Rozdział 12

458 36 22
                                    

Aurora stała przy bulgoczącym kociołku z podwiniętymi rękawami i skupiała się na powstrzymywaniu odruchów wymiotnych. Garreth Weasley czekał obok z wyciągniętą w jej stronę drewnianą łyżką i słoikiem.

- Dasz radę. Przecież to nic takiego - powiedział z rozbawieniem w głosie.

Ślizgonka pokręciła głową, zasłaniając usta ręką.

- Nie ma mowy. To jest... obrzydliwe.

Gryfon zaśmiał się, podsuwając słoik jeszcze bliżej niej.

- Wyciskałaś już pijawki i wyciągałaś jad z kłów pająków, co też było obrzydliwe.

- Ale to jest bardziej - odparła, uchylając jedną powiekę, by zerknąć ponownie na słoik. 

Od razu tego pożałowała.

- Zrób to za mnie - jęknęła.

Słoik był bowiem wypełniony glutowatymi, biało-zielonymi smarkami trolla. Na samą myśl o nabraniu ich łyżką dziewczynie robiło się niedobrze.

- To twój eliksir. No dawaj, jeden ruch i będzie po wszystkim - Garreth nie ustępował.

- Nie - odpowiedziała krótko, gotowa zgłosić swoją porażkę profesorowi Sharpowi.

- Nie przesadzaj, przecież cię nie ugryzą.

Podsunął słoik smarków jeszcze bliżej i Aurora niemal odskoczyła, ale wtedy wyczuła zmianę w humorze Garretha i nim zdążyła obejrzeć się przez ramię, Ominis stanął obok niej z różdżką rozświetloną czerwienią.

- Możesz już iść. Ja jej pomogę - oznajmił z twarzą zwróconą w stronę gryfona.

- Właściwie to powinna zrobić to sama, żeby się nauczyć... - zaczął Garreth, jednak ślizgon wszedł mu w słowo.

- Nie prosiłem o zgodę.

Chłopak uniósł ręce w pokojowych geście, niemal wylewając smarki ze słoika.

- Dobrze, już dobrze...

Po czym odstawił paskudny składnik na blat i odszedł do swojego stanowiska, oglądając się jeszcze nerwowo. 

Ominis wręczył swoją różdżkę Aurorze, by przytrzymała ją na moment, a sam zbliżył się do blatu. Jak większość uczniów w sali, nie miał na sobie szkolnej szaty, gdyż przez wszystkie warzone eliksiry, w pomieszczeniu było niezwykle ciepło. Rękawy białej koszuli podwinął do góry, odsłaniając blade, smukłe przedramiona. 

- Dziękuję - mruknęła ślizgonka, starając się skupić wzrok na chłopaku, a nie na słoiku. Okazało się nie być to takie trudne. - Już miałam zamiar się poddać.

- Walczyłaś z goblinami, ale zadanie na eliksirach cię przerosło? - spytał z lekkim uśmiechem, w którym nie było ani grama złośliwości. 

- Nawet gobliny nie były tak obrzydliwe jak te... smarki - przyznała, odwracając wzrok, by jej nie zdradził i nie skierował się na słoik.

Ręce Ominisa poruszały się zgrabnie, gdy nabierał składnik na drewnianą łyżkę i przekładał go do kociołka. Dziewczyna stała na tyle blisko chłopaka, że mimo wielu unoszących się w powietrzu zapachów składników do eliksiru niewidzialności, wyczuła orzeźwiającą woń cytrusowych perfum ślizgona. 

- Gotowe - oznajmił, odsuwając się o krok od blatu. Aurora oddała mu różdżkę. - Poradzisz sobie z resztą?

- Tak, muszę jeszcze tylko pokroić skaczące muchomory. Jeszcze raz dziękuję.

Chłopak skinął głową.

- Nie ma problemu.

Zanim zdążył odejść do swojego stanowiska, Aurora bez namysłu złapała jego dłoń, zatrzymując jeszcze na chwilkę.

Wężousty | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz