Aurora przebudziła się z samego rana i otworzyła oczy tylko po to, by na drugiej poduszce dostrzec parę żółtych, wpatrujących się w nią ślepi.
Wydała zduszony okrzyk i niemal spadła z łóżka. Wąż syknął krótko, zupełnie jakby się z niej śmiał.
Wycelowała w niego palec.
- To nie jest śmieszne!
Nagi wytknęła język, po czym spełzła na podłogę i zwinęła się przy drzwiach. Utkwiła w ślizgonce wyczekujące spojrzenie, a przynajmniej tak to wyglądało.
- Jak w ogóle się tu dostałaś? - spytała, jednak gad, mimo swojej wybitnej inteligencji, nie potrafił mówić.
Aurora wstała z łóżka, przebrała się w identyczną do wczorajszej sukienkę, tylko że w kolorze nocnego nieba i rozczesała szybko włosy. Potem zerknęła na węża.
- Rozumiem, że gdzieś idziemy?
Podeszła do drzwi i otworzyła je. Nagi wypełzła na zewnątrz, a następnie ruszyła pod sypialnię Ominisa, gdzie syknęła głośno. Parę uderzeń serca później ślizgon wyszedł ze swojego pokoju, ubrany w czarne spodnie, buty sięgające kolan i białą koszulę. W ramionach trzymał dwa płaszcze, z czego jeden wyciągnął w stronę Aurory.
- Załóż. Chcę pokazać ci jedno miejsce. I zjemy tam też śniadanie - oznajmił cicho.
Na jego twarz powrócił ostry wyraz, zupełne przeciwieństwo tego, co widziała wczoraj, gdy siedziała mu na kolanach, on bawił się jej rozpuszczonymi włosami, a jedynymi dźwiękami w pokoju było brzmienie ich pocałunków...
Na twarz dziewczyny wypłynął gorący rumieniec.
Przyjęła płaszcz, niezwykle przyjemny w dotyku i zarzuciła go na siebie. Potem Ominis złapał ją za rękę i ruszyli pustymi korytarzami. Nagi postanowiła pełznąć obok nich, zamiast opleść się wokół swojego pana.
Już niemal wychodzili na zewnątrz przez tylne wyjście, gdy drogę zagrodził im jeden z braci Ominisa, ciemnowłosy Denis.
- Wybieracie się dokądś? - spytał znużonym głosem.
- Nie słyszałem, by ojciec nałożył na nas areszt domowy - odpowiedział ślizgon lodowatym tonem.
Denis przechylił głowę i zmrużył oczy. Jego starszy brat, Mofrin, był porywczy i głośny, ale to właśnie Denis był tym, którego należało się obawiać. Aurora nie miała co do tego wątpliwości.
- Zwyczajnie... radziłbym uważać - rzekł, łącząc przed sobą dłonie. - Pożałujecie, żeście przybyli do tego domu.
W tonie jego głosu nie było słychać groźby, a raczej ostrzeżenie. I to przeraziło Aurorę jeszcze bardziej.
- Twoja troska jest zbędna - odparł Ominis, unosząc wyżej głowę. Nagi syknęła potwierdzająco, ukazując ostre kły.
Denis nawet się nie wzdrygnął, choć zapewne wielu na jego miejscu już by uciekało.
- Jak uważasz, bracie.
Po tych słowach odwrócił się i zniknął w głębi domu.
- Co... - zaczęła Aurora, ale Ominis jej przerwał.
- Nie zwracaj na niego uwagi.
Wyszli na ośnieżony ogród. Chłopak wyciągnął różdżkę, która pierwszy raz od dłuższego czasu rozbłysła czerwienią.
Szli w ciszy po nieodśnieżonych dróżkach, zostawiając za sobą głębokie ślady. Nagi posykiwała co chwilę, aż w pewnym momencie ślizgon westchnął i przystanął, a wtedy jego gadzia przyjaciółka wspięła się na jego ramiona i syknęła po raz kolejny, tym razem bardziej... wesoło.
CZYTASZ
Wężousty | Ominis Gaunt
FanfictionStarożytna magia jest potęgą, a po potęgę sięgają czarne charaktery. Co jednak, jeśli samemu wejdzie się do gniazda węży? Po wszystkim co działo się na piątym roku nauki w Hogwarcie, ślizgonka Aurora Volien, czarownica panująca nad starożytną magią...