Zaklęcie niewybaczalne trafiło Ominisa, odrzucając go do tyłu. Tak jak podczas burzy niebo rozdarte zostaje błyskawicą, tak teraz spokojne powietrze przeciął przenikliwy krzyk bólu.
Aurora dopadła do leżącego na ziemi chłopaka, którego ciało napięło się do granic możliwości pod wpływem straszliwego cierpienia. Rozczapierzone palce rąk, plecy wygięte w łuk i głowa odchylona do tyłu... Wił się z bólu, krzycząc i nie mogąc nabrać powietrza.
Złapała go za ramiona. Czuła, jak serce jej krwawi. Odwróciła gwałtownie głowę w stronę Sebastiana. Jej policzki były już mokre od łez.
- Przestań! - krzyknęła rozpaczliwie. - To go boli!
Ale w oczach Sebastiana widziała tylko okrucieństwo. Trzymał pewnie różdżkę, nadal wymierzoną w Ominisa i skrzącą się czerwonymi iskrami.
Jak mógł to zrobić? Wiedział, że Ominis był kiedyś torturowany Cruciatusem przez swoją rodzinę. Jak mógł, jak śmiał, zrobić mu coś takiego?!
- Błagam cię, przestań! Sebastianie!
Gorące łzy kapały z policzków dziewczyny, podczas gdy Ominisa przeszywały kolejne spazmy bólu. Starożytna magia w jej żyłach szalała, gotowa się wydostać, gotowa pomóc, gotowa bronić, ale Aurora nie miała różdżki, nie miała...
Tuż przy głowie Ominisa leżała jego różdżka. Musiała wystarczyć.
Chwyciła ją szybko, zerwała się na równe nogi i ledwo zdążyła wymierzyć ją w stronę Sebastiana, a starożytna magia wystrzeliła na świat. Jasny jak blask gwiazdy strumień uderzył w atakującego ślizgona i odrzucił go kilka metrów dalej.
Pamiętała, że ból odpuszczał powoli, dlatego Ominis za jej plecami nadal krzyczał, mimo zerwanego połączenia, chociaż mógł już zaczerpnąć powietrza. Aurora stała pewnie na nogach, zasłaniając chłopaka. Wokół różdżki, rąk i nóg przeskakiwały białe błyskawice - starożytna magia, postawiona nadal w pełnej gotowości.
Sebastian podnosił się chwiejnie z ziemi. Odwrócił twarz ku dziewczynie. Spojrzał na nią dziko, potem na Ominisa i wtedy w jego oczach pojawiły się przerażenie i żal. Dotarło do niego, co zrobił.
Za późno.
- Wynoś się stąd! - krzyknęła do niego nadal z oczami pełnymi łez. - Idź sobie! Nie chcę cię widzieć!
Ślizgon otwierał usta, by coś powiedzieć, ale ona uniosła tylko wyżej różdżkę. To go powstrzymało. Wpatrywał się jeszcze chwilę ze strachem w dwójkę przyjaciół, a potem pobiegł w przeciwną do Wielkiej Sali stronę.
Aurora, gdy tylko straciła go z pola widzenia, wróciła do Ominisa. Uklękła na ziemi i pochyliła się nad nim. Jego krzyki zmieniły się w bolesne jęczenie i stękanie.
- Ominis... Zaraz będzie dobrze. Wytrzymaj jeszcze chwilkę.
Rozejrzała się wokół. Jej wzrok spoczął na niedalekim małym kominku sieci Fiuu. Mogła mu pomóc, ale musiała go na chwilę zostawić.
- Wrócę za sekundkę - rzuciła tylko z przejęciem. Emocje nadal nią targały.
Podbiegła jak najszybciej potrafiła do kominka, nabrała proszek w garść i rzuciła go, po czym weszła w zielone płomienie, mówiąc:
- Pokój Życzeń!
