Na pierwszy mecz quidditcha, który miał miejsce na początku października, wybrała się cała szkoła, nie wyłączając nauczycieli. Wszyscy uczniowie Ravenclaw'u i Slytherinu założyli szaliki w kolorach swoich domów i teraz zmierzali prędko korytarzami, by jak najszybciej dostać się na boisko.
Aurora podążała za tłumem, aż przy wyjściu z lochów dostrzegła opierającego się o ścianę Ominisa. Twarz zwróconą miał w stronę drzwi wyjściowych, przy których tłoczyli się uczniowie, ręce skrzyżował na piersi, a w dłoni trzymał luźno nieużywaną w tym momencie różdżkę. Dziewczyna przystanęła na sekundę, po czym podeszła do niego.
- Nie idziesz na mecz? - spytała, zatrzymując się tuż obok.
Ślizgon odwrócił głowę, jego niewidzące oczy natrafiły na wzrok Aurory.
- Raczej nie. Siedzenie samemu na trybunach nie wydaje się być interesującym sposobem na spędzanie czasu - odpowiedział swoim spokojnym głosem, którego brzmienie koiło duszę.
- To chodźmy razem - zaproponowała. - Pierwszy raz idę na mecz quidditcha i przyda mi się towarzystwo.
- Nie idziesz z Sebastianem?
- Nie mam pojęcia, gdzie on teraz jest. Zniknął zaraz po lekcjach. Poza tym, przecież nie muszę spędzać czasu tylko z nim, prawda?
Tak naprawdę od momentu, w którym podsłuchała rozmowę chłopaków w krypcie, starała się więcej czasu przebywać w towarzystwie Ominisa niż Sebastiana. Nie dlatego, że ten drugi zrobił coś złego. Zwyczajnie nie spodobało jej się, jak nazwał ją jedynie jego przyjaciółką, a nie też Ominisa. Chciała zrobić mu trochę na złość.
Nie było to nic wielkiego. Jadła posiłki w towarzystwie Ominisa, czasami dosiadywała się do niego w bibliotece, innym razem wspólnie przechodzili z jednej klasy do drugiej. Sebastian póki co nie komentował tego, choć czasami widziała cień niechęci w jego oczach.
Swoją nieobecność tamtego dnia w krypcie wytłumaczyła bólem głowy. Spotkała się z Sebastianem innego dnia i obejrzała listy znalezione w skryptorium. Niewiele z nich rozumiała.
Ominis opuścił ręce wzdłuż ciała. Kącik jego ust powędrował odrobinę do góry.
- Prawda - zgodził się. - Chodźmy więc. Nie chcemy, żebyś spóźniła się na pierwszy mecz.
***
Aurora była pewna, że tylko dzięki magii drewniane trybuny były w stanie udźwignąć tyle osób. Razem z Ominisem znaleźli miejsce wśród innych ślizgonów, a gdy tylko usiedli, powietrze przeciął dźwięk gwizdka profesor Kogawy i w sumie czternastu zawodników wzbiło się w powietrze.
Gryfon siedzący wśród nauczycieli komentował poczynania ślizgonów i krukonów, między którymi przelatywały trzy piłki - kafel i dwa tłuczki. Dwie osoby (jedną z nich był Everett) unosiły się na swoich miotłach wyżej, wytężając wzrok w poszukiwaniu złotego znicza.
Aurorze bardzo szybko udzielił się podekscytowany nastrój otaczających ją uczniów. Gdy ślizgoni zdobywali punkty, klaskała głośno, a gdy jeden z tłuczków mijał któregoś z ich zawodników o milimetry, łapała ze zdenerwowaniem nadgarstek Ominisa. Chłopak śmiał się co chwila z tego, jak bardzo się zaangażowała.
Mecz nie trwał długo, ponieważ Everett bardzo szybko odnalazł znicza, kończąc wydarzenie wygraną krukonów, którzy wybiegli na boisko uściskać swoją drużynę. Ślizgoni za to opuścili trybuny z niezadowoleniem, mamrocząc pod nosami.
- Ale graliśmy bardzo dobrze! - powiedziała Aurora do Ominisa. Oboje szli na końcu grupy uczniów, powracających do zamku.
- Jesteśmy drugą najlepszą drużyną - chłopak wzruszył ramionami, jak zwykle z wrodzoną elegancją. - Niestety krukoni są na pierwszym miejscu. Mają silną drużynę.
CZYTASZ
Wężousty | Ominis Gaunt
FanfictionStarożytna magia jest potęgą, a po potęgę sięgają czarne charaktery. Co jednak, jeśli samemu wejdzie się do gniazda węży? Po wszystkim co działo się na piątym roku nauki w Hogwarcie, ślizgonka Aurora Volien, czarownica panująca nad starożytną magią...