VIII

127 16 53
                                    

Nie wiem nawet kiedy Fryderyk wyszedł na scenę. Kulturalnie się ukłonił i spod jego palców zaczął wybrzmiewać fortepianowy ósmy cud świata, zwany również Nokturnem Es-Dur op. 9 No. 2.

Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Podobnie zresztą minęła mi pozostała część recitalu - na zachwycaniu się i niewerbalnym wychwalaniu Chopina w mojej głowie. Norwidowi również się podobało, zresztą jak każdemu obecnemu na wydarzeniu.
W oddali dostrzegłam głowę pewnego Węgra, robiącego uroczą minę w stronę wykonawcy. Uśmiech na mojej twarzy poszerzył się i skupiłam swoją uwagę na Fryderyku.

Gdy oklaski ucichły, a wszyscy powoli zaczęli się rozchodzić i w życie weszła kolejna część wieczoru, czyli ta na spożytkowanie zbyt dużej ilości alkoholu, wraz z Cyprianem dołączyliśmy do kółka dyskusyjnego uskutecznionego przez Frysię, Julka i tą kur- znaczy się, Krasińskiego.

- Uszanowanie, Mocium Panowie - zdobyłam się na jak najbardziej dziwne przywitanie. Cypek jedynie uśmiechnął się słabo. - Pozwolicie, że my również oddamy się fascynującemu zajęciu wymieniania z Wami zdań.

- Ależ naturalnie, to dla będzie dla mnie czysta przyjemność! - Słowacki miał taki słodki głosik. I rozanielony wyraz twarzy. Z jednej strony był uroczy, a z drugiej chciało mi się płakać.

Rozmawialiśmy więc wyjątkowo cicho, jakby w jakiejś obawie, której nie potrafiłam dokładnie zinterpretować i określić w odpowiedni sposób.
W końcu jednak poznałam jej prawdziwe imię, zdecydowanie szybciej niż chciałam. Właściwie w ogóle nie chciałam.

Wątły chłopaczek wyszedł na środek auli i po teatralnym odchrząknięciu, wyszczebiotał coś niewyraźnie po francusku. Julek od razu się zestresował, co mnie wyjątkowo zaniepokoiło. Zobaczyłam też, że Adam niepewnie wychyla się z tłumu i staje na jego czele, nerwowo się uśmiechając w naszą stronę.

- Cyprian? Co ten Francuz powiedział? - panicznie pisnęłam do mężczyzny.

Norwid pokiwał głową, z miną znawcy języka, odwracając się w moją stronę.

- Chuj wie.

Odruchowo zerknęłam na Krasińskiego. Faktycznie, wiedział.

Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Tak naprawdę to sama domyśliłam się, jakie może być znaczenie tych słów, ale bałam się sama przed sobą do nich przyznać i do tego, czego zaraz będę świadkiem.

- Julek, to Twoja szansa, leć! - usłyszałam za sobą głos Zygmunta, który bezczelnie wypchnął Juliusza, z uśmiechem największego chuja świata™. Biedny Słowacki potknął się i wyprostował tuż przed Adamem, który również nie pałał specjalnym entuzjazmem.
Pojęłam, że poeci zostali wciągnięci przez kogoś do pojedynku pomiędzy nimi.

Kątem oka dostrzegłam, że Chopina też już z nami nie ma. On również jest w to zamieszany, znowu będzie przygrywał poetom podczas ich roastu.
Krasiński najwyraźniej świetnie się bawił kosztem poety, bo wesoło krzyknął coś do Julka, skandując jego imię, a ten odpowiedział mu słabym spojrzeniem.

- Cyprian, czy ty masz z tym coś wspólnego? - zapytałam, powstrzymując się przed wybuchem skrajnych emocji.

- Żartujesz sobie ze mnie? Czy ty widzisz wyraz mojej twarzy? Ja też kompletnie nie wiem, co tu się odpierdala!

Jęknęłam w duchu. Miałam nadzieję, że Norwid będzie miał dla mnie jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie, dlaczego mężczyźni, ewidentnie przerażeni muszą odgrywać to całe przedstawienie.
Kolejne pytanie bez odpowiedzi.

Patrzyliśmy w kierunku uczestników odgrywanej na środku sali szopki.
Fryderyk zaczął grać pierwszą lepszą melodię, posyłając Adamowi niepewne spojrzenie, bowiem tym razem to starszy z mężczyzn miał zacząć pierwszy swoją improwizację. Mickiewicz przełknął ślinę.

 Wieszcze i co jeszcze? || Słowackiewicz Au ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz