Rozdział 25

198 10 3
                                    

WENEY

Rok później.

Byłam ubrana w białą suknię i właśnie siedziałam przed moim mężem, którym stał się przed chwilą Winston. Był ubrany, jak zwykle w czarny garnitur i ten jebany debil był już odrobinę wstawiony.

-Winston, twoja żona wygląda, jakby chciała cię zabić.- słyszę obok siebie głos Kellana, który uśmiecha się szeroko do mnie i całuje w policzek.
Mój mąż wpatruję się w mojego przyjaciela z przymrużonymi oczami i zaciska szczękę.- Boże, tylko pocałowałem ją w policzek.

-Aż w policzek.- mamrocze Winston i powoli się podnosi, niebezpiecznie się chwiejąc, podchodzi do nas i zaborczo chwyta mnie w talii.- To moja żona, ty masz swoją.

W tle słyszę również śmiech Francy, która od ponad roku stała się moją dobrą koleżanką. Kellan i Francy również kłócą się w swoim małżeństwie i widać, że naprawdę się pokochali, mimo iż brunet rok temu zarzekał się, że to małżeństwo z rozsądku i nigdy się nie pokochają.

-Mam ochotę ją wyrzucić z mojego domu.

-To też mój dom, zjebie pierdolony!- krzyczy kobieta i uderza go w ramię.- To prędzej ja cię wyrzucę na bruk, przejmę twoje pieniądze, dom i wszystko inne. Znajdę innego milionera, który zaraz umrze i będę jeszcze bogatsza.

Kellan patrzy na swoją żonę z przerażeniem i delikatnie chwyta ją za barki i lekko potrząsa.

-Ty się dobrze, kurwa, czujesz?

Nie słyszę już ich kłótni, ponieważ do moich nozdrzy dociera zapach papierosów i whisky. Patrzę na Winstona, który ma lekko uśmiech na ustach i powoli obraca swoją obrączką, która jest wykonana z białego złota i pod spodem ma grawer „Mio per sempre.” Bo taki właśnie jest Winston, mój na zawsze i tylko mój.
Patrzę na swój pierścionek zaręczynowy oraz obrączkę, która ma podobny grawer do tego, co ma czarnowłosy i również się uśmiecham.

-Cieszę się, że wtedy weszłaś do tego gabinetu.- szepcze mężczyzna i przytula się do mojego brzucha.
Całuje go przez materiał białej sukni i szeroko się uśmiecha. Mimo iż było tylko pięć procent szans na to, że będziemy mieli dzieci, Winston wierzył, że któregoś dnia będzie tam jego mały Winstonek. Ja również w to wierzyłam i miałam ogromną nadzieję, że kiedyś nam się uda.

-Moja. Tylko moja.

Nadal opiera się o mój brzuch, a ja przeczesuje palcami jego czarne włosy, przez co on wzdycha z przyjemności i prosi, żebym nie przestawała. Robię o co prosi i drapie go delikatnie czerwonymi paznokciami.

-Boże, dziękuję ci za tą kobietę.

Zaczynam się cicho śmiać, a po kilku minutach słyszę ciche chrapanie mojego męża.

W końcu byliśmy szczęśliwi.

~•~

Obudziłam się sama, naga i szczęśliwa. Zeszłam do kuchni, mając szeroki uśmiech, a gdy zobaczyłem mojego męża, który gotował gofry w samych dresach, powiększył się.

-Dzień dobry, skarbie.- wymamrotałam i wtuliłam się w jego nagie plecy, czując jak robi mi się ciepło.

-Dzień dobry, różyczko.

Różyczko.

Uwielbiałam, kiedy tak mnie nazywał.
Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i przyciągnął do siebie, całując moją głowę. Oderwałam się od niego i usiadłam przy stole, wpatrując się z zachwytem w mojego mężczyznę.

-Smacznego, żono.

-Wzajemnie, mężu.

Gdy kochaliśmy się w nocy, Winston przez cały czas powtarzał, jaką ma piękną żonę, a ja nie mogłam powstrzymywać uśmiechu i łez.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że Winston Walencii, mężczyzna, który wchodził do mnie przez okno, nazywa mnie moja słodka i chce mieć ze mną dzieci, jest teraz moim mężem, który bezgranicznie mnie kocha.

-Żryj, a nie się tak we mnie wpatrujesz.- czarnowłosy zaczyna cicho się śmiać, a ja rzucam w niego maliną.

-Spierdalaj, popierdoleńcu.

Zjedliśmy i ubraliśmy się. Podjechaliśmy pod dom Kellana, który otworzył nam pół nagi drzwi. Winston próbował zakryć mi oczy, jednak skutecznie się od niego odsunęłam, przez co przez cały obiad mój mąż wpatrywał się w bruneta z nienawiścią w oczach.

Potem pojechaliśmy w to samo miejsce, w którym Winston dokładnie rok temu mi się oświadczył. Przez całą drogę po plaży miałam łzy w oczach i uśmiech. Trzymaliśmy się za dłonie i patrzyliśmy na małe dzieci, bawiące się w wodzie i przy brzegu.
Kochałam to miejsce, ponieważ było miejscem, które miało wyjątkowe miejsce w moim sercu i które będę pokazywać moim przyszłym dzieciom.

-Wracajmy już do domu, robi się ciemno.- zgodziłam się kiwnięciem głową i ostatni raz spojrzałam w stronę murku.

Odjechaliśmy i weszliśmy do naszego domu. Rhysand wyjechał, a matka braci nigdy nie wróciła i ślad po niej zaginął. Winston parę miesięcy temu opowiadał mi o całym swoim dzieciństwie, a ja nie potrafiłam powstrzymać łez. Każdego dnia całowałam jego blizny, mówiąc jak bardzo piękny jest. Bo był, w moich oczach był pieprzonym arcydziełem, które każdego dnia chciałam czcić.

-Kocham cię, Moja słodka Weney.

-Ja ciebie też, Winstonie.

Dla Winstona byłam, jak delikatna, czerwona róża, a on był niebieskim winstonem, którego palił codziennie.
Był trucizną, którą się zaraziłam, ale ona mnie nie zabiła tylko wzmocniła.

Mimo iż byliśmy cholernie zagubieni, odnaleźliśmy drogę do siebie i w końcu zrozumieliśmy, co to znaczy słowo „kocham.”

~KONIEC~

Niestety rozdział jest krótszy niż inne, jednak dotarliśmy do końca.
Cieszę się, że mogłam napisać razem z wami tą historię i jestem absolutnie wdzięczna za to, że nadal tutaj jesteście i mnie wspieracie❤️

Kocham was cholernie mocno❤️❤️

Roverta~



°Winstony Blue and Red Roses° 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz