Aurora stała przy bulgoczącym kociołku z podwiniętymi rękawami i skupiała się na powstrzymywaniu odruchów wymiotnych. Garreth Weasley czekał obok z wyciągniętą w jej stronę drewnianą łyżką i słoikiem.
- Dasz radę. Przecież to nic takiego - powiedział z rozbawieniem w głosie.
Ślizgonka pokręciła głową, zasłaniając usta ręką.
- Nie ma mowy. To jest... obrzydliwe.
Gryfon zaśmiał się, podsuwając słoik jeszcze bliżej niej.
- Wyciskałaś już pijawki i wyciągałaś jad z kłów pająków, co też było obrzydliwe.
- Ale to jest bardziej - odparła, uchylając jedną powiekę, by zerknąć ponownie na słoik.
Od razu tego pożałowała.
- Zrób to za mnie - jęknęła.
Słoik był bowiem wypełniony glutowatymi, biało-zielonymi smarkami trolla. Na samą myśl o nabraniu ich łyżką dziewczynie robiło się niedobrze.
- To twój eliksir. No dawaj, jeden ruch i będzie po wszystkim - Garreth nie ustępował.
- Nie - odpowiedziała krótko, gotowa zgłosić swoją porażkę profesorowi Sharpowi.
- Nie przesadzaj, przecież cię nie ugryzą.
Podsunął słoik smarków jeszcze bliżej i Aurora niemal odskoczyła, ale wtedy wyczuła zmianę w humorze Garretha i nim zdążyła obejrzeć się przez ramię, Ominis stanął obok niej z różdżką rozświetloną czerwienią.
- Możesz już iść. Ja jej pomogę - oznajmił z twarzą zwróconą w stronę gryfona.
- Właściwie to powinna zrobić to sama, żeby się nauczyć... - zaczął Garreth, jednak ślizgon wszedł mu w słowo.
- Nie prosiłem o zgodę.
Chłopak uniósł ręce w pokojowych geście, niemal wylewając smarki ze słoika.
- Dobrze, już dobrze...
Po czym odstawił paskudny składnik na blat i odszedł do swojego stanowiska, oglądając się jeszcze nerwowo.
Ominis wręczył swoją różdżkę Aurorze, by przytrzymała ją na moment, a sam zbliżył się do blatu. Jak większość uczniów w sali, nie miał na sobie szkolnej szaty, gdyż przez wszystkie warzone eliksiry, w pomieszczeniu było niezwykle ciepło. Rękawy białej koszuli podwinął do góry, odsłaniając blade, smukłe przedramiona.
- Dziękuję - mruknęła ślizgonka, starając się skupić wzrok na chłopaku, a nie na słoiku. Okazało się nie być to takie trudne. - Już miałam zamiar się poddać.
- Walczyłaś z goblinami, ale zadanie na eliksirach cię przerosło? - spytał z lekkim uśmiechem, w którym nie było ani grama złośliwości.
- Nawet gobliny nie były tak obrzydliwe jak te... smarki - przyznała, odwracając wzrok, by jej nie zdradził i nie skierował się na słoik.
Ręce Ominisa poruszały się zgrabnie, gdy nabierał składnik na drewnianą łyżkę i przekładał go do kociołka. Dziewczyna stała na tyle blisko chłopaka, że mimo wielu unoszących się w powietrzu zapachów składników do eliksiru niewidzialności, wyczuła orzeźwiającą woń cytrusowych perfum ślizgona.
- Gotowe - oznajmił, odsuwając się o krok od blatu. Aurora oddała mu różdżkę. - Poradzisz sobie z resztą?
- Tak, muszę jeszcze tylko pokroić skaczące muchomory. Jeszcze raz dziękuję.
Chłopak skinął głową.
- Nie ma problemu.
Zanim zdążył odejść do swojego stanowiska, Aurora bez namysłu złapała jego dłoń, zatrzymując jeszcze na chwilkę.
CZYTASZ
Wężousty | Ominis Gaunt
FanfictionStarożytna magia jest potęgą, a po potęgę sięgają czarne charaktery. Co jednak, jeśli samemu wejdzie się do gniazda węży? Po wszystkim co działo się na piątym roku nauki w Hogwarcie, ślizgonka Aurora Volien, czarownica panująca nad starożytną magią...