Na chwilę wszystko się rozmazało, zakręciło, a potem stała już w swoim sekretnym pomieszczeniu. Spokojna, przytulna aura panująca w pokoju ani trochę nie pasowała do tego, co dziewczyna właśnie przeżywała.
- Smyk cieszy się na pani widok! - usłyszała głos domowego skrzata, który mieszkał w jej Pokoju Życzeń.
- Smyku, potrzebuję szybko eliksir wiggenowy - oznajmiła. Skrzat stał blisko stoisk do warzenia eliksirów, a Aurora pamiętała, że miała jeszcze trochę leczącego płynu.
Dobiegła do kociołków, skrzat już wyciągał do niej ręce z fiolką wypełnioną zieloną cieczą. Rzuciła szybkie podziękowanie i pognała z powrotem na dziedziniec przed Wielką Salą, używając ponownie proszku Fiuu.
Ominis leżał w tym samym miejscu, w którym go zostawiła, pojękując cicho. Jego ciało oblało się zimnym potem a twarz była bardziej blada niż zwykle.
- Wypij. To eliksir wiggenowy.
Uniosła dłonią głowę chłopaka, a drugą ręką przysunęła do jego ust fiolkę. Wypił wszystko, krzywiąc się na echo bólu w jego ciele. Jednak już po chwili kolory zaczęły wracać na jego twarz, a oddech się uspokoił. Usiadł.
- Dziękuję - szepnął.
Aurora sięgnęła ręką do jego czoła, potem przeczesała palcami jego włosy. Dopiero teraz zaczęła się trząść, adrenalina opuściła jej ciało, a starożytna magia ucichła.
- Czy wszystko już w porządku? - spytała. Musiała mieć pewność.
- Tak. Tak, już dobrze - odparł cichym głosem.
Fizycznie było dobrze. Ale wiedziała, że psychicznie dojście do siebie zajmie dłużej. Dlatego pomogła mu wstać i wręczyła różdżkę, którą jednak schował do kieszeni, a potem ujął jej dłoń.
- Zabiorę cię w bezpieczne miejsce - powiedziała. - Odpoczniesz. Sebastian nas tam nie znajdzie.
- Nie idziemy do krypty?
- Nie. Idziemy do miejsca, którego nikt inny nie zna.
Ruszyli powoli przez dziedziniec, weszli do Hogwartu i przemierzali kolejne korytarze i schody, wspinając się na siódme piętro. Przez cały ten czas Ominis nie wyciągał różdżki, decydując się na podążanie za Aurorą. Jego chłodne palce oplatały stanowczo acz delikatnie dłoń dziewczyny.
W krótkim korytarzu rozległ się szczęk i na gołej ścianie pojawiły się drzwi. Weszli przez nie prosto do przytulnego pomieszczenia pełnego kociołków, doniczek i dekoracji.
- To mój Pokój Życzeń - oznajmiła. - Możemy zostać tutaj, albo... wyjść na plażę.
Na bladej twarzy ślizgona pojawiło się niezrozumienie, ale zdecydował, że na pytania będzie czas później.
- Możemy wyjść na plażę.
Poprowadziła go przez pokój, po schodach, prosto do magicznego przejścia, za którego sprawą znaleźli się na skąpanej w promieniach słońca plaży, po której spacerowały testrale i jednorożce.
Usiedli na piasku, w bezpiecznej odległości od fal. Aurora przytuliła Ominisa. Chłopak objął ją mocno i schował twarz w jej ramieniu.
Ten wieczór zaczął się przepięknie. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że skończył się w tak straszny sposób. Utwierdziła się natomiast w jednym.
Tego nie będzie w stanie wybaczyć Sebastianowi.
CZYTASZ
Wężousty | Ominis Gaunt
FanfictionStarożytna magia jest potęgą, a po potęgę sięgają czarne charaktery. Co jednak, jeśli samemu wejdzie się do gniazda węży? Po wszystkim co działo się na piątym roku nauki w Hogwarcie, ślizgonka Aurora Volien, czarownica panująca nad starożytną magią...