Rozdział 28

385 27 26
                                    

**Ominis**

Tego ranka to Ominis jako pierwszy pojawił się w jadalni. Siedział przy pustym stole, obracając w dłoniach powoli swoją różdżkę, czekając na resztę rodziny. Nagi wiła się po nim, zamiast siedzieć spokojnie i posykiwała groźnie.

Był gotów roznieść posiadłość na strzępy, jeśli ktoś zaraz nie udzieli mu odpowiedzi.

Wieczorem odesłał Nagi do Aurory, po czym wąż wrócił niemal natychmiast i poinformował, że dziewczyny nie ma w pokoju. Ominis przeszukał z gadziną cały dom, jednak nigdzie jej nie znalazł. Potem wrócił do sypialni ślizgonki, a Nagi opisywała mu co znajduje się w pokoju.

Zostały wszystkie rzeczy Aurory, poza różdżką. Nie mógł się zdecydować czy to go pociesza, czy bardziej martwi.

Dziewczyna nie wróciła przez całą noc. Wątpił, by wyszła gdziekolwiek bez niego, lub chociaż nie pozostawiła żadnej wiadomości.

Gniew rósł w Ominisie z każdą minutą, groźny i zimny jak lód. Wydobędzie informacje ze swojej rodziny, choćby miał użyć siły. Albo zaklęć niewybaczalnych. W tym momencie chyba niewiele różnił się od reszty Gauntów, ale nawet go to nie obchodziło. Wiedział, że coś stało się z Aurorą i zamierzał ją odnaleźć.

Nagi sprężyła ciało jak do ataku, gdy w korytarzu przed jadalnią rozległy się kroki. Przysunęła łeb do ucha ślizgona i syknęła cicho:

- Twój ojciec.

Ominis skinął powoli głową. Postanowił poczekać, aż ojciec wejdzie do jadalni.

Jeśli to on za tym stoi, zabije go. I przy okazji zemści się za całą traumę, jaką zgotowano mu w dzieciństwie.

Kroki były coraz bliżej, aż rozbrzmiały w jadalni. Wtedy się zatrzymały. 

- Postanowiłeś dzisiaj przybyć na śniadanie, synu? - rozległ się głos Gaunta.

Ominis bardzo wolno podniósł się z miejsca. Nagi zsunęła się na ziemię. 

Pozwolił rozbłysnąć swojej różdżce, by lepiej zorientować się w pozycji ojca. A potem, szybko niczym leżący na podłodze wąż, dopadł do niego i przycisnął go do ściany, przykładając różdżkę do jego szyi.

- Gdzie jest Aurora? Gadaj natychmiast - rozkazał lodowatym głosem. 

Ojciec sapnął.

- O co ci chodzi, chłopcze? - spytał. W jego tonie rosła złość.

- Wiesz dobrze, o co chodzi - odwarknął Ominis. Choć nie widział, oczy zwrócił w kierunku oczu ojca. - Co z nią zrobiliście? Gdzie jest?

- Zapominasz się, synu - ostrzegł Gaunt. - Chyba że bardzo chcesz sobie przypomnieć, jak to jest mnie zdenerwować!

Ominis puścił go i odsunął się na trzy kroki. Różdżkę wycelował prosto w jego pierś.

- Tak? To stań ze mną do walki! Zobacz, czego twój syn nauczył się przez te lata w Hogwarcie! - W głosie ślizgona próżno było szukać miłosierdzia. - Ale najpierw powiesz mi, gdzie jest Aurora.

Na te słowa Nagi rzuciła się do przodu i wbiła kły lśniące jadem w nogę Gaunta. Ojciec Ominisa krzyknął i padł, gdy wąż go puścił i wrócił do chłopaka.

- Jej jad rozchodzi się po ciele bardzo szybko - poinformował złowrogo Ominis. - Gadaj, a Nagi go wyssie. 

Jego ojciec stęknął kilka razy.

- Synu... synu, pomóż mi. Chyba nie chcesz mnie zabić?

Ale Ominis nawet nie mrugnął.

- Mów.

Do jadalni wszedł ktoś jeszcze. Po zduszonym okrzyku rozpoznał swoją rodzicielkę. Wycelował w nią różdżkę.

- Nie podchodź, matko - ostrzegł. - Chyba że chcesz do niego dołączyć.

To skutecznie zatrzymało kobietę w miejscu. Zamilkła, przerażona.

- Nic nie wiem o twojej przyjaciółce! - krzyknął ojciec. - Ostatni raz widziałem ją wczoraj na kolacji, przysięgam! Przysięgam!

Panika w głosie ojca była szczera, tak samo jak jego odpowiedź. Ominis zacisnął zęby, ale skinął na węża. Nagi wbiła kły w ukąszenie i odessała jad. Gdyby nie była magicznym wężem, dla Gaunta nie byłoby ratunku.

- Masz szczęście, że potrafisz być przekonujący - rzucił, opuszczając jadalnię.

Jeśli to nie ojciec, pozostają jego bracia i kuzyni. Morfin pierwszego dnia zawiesił oko na Aurorze. Denis ostrzegał, że pożałują pojawienia się w domu. Paru kuzynów szeptało o dziewczynie zbereźnie. 

Jednak zanim ruszył, by się z nimi skonfrontować, skierował kroki do pomieszczenia, które odwiedził w pierwszej kolejności po przybyciu do domu. Otworzył na oścież drzwi, za którymi znajdowało się terrarium. Wydał polecenie.

Kilkanaście węży rozpełzło się po posiadłości w poszukiwaniu Aurory.

***

**Aurora**

Nie miała pojęcia ile czasu już minęło, ale była głodna, było jej zimno, a jej sukienka była mokra od panującej w pomieszczeniu wilgoci.

Zdążyła sprawdzić zasięg łańcucha. Gdy była w odległości trzech kroków od ściany mogła jeszcze stanąć na prostych nogach, ale nie mogła wtedy wykonać już ani kroku więcej. 

- Gdybym tylko miała różdżkę... - szepnęła do siebie, odchylając głowę do tyłu. Zwykła Alohomora załatwiłaby sprawę.

Jej wzrok przyzwyczaił się już do panującego mroku i teraz wyraźniej widziała mugoli, siedzących po drugiej stronie. Wszyscy mieli na rękach identyczne kajdany, które też przymocowano do ściany. Rozpoznała małżeństwo, które było torturowane po kolacji. Wyglądali na najbardziej przytomnych ze wszystkich.

Przyglądali jej się z przerażeniem. Zapewne widzieli ją wtedy, siedzącą na podłodze. Nie obchodziło ich to, że teraz sama tkwiła uwięziona, zupełnie jak oni.

Oparła się na powrót o ścianę. Nienawidziła bezsilności, w jakiej się znalazła. Nawet starożytna magia w jej żyłach ucichła.

Przymknęła oczy i czekała. Czekała na Ominisa, który zabierze ją stąd i uratuje od swojego okrutnego kuzyna. 

Wtedy usłyszała zbliżające się kroki.

Otworzyła oczy z mocno bijącym sercem, ale to nie Ominis pojawił się w pomieszczeniu, tylko Amos. Z tym swoim paskudnym uśmiechem.

- Tak jak obiecałem, wróciłem - oznajmił, rozkładając ręce.

Aurora odwróciła głowę w przeciwnym kierunku. Nie miała zamiaru na niego patrzeć.

- Podjęłaś już decyzję, droga przyjaciółko?

Mugole pod ścianą trzęśli się ze strachu. Czarnoksiężnik ukucnął przy ślizgonce.

- Nie chcesz ze mną rozmawiać? - spytał zawiedzionym tonem. - Cóż, masz dzisiaj szczęście. Jestem w dobrym humorze i dam ci jeszcze jeden dzień na zastanowienie się.

Złapał ją brutalnie na policzki i obrócił jej głowę tak, by musiała na niego spojrzeć.

- A powodem mojego wybornego nastroju jest, o Merlinie, mój głupiutki kuzyn - uniósł brwi w zaskoczeniu, po czym się zaśmiał. - Dasz wiarę, że przestraszony, cichy Ominis terroryzuje w tej chwili całą posiadłość?

Aurora mrugnęła. Więc była tu wystarczająco długo, by ślizgon się zorientował. I szukał jej. 

- Ale nie martw się, księżniczko - podjął Amos. - Już ze mną rozmawiał. A ja potrafię być bardzo, ale to bardzo przekonujący. Już nie jestem na jego liście podejrzanych. A ty znajdujesz się w miejscu, o którym on nie ma pojęcia, także...

 Pstryknął ją w nos i ponownie zachichotał.

- Widzimy się jutro.

A potem przycisnął usta do jej policzka i pocałował ją.

Wężousty | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz