𝟸

104 15 4
                                    

Uchylił zmęczone powieki, niemal od razu panikując kiedy zauważył nieznane mu miejsce. Momentalnie uniósł się do siadu co było błędem. Czując mocny ból w nodze, z syknięciem ponownie upadł na poduszki. W jego głowie rozpętała się burza myśli kiedy ostatnim co pamiętał była polana zarośnięta stokrotkami. Ktoś najwyraźniej musiał go uratować a skoro leży właśnie na łóżku w zagraconym mieszkaniu zamiast w szpitalu, coś musiało być na rzeczy. Osoba która mu pomogła była powiązana z tym co wydarzyło się w lesie i on był tego pewien. Ponowił więc próbę zmienienia pozycji co tym razem wyszło. Spojrzał przelotnie na swoją nogę oraz zakrwawione prześcieradło pod nią. I naprawdę był pełen podziwu w jaki sposób rana została zszyta. Mimo okropnego bólu musiał zmusić się do wstania. W końcu niewiadomo czy właściciel lub właściciele mieszkania wkrótce nie wrócą pozbawiając go szansy na jakąkolwiek ucieczkę. Ustawił więc zdrową nogę na podłodze a zaraz za nią dodał drugą. I próba wstania naprawdę była błędem kiedy przez stratę zbyt dużej krwi zakręciło mu się w głowie.

Usłyszał hałas dochodzący z głębi mieszkania i wtedy wiedział już że nie jest sam. Jeśli chciał być wolny, musiał walczyć. Zacisnął mocno zęby zbierając się do opuszczenia łóżka. Zignorował zawroty głowy oraz okropny ból nogi, chwytając łom leżący w kącie pokoju. Teraz był już pewien że nie został uratowany przez kogoś o zdrowych zmysłach. Nie chcąc narobić hałasu zaczął powolnie utykać do uchylonych drzwi przez które wyjrzał. Jego oczom ukazał się ciemny korytarz mieszczący po lewej stronie jedyne drzwi oraz oświetlone pomieszczenie na końcu gdzie musiał znajdować się jego porywacz. Szatyn sam nie wiedział jak powinien go nazywać. Powolnie wyszedł zza drzwi oraz w milczeniu udał się w stronę pokoju. Po drodze zauważył jeszcze jedne drzwi zapewne wyjściowe które znajdywały się naprzeciwko. Niemożliwym więc było opuszczenie mieszkania niezauważonym.

Wychylił się więc lekko zza progu. Pomieszczenie okazało się małą kuchnią a nieznany chłopakowi brunet stał do niego tyłem, robiąc coś chaotycznie na blacie. Uznał to za idealną okazje do ataku. Ogłuszy go a później jak gdyby nigdy nic wyjdzie. Proste, prawda? Wcale nie kiedy na zewnątrz wciąż czaiła się na niego mafia, jednak nie to teraz było w jego głowie. Starając się w ciszy zbliżyć do nieznajomego, nieumyślnie stanął na bolącej nodze powstrzymując z całych sił krzyk bólu.

-Oh wreszcie się obudziłeś- usłyszał zachrypnięty niego głos przez co zamarł w miejscu. Wbił spojrzenie w nadal stojącego do niego plecami mężczyznę oraz nie widząc innego wyboru rzucił się na niego z łomem który tak szybko jak spróbował, tak szybko został mu odebrany. -Zostaw to bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę- wyższy zacmokał językiem, wyjmując z pomiędzy ust papierosa kiedy odłożył łom na blat za nim.

-Kim myślisz że jesteś?!- krzyknął wściekły Kim. -W tej chwili mnie stąd wypuść psycholu!- dodał na co brunet jedynie zachichotał

-Ah nie musisz aż tak bardzo dziękować mi za uratowanie życia. To drobiazg- zakpił. -A jeśli chodzi o wypuszczenie cie stąd... Powinienem to zrobić. Oni już o wszystkim wiedzą. Musimy uciekać- oznajmił powodując zmieszanie u szatyna

-O czym ty pieprzysz? Nigdzie z tobą nie pójdę- warknął stanowczo co skutkowało jedynie kolejnym chichotem

-Jeśli życie ci nie miłe, nie musisz- nieznajomy ponownie włożył papierosa między wargi oraz chwycił plecak który szybko zarzucił na jedno ramie. Z lekkim uśmiechem udał się do drzwi wyjściowych które otworzył. -Chciałbym tylko abyś wiedział że szef wyznaczył niezłą sumkę za twoją głowe- zakpił co rozbudziło niższego.

-Szef?- dopytał cicho bardziej sam siebie niż chłopaka stojącego w progu drzwi.

-Mój były szef. Mężczyzna zarządzający tysiącami ludzi w tym kraju- wyjaśnił brunet

𝐓𝐔𝐑𝐁𝐔𝐋𝐄𝐍𝐂𝐄 | 𝑆𝑒𝑜𝑛𝑔𝐽𝑜𝑜𝑛𝑔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz