Rozdział 11

234 14 5
                                    

WINSTON

Minęły już dwa miesiące, a Weney nadal się do mnie nie odzywała.
Nie pisałem, nie dzwoniłem, tak jak prosiła, jednak chciałem, w każdej chwili złapać za telefon i spytać, czy wszystko w porządku, jednak w ostatniej chwili się powstrzymywałem, aż do dnia, w którym to ona się odezwała.

Weney:
Potrzebuję cię.

Tylko tyle wystarczyło, bym zerwał się na proste nogi, nie zwracając uwagi na wołanie Kellana i przekleństwa Kaden'a, którzy omawiali jakiś plan, który szczerze miałem głęboko w dupie. Wbiegłem na ulicę, o mało nie zostając potrąconym przez samochód i biegnę do swojego auta.

Zatrzymuje się kawałek od jej domu i wysiadam, patrząc na uchylone okno.
Gdy wchodzę do środka, widzę skuloną Weney, a do moich uszu dociera jej cichy płacz. Podchodzę do niej i łapie jej twarz, patrząc w przekrwione oczy.

-Co się stało, słodka?- pytam szeptem, gładząc kciukami, odzianymi w rękawiczki, jej policzki.

-Miałam koszmar.

Wtuliła twarz w moje dłonie, jakby dawały jej ciepło i przymknęła oczy, zaciągając nosem. Przyciągam ją do siebie i przytulam, a ona natychmiast się we mnie wtula.

-Wszystko jest już dobrze.
Jestem obok ciebie, Moja słodka.

Uspokaja się i robi coś, czego się nie spodziewałem. Całuje moje usta, a gdy nie oddaje pocałunku oszołomiony, wciska swoje usta mocniej w moje, a jej drobne, gładkie dłonie pachnące różami znajdują się na mojej koszuli, a ja niewiele myśląc oddaje pocałunek, jednak natychmiast się odrywam, gdy jej palce powędrowały do moich guzików.

-Weney, nie możemy.- mówię i łapie jej dłonie w swoje.- Jesteś w histerii, a ja nie chcę cię skrzywdzić. Chce być również pewny, że tego chcesz.

Patrzy na mnie zamglonym wzrokiem, ale po chwili spuszcza głowę i przymyka powieki.

-Przepraszam, tak bardzo przepraszam.- szepcze łamliwym głosem, a ja ponownie ją przytulam i całuje policzki, na których są zaschnięte łzy.- Zostaniesz ze mną?

-Jeśli tylko tego chcesz, kochanie.

Blondynka ochoczo kiwa głową, a ja informuję ją, że idę wsiąść prysznic.
Rozbieram się do naga i patrzę na swoje ciało w obrzydzeniem. Moją skórę pokrywają tatuaże i liczne blizny, które nigdy nie wyblakły.
Odwracam wzrok i wchodzę pod prysznic, włączając lodowatą wodę, po moim karku spływa deszcz, gdy woda spływa na moje ciało.

Przemywam dłońmi twarz i patrzę w lustro, które jest zamontowane naprzeciwko prysznica, wiedząc już, jak je wykorzystać. Szybko jednak te myśli ulatują, gdy ktoś puka do drzwi łazienki, a po chwili słyszę zachrypnięty głos Weney:

-Wszystko w porządku?
Siedzisz już tam pół godziny, myślałam, że się utopiłeś.

Wybucham śmiechem, nie potrafiąc się powstrzymać. Patrzę na drzwi z uwielbieniem, wiedząc, że Weney nadal pod nimi stała. Dzieliły nas tylko drzwi i gdyby tylko zechciała i była w lepszym stanie, pieprzył bym ją pod tym prysznicem, każąc patrzeć jej na to, co robię.

-Wszystko jest dobrze, Moja słodka.
Jeszcze się nie utopiłem dla twojej wiadomości.- mówię, a po chwili słyszę jej cichy śmiech i kroki.

Ostatni raz obmywam się wodą i wychodzę spod prysznica, wycierając się zielonym, puchatym ręcznikiem.
Skojarzyłem ten kolor z kolorem jej ślicznych oczu.

Ubieram się ponownie w koszulę i spodnie. Zapinając pasek, wychodzę z łazienki, patrząc na Weney, która siedziała na łóżku z przygotowaną bielizną i piżamą. Przełknąłem ślinę, na myśl o tym, że dzisiaj znowu zobaczę ją w tym cudownym ubraniu i od razu skarciłem się za tę myśl, zachowując się, jak niewyżyty pies.

°Winstony Blue and Red Roses° 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz