Rozdział 24

428 32 10
                                    

Aurora przebudziła się z samego rana i otworzyła oczy tylko po to, by na drugiej poduszce dostrzec parę żółtych, wpatrujących się w nią ślepi.

Wydała zduszony okrzyk i niemal spadła z łóżka. Wąż syknął krótko, zupełnie jakby się z niej śmiał.

Wycelowała w niego palec.

- To nie jest śmieszne!

Nagi wytknęła język, po czym spełzła na podłogę i zwinęła się przy drzwiach. Utkwiła w ślizgonce wyczekujące spojrzenie, a przynajmniej tak to wyglądało.

- Jak w ogóle się tu dostałaś? - spytała, jednak gad, mimo swojej wybitnej inteligencji, nie potrafił mówić.

Aurora wstała z łóżka, przebrała się w identyczną do wczorajszej sukienkę, tylko że w kolorze nocnego nieba i rozczesała szybko włosy. Potem zerknęła na węża.

- Rozumiem, że gdzieś idziemy?

Podeszła do drzwi i otworzyła je. Nagi wypełzła na zewnątrz, a następnie ruszyła pod sypialnię Ominisa, gdzie syknęła głośno. Parę uderzeń serca później ślizgon wyszedł ze swojego pokoju, ubrany w czarne spodnie, buty sięgające kolan i białą koszulę. W ramionach trzymał dwa płaszcze, z czego jeden wyciągnął w stronę Aurory.

- Załóż. Chcę pokazać ci jedno miejsce. I zjemy tam też śniadanie - oznajmił cicho. 

Na jego twarz powrócił ostry wyraz, zupełne przeciwieństwo tego, co widziała wczoraj, gdy siedziała mu na kolanach, on bawił się jej rozpuszczonymi włosami, a jedynymi dźwiękami w pokoju było brzmienie ich pocałunków...

Na twarz dziewczyny wypłynął gorący rumieniec.

Przyjęła płaszcz, niezwykle przyjemny w dotyku i zarzuciła go na siebie. Potem Ominis złapał ją za rękę i ruszyli pustymi korytarzami. Nagi postanowiła pełznąć obok nich, zamiast opleść się wokół swojego pana.

Już niemal wychodzili na zewnątrz przez tylne wyjście, gdy drogę zagrodził im jeden z braci Ominisa, ciemnowłosy Denis.

- Wybieracie się dokądś? - spytał znużonym głosem.

- Nie słyszałem, by ojciec nałożył na nas areszt domowy - odpowiedział ślizgon lodowatym tonem.

Denis przechylił głowę i zmrużył oczy. Jego starszy brat, Mofrin, był porywczy i głośny, ale to właśnie Denis był tym, którego należało się obawiać. Aurora nie miała co do tego wątpliwości.

- Zwyczajnie... radziłbym uważać - rzekł, łącząc przed sobą dłonie. - Pożałujecie, żeście przybyli do tego domu.

W tonie jego głosu nie było słychać groźby, a raczej ostrzeżenie. I to przeraziło Aurorę jeszcze bardziej.

- Twoja troska jest zbędna - odparł Ominis, unosząc wyżej głowę. Nagi syknęła potwierdzająco, ukazując ostre kły.

Denis nawet się nie wzdrygnął, choć zapewne wielu na jego miejscu już by uciekało.

- Jak uważasz, bracie.

Po tych słowach odwrócił się i zniknął w głębi domu. 

- Co... - zaczęła Aurora, ale Ominis jej przerwał.

- Nie zwracaj na niego uwagi.

Wyszli na ośnieżony ogród. Chłopak wyciągnął różdżkę, która pierwszy raz od dłuższego czasu rozbłysła czerwienią.

Szli w ciszy po nieodśnieżonych dróżkach, zostawiając za sobą głębokie ślady. Nagi posykiwała co chwilę, aż w pewnym momencie ślizgon westchnął i przystanął, a wtedy jego gadzia przyjaciółka wspięła się na jego ramiona i syknęła po raz kolejny, tym razem bardziej... wesoło.

Wężousty | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz