn niesamowicie go irytował. -Więc po cholere tutaj przyleźliśmy?! Co ty sobie wyobrażasz?!- nawet nie zarejestrował kiedy zaczął krzyczeć, pełen złości oraz rezygnacji.

-E e e...- cmoknął Kim z pełną satysfakcją ze zirytowania wyższego -Zamknij swój przepiękny ryjek i zacznij mnie doceniać- dodał oraz z kpiącym uśmiechem schylił się do doniczki z uschłym dawno drzewkiem. Z lekkim obrzydzeniem zaczął kopać w starej ziemi do momentu aż wyciągnął lekko zardzewiały kluczyk.

-Cholerny bachor. Jak ja cie nienawidze- odwarknął

-Oho szybko się rolę odwróciły- zachichotał cicho szatyn po czym bez problemu otworzył drzwi. Mimo wszystko, było warto.

















______________________________________
Hejka. PRZEPRASZAM ŻE AŻ TYLE PRZERWY BYŁO ALE WENY MI BRAKŁO W POŁOWIE. PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY JEŚLI SĄ I MAM NADZIEJE ZE NIKT NIE JEST ZLY. IDK CO JESZCZE NAPISAC. PRZEPRASZAM I TO CHYBA TYLE. DZIEKUJE ZA PRZECZYTANIE. DO NASTĘPNEGO. PAPAA<33

𝐓𝐔𝐑𝐁𝐔𝐋𝐄𝐍𝐂𝐄 | 𝑆𝑒𝑜𝑛𝑔𝐽𝑜𝑜𝑛𝑔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